Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 25 listopada 2024 13:30
Reklama KD Market

Najczarniej pod latarnią

Sezon ogórkowy rozpoczęty. Amerykę zelektryzowała i podzieliła – a jakże – afera z Rachel Dolezal w roli głównej – białej kobiety, która przez dekadę udawała Murzynkę, obejmując szefostwo organizacji zrzeszającej i walczącej o równouprawnienie mniejszości rasowych. Wszystkim jest głupio i tylko sama Rachel idzie w zaparte, oponentom sugerując pocałowanie jej czarnej d...

37-letnia Dolezal przez ostatnie 10 lat kierowała odziałem Krajowego Stowarzyszenia Postępu Ludzi Kolorowych (NAACP) w Spokane w stanie Waszyngton. Wykładała też na lokalnym uniwersytecie, ucząc o kulturze afroamerykańskiej. Śniada cera, afro na głowie, kolorowe stroje, czarnoskóry mąż i dzieciaki. Nikt się nie czepiał bardzo jasnej jak na Afroamerykankę skóry ani zupełnie nienegroidalnych rysów. Dopiero rodzice Rachel wyciągnęli na wierzch tajemnicę pani prezes – że jest biała jak lody bambino. Jest tak biała, jak biała może być córka imigrantów z Czech i Niemiec.

Najpierw pomyślałem „ale jaja” i zacząłem się śmiać. Gdy dwa dni potem przestałem, poprosiłem moją żonę, żeby jako socjolog nakreśliła mi sens całej sytuacji. W obecnym transtożsamym świecie tak łatwo się przecież zgubić. Małżonka stwierdziła jednak, że przypadek jest bardziej psychiatryczny niż socjologiczny i tworzenie na jego potrzeby terminów typu „transrasowość” czy „czarność kulturowo-społeczna” jest stratą czasu i lepiej pójść spać. Ta chłodna, acz zdecydowana reakcja ostudziła moje liberalne światopoglądowe zapędy, by bronić pani Dolezal na barykadzie walki o równość i samostanowienie.

Nie mam najmniejszego problemu z tym, że Rachel Dolenzal czuje się czarna i stylizuje się na Afroamerykankę. Wolnoć Tomku w swoim domku, każdy może przebrać się za kogo chce i podkreślać swoją tożsamość w dowolny sposób. Granicą jest krzywda drugiego człowieka i ograniczanie jego praw. Nic mi do tego, czy Rachel chce być czarna i moim zdaniem każde ograniczanie tej chęci to zamach na jej wolność wyboru. Argumentacja Rachel i jej obrońców ma dużo sensu i kiedy mówią o rasie jako konstrukcie kulturowym i społecznym uczeniu się – mają rację. Dolezal rzeczywiście wychowywała się z czarnoskórym przybranym rodzeństwem i te wzorce mogły zdecydować o jej poczuciu rasowej przynależności. W pewnym momencie poczuła się być może bardziej komfortowo wśród Afroamerykanów, a spowodowany białą skórą dysonans spowodował, że zaczęła się przebierać. Cóż w tym złego? Proszę się rozejrzeć, ilu przebierańców wkoło – biali chłopcy przebrani za czarnych raperów z krokiem w kolanach dawno nie rażą. Ludzie opalają się, kręcą lub prostują włosy, malują się, poddają operacjom plastycznym, powiększając lub pomniejszając to i owo. Normalka, mamy XXI wiek. Nie ma zatem większego sensu czepiać się Rachel Dolezal z powodu jej rasowej kreacji. Problemem jest to, że świadomie i z premedytacją kłamała.

Mogła przecież powiedzieć prawdę. Coś w stylu: „Słuchajcie, jestem co prawda piegowatą blond bladziuchą, ale w środku czuję się czarna jak smoła, moje tętno pulsuje na dwa, a nad łóżkiem mam plakat Malcolma X. Jestem zdecydowana pracować na rzecz sprawiedliwości rasowej i tępić wszelkie przejawy rasizmu. Wiem, że się od Was różnię, ale proszę, pozwólcie mi zostać”. Rachel wybrała jednak ściemę – nakłamała w podaniu o pracę, że płynie w niej m.in. krew Afroamerykanina i Indianki, po czym przebrała się za Mulatkę, gładko i z hałasem wchodząc w rolę uciśnionej przedstawicielki mniejszości. Na tym koniku dojechała do ciepłej posadki i wszystko trwałoby dalej, gdyby jej złośliwi rodzice nie ujawnili szwindla.

„Co w tym złego?” – zapyta wielu, żyjemy przecież w czasach, kiedy kłamstwo i ściema to po prostu strategie marketingowe, a kłamią wszyscy. Poza tym, to przecież takie niewinne białe kłamstwo, a Rachel łgała dla dobra ogólnego i w imię wyższej idei. Może zabrzmię tu jak stary pierdziel, ale dla mnie kłamstwo jest kłamstwem niezależnie od intencji kłamcy. Tak mam, nie tylko ja zresztą. Sam Harris, filozof i pisarz, w swojej książce „Lying” („Kłamanie”) nie zostawia na „białych kłamcach” suchej nitki. Kłamstwo zawsze jest niszczące i toksyczne, a jego tworzenie w imię jakichkolwiek wyższych wartości jest niczym więcej jak próbą uniknięcia konsekwencji i uzyskania osobistych korzyści. Harris podawał znany z życia przykład dotyczący trudnej sztuki odpowiedzi na pytanie żony: „Kochanie, czy nie wyglądam w tym grubo?”. Powiedzenie prawdy spowoduje co prawda napływ focha i może oznaczać spanie na kanapie, natomiast standardowe białe kłamstwo „ależ skądże, wyglądasz świetnie” spowoduje sukcesywne zapuszczanie sadła, co z reguły kończy się poważnymi problemami zdrowotnymi. Nieokłamany grubas (bo przykład dotyczy przecież obu płci) być może weźmie się za siebie i zgubi oponkę.

W przypadku Rachel Dolezal białe kłamstwo krzywdzi afroamerykańską społeczność. Od afery z fałszywą murzyńską szefową NAACP długo będzie się kojarzyć nie z walką o prawa kolorowych, ale z naiwnością i nierozgarnięciem członków, co tylko utrwala stereotypy, z którymi organizacja stara się walczyć. Najlepsze, co może zrobić Dolezal, to przestać kłamać, przyznać się i odegrać ważną rolę w amerykańskim dialogu pomiędzy białymi i czarnymi. Może zostać białą aktywistką, albo czarną oportunistką, której zostanie napisanie książki i odcinanie kuponów od pięciu minut lekko śmierdzącej sławy.

Grzegorz Dziedzic

Na zdjęciu: Rachel Dolezal udawała, że jest Murzynką fot.arch. rodzinne/Eastern Washington University
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

ReklamaWaldemar Komendzinski
ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama