W meczu na szczycie grupy B Ligi Światowej Polska po dramatycznym meczu uległa w Hoffman Estates USA 2:3. Była to pierwsza przegrana biało-czerwonych w tegorocznej edycji. Amerykanie wciąż pozostają bez porażki. Rewanż w sobotę o godz. 7.00
Jak było do przewidzenia w Sears Centre Arena Amerykanów była śladowa ilość, Polaków kilka tysięcy. Poubierani w biało-czerwone stroje, zaopatrzeni we flagi na których nie brakowało nazw miast od Gryfina, Białegostoku po Bielsko-Białą. Było to również sportowe święto dla polonusów z Detroit, Filadelfii, Nowego Jorku, Florydy, którzy z tej okazji zawitali do Chicago. Atmosfera była wspaniała, doping jeszcze lepszy, zabrakło tylko zwycięstwa.
W pierwszym secie Amerykanie objęli prowadzenie 5:2. Jednak dwa udane ataki Bartosza Kurka, Piotra Nowakowskiego oraz as serwisowy Michała Miki doprowadziły do remisu. Pierwsze prowadzenie 7:6 przyniosła zagrywka Nowakowskiego, a później aż do stanu 20:19, żadnej z drużyn nie udało się osiągnąć przewagi wiekszej niż jeden punkt. Przełamanie nastąpiło po dwóch kolejnych udanych blokach. Polacy wyszli na prowadzenie 22:20, a po chwili, dzięki skutecznym atakom Nowakowskiego i Mateusza Bieńka, przy stanie 24:21, mieli trzy piłki setowe. Fabian Drzyzga trafi na zagrywce w siatkę, Kurek źle przyjął i wydawało się, że losy pierwszej partii rozstrzygną się dopiero w grze na przewagi. Na szczęście David Lee powtórzył zagranie Drzyzgi i podobnie jak on posłał na zagrywce piłkę w siatkę. Tym sposobem Polacy wygrali inauguracyjną partię 25:23.
W drugiej odsłonie, głównie dzięki czterem skutecznym atakom Bieńka i Miki, oraz zepsutym zagrywkom Amerykanów, mistrzowie świata objęli prowadzenie 5:2, 13:9, 17:14. W tym momencie obudził się Murphy Troy, który nie tylko skutecznie atakował, ale również posyłał odrzucające zagrywki. To dzięki niemu Amerykanie objęli pierwsze w tej partii prowadzenie 21:20. W nastepnej akcji Nowakowski efektownym blokiem wbił piłkę do parkietu, ale dwa kolejne ataki nie zostały powstrzymane. Przy stanie 21:23 dzięki Michałowi Kubiakowi złapaliśmy kontakt, Bieniek obronił piłkę setową, jednak ostateczny cios zadał Troy i Amerykanie wygrali w takim samym stosunku, w jakim przegrali pierwszego seta.
Trzeci był najlepszy w wykonaniu Polaków. Świetnie atakował Kurek, dotrzymywał mu kroku Mika, swoje trzy grosze dorzucali Bieniek i Nowakowski. Coraz lepiej funkcjonował blok, a dobra gra w obronie umożliwiała wyprowadzanie kontr. Amerykanie nie potrafili znaleźć na to recepty, a brane przez ich trenera czasy miały głównie na celu wytrącenie Polaków z rytmu. Nie przyniosło to żadnych efektów. Biało-czerwoni wygrali tę partię łatwo i przekonywująco 25:19. To napawało optymizmem przed następną, która mogła zakończyć mecz.
Polacy jednak nie poszli za ciosem. Oddali inicjatywę Amerykanom. Wprawdzie trzymali cały czas kontakt punktowy, nawet w pewnym momencie, po asie serwisowym Nowakowskiego, objęli prowadzenie 17:16, a później po ataku Kurka 21:20, to jednak ostatnie słowo należało do gospodarzy. W końcówce dwa razy wyczuli zamiary Kurka łapiąc go na blok, w tym w ostatniej jego akcji ustalającej wynik seta na 22:25.
To musiało zaboleć, bo w tie-breaku na parkiecie rządzili już tylko Amerykanie. Objęli prowadzenie po zepsutej zagrywce Kubiaka i nie odali go już do końca. Zmarnowanych zagrywek było zresztą więcej. W siatkę piłkę posyłali Kurek, Drzyzga i Nowakowski. W secie do piętnastu zdobytych punktów takie błędy musiały mieć konsekwencje. Po ataku Kubiaka zmniejszającym deficyt do 6:7, wydawało się, że jest jeszcze wszystko możliwe. Jednak cztery kolejne punkty były dziełem gospodarzy. To było wyrokiem. Atak Kurka i as serwisowy Bieńka już tylko zmniejszyły rozmiary porażki, którą ostatecznie 9:15 i w całym meczu 2:3 urzeczywistnił chybiony atak Miki.
Powiedzieli po meczu:
Stephane Antiga (trener polskiej reprezentacji). „Przede wszystkim jestem pod wrażeniem ilości polskich kibiców na trybunach i atmosfery jaką potrafili oni stworzyć. Słyszałem o tym wcześniej, ale to co zobaczyłem przeszło moje wyobrażenia. Przegraliśmy z przeciwnikiem kompletnym, jeszcze lepszym od tego, któremu ulegliśmy na ostatnich mistrzostwach świata. Obawiałem się Murphy Troya i Russella Holmesa i obaj potwierdzili swoje walory. Kluczem do naszego zwycięstwa miała być odrzucająca zagrywka. Wiedzieliśmy, że jak dobrze odbiorą piłkę, to będą nie do zatrzymania. To nie zawsze zadziałało, szczególnie w końcówce czwartego seta i tie-breaku, w którym było za dużo zepsutych zagrywek. Wpływ na to mogło mieć zmęczenie i brak koncentracji.
Cieszę się, że Mateusz Bieniek zrobił gigantyczne postępy, a Bartosz Kurek udanie powrócił do zespołu. Dobrze odnalazł się w roli atakującego, a to nie jest łatwe, z uwagi na całkowiecie inne zadania jakie ma teraz na parkiecie”.
John Speraw (trener reprezentacji USA): „To był bardzo wyrównany mecz, w wielu jego fragmentach Polacy byli od nas lepsi. Jednak w kluczowych momentach, szczególnie w piątym secie, zagraliśmy naprawdę dobrze.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że występując na własnym parkiecie, czujemy się tak, jak byśmy grali na wyjeździe. Ale przecież jesteśmy krajem, w którym jest dużo grup etnicznych i nic dziwnego, że one dominują na trybunach. Nie potrafię jednak zrozumieć dlaczego na nas buczy się i gwiżdże. Wiem, że można, nawet powinno się kibicować swojej drużynie, ale skoro mieszka się w tym kraju, to buczenie na nas nie powinno mieć miejsca”.
Michał Kubiak: „Zadecydował czwarty set, w którym zabrakło trochę szczęścia w końcówce. W tie-breaku z kolei koncentracji i sił. Nie chcę w ten sposób pomniejszać sukcesu Amerykanów. Oni są w tej chwili najlepsi na świecie. W tym meczu to potwierdzili, tym bardziej szkoda, że nie potrafiliśmy wykorzystać szansy, by ich pokonać”.
Mateusz Bieniek: „Myślę, że byliśmy lepsi od Amerykanów i zwycięstwo, nawet za trzy punkty, było w naszym zasięgu. Drugi set był na wyciągnięcie dłoni, w czwartym też były duże szanse, niestety w obu przypadkach nie wyszły nam końcówki. Tie-break nie był najlepszy w moim wykonaniu i też całej drużyny. Nam nie wychodziło nic, im wszystko. Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego wnioski i w sobotę zrewanżujemy się Amerykanom.
Dariusz Cisowski
Reklama