Duncan Keith po fantastycznej akcji i Patrick Kane po kapitalnej zespołowej kombinacji zapewnili Chicago Blackhawks trzeci w ostatnich sześciu latach Puchar Stanleya. „Czarne Jastrzębie” pokonały w szóstym meczu „Błyskawice” 2:0 i po raz pierwszy od 77 lat najcenniejsze hokejowe trofeum wywalczyli u siebie w domu.
W 1961, 2010 i 2013 roku Blackhawks kropkę nad „i” stawiały w wyjazdowych pojedynkach, teraz do ekstazy doprowadziły 23- tysięczną widownię w United Center, która mogła cieszyć się widokiem rzucanych w euforii na lodowisko po końcowej syrenie kasków i kijów.
Lightning dwukrotnie w tegorocznych play off z Detroit Red Wings i New York Rangers stawały pod ścianą i do szóstego meczu przystępowały z bilansem 2:3. Za każdym razem poradziły sobie, wygrały dwa ostatnie mecze i awansowały dalej. Tym razem sztuka ta im się nie udała. Na przeszkodzie stanęli nie tylko strzelcy bramek, Keith w końcówce drugiej tercji i Kane, kiedy do końcowej syreny pozostawało pięć minut. Oni finalizowali golami akcje, ale tych, dzięki którym Puchar Stanleya ponownie zawitał do Chicago było więcej.
Corey Crawford obronił 25 strzałów, kończąc mecz z zerowym dorobkiem strat. Wychodził obronną ręką z niewiarygodnych sytuacji, nie tylko w poniedziałkowy wieczór, również w poprzednich meczach, które otwierały drogę do mistrzostwa.
Znakomicie spisywała się defensywa. Keith w play off przebywał na lodowisku 700 minut, zdobywając 21 punktów. Został MVP finału, co obrońcom przytrafia się niezmiernie rzadko. Pozostali również spełnili zadanie, o czym świadczy fakt, że najlepsi strzelcy Tampa Bay Steven Stamkos i Tyler Johnson zdobyli w finałowej serii zaledwie jedną bramkę, podczas gdy w poprzednich meczach play off aż 20.
Nie zawiedli pozostali. Jonathan Toews, Andrew Shaw, Brandon Saad, Teuvo Teravainen, Antoine Vermette, Brad Richards, któremu w tamtym sezonie nie udało się zdobyć pucharu grając w Rangers. W Chicago spełnił swoje marzenia, podobnie jak kończący już karierę Kimmo Timonen.
Wszystkie dotychczasowe finałowe mecze Blackhawks z Lightning kończyły się zwycięstwami różnicą jednej bramki. Poniedziałkowy pojedynek przerwał tę serię.
Blackhawks nie przerwali na szczęście serii zwycięstw w meczach, kiedy prowadzili po dwóch tercjach. W tym sezonie zawsze kończyły się one wygraną. Aż 33 razy. Tak było i w szóstym finałowym pojedynku, który pozwolił powrócić Pucharowi Stanleya ponownie do Chicago.
Dariusz Cisowski
Reklama