Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 4 października 2024 10:24
Reklama KD Market

Cavaliers prowadzą 2-1, wielki wyczyn Jamesa



Koszykarze Cleveland Cavaliers w trzecim meczu finału ligi NBA pokonali u siebie Golden State Warriors 96:91 i w rywalizacji do czterech zwycięstw objęli prowadzenie 2-1. LeBron James zdobył dla zwycięzców 40 punktów.

James w finałowej serii łącznie zdobył już 123 punkty. Żaden inny zawodnik w historii NBA nie był tak skuteczny w trzech pierwszych spotkaniach decydującej rywalizacji.

- Po prostu robię to, co do mnie należy - powiedział tuż po zakończeniu wtorkowego meczu.

Cavaliers są teraz w połowie drogi do mistrzowskiego tytułu. Prześladowany kontuzjami zespół znów dał popis gry w obronie. Warriors w sezonie zasadniczym mogli się pochwalić najlepszą ofensywą, ale w pierwszej połowie zdołali zdobyć tylko 37 punktów i na przerwę schodzili przegrywając siedmioma "oczkami".

Kiepsko grał Stephen Curry. Rozgrywający "Wojowników" i najbardziej wartościowy zawodnik (MVP) sezonu w dwóch kwartach uzyskał tylko trzy punkty. W trzeciej części gry goście prezentowali się jeszcze słabiej. W pewnym momencie ich strata wynosiła już 20 pkt (48:68).

To jednak nie był koniec emocji. Podopieczni trenera Steve'a Kerra w ostatniej odsłonie złapali właściwy rytm i w szybkim tempie zaczęli niwelować różnicę. Odblokował się Curry, który ostatecznie zakończył spotkanie z dorobkiem 27 pkt.

Gdy do końca pozostawało 2.45 min Cavaliers wygrywali już tylko 81:80. Wtedy niesamowitą akcją popisał się Matthew Dellavedova. 24-letni Australijczyk był faulowany przez Curry'ego, a i tak w ekwilibrystyczny sposób trafił do kosza. Wykorzystał także rzut wolny.

Po chwili stratę popełnił Curry, a "za trzy" trafił James. Gospodarze tym samym odskoczyli na siedem punktów i mogli skupić się na obronie prowadzenia. Końcówka była nerwowa, ale nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa.

"Król James" tradycyjnie był postacią pierwszoplanową, jednak jego wysiłki na niewiele zdałyby się, gdyby nie Dellavedova. W NBA gra dopiero drugi sezon, a w podstawowym składzie znalazł się po pierwszym meczu finału, gdy kontuzji doznał Kyrie Irving.

W niedzielę był chwalony za świetną postawę w obronie przeciwko Curry'emu. Tym razem pokazał także solidną grę w ataku - zdobył 20 pkt. Dellavedovie nie można odmówić zaangażowania. Za bezpańską piłką bez wahania rzucał się na parkiet lub w pierwsze rzędy trybun.

- On chyba zrobiony jest ze stali - komplementował kolegę James.

W środę rano okazało się, że wysiłek włożony przez Dellavedovę w trzecie spotkanie finału był na tyle duży, iż z powodu silnych skurczów trafił on do szpitala.

Według komunikatu klubowego, koszykarzowi pierwszej udzielono pomocy jeszcze w hali Quicken Loans Arena, ale stamtąd został zabrany do szpitala. Poinformowano też, że do karetki dotarł o własnych siłach, ale skurcze dotyczyły "wielu obszarów". Nie wiadomo, czy w środę po południu zawodnik weźmie udział w treningu.

W ekipie Warriors pozostali gracze pierwszej piątki poza Currym uzyskali tylko 25 punktów, trafiając zaledwie 10 z 37 rzutów z gry. Sytuację ratowali rezerwowi, a wśród nich przed wszystkim Andre Iguodala - 15 pkt i David Lee - 11 pkt.

Przed finałem w roli faworytów stawiano koszykarzy z Kalifornii. Choć przegrywają 1-2, to nie należy ich skreślać. W takiej samej sytuacji byli w półfinale Konferencji Zachodniej. Wówczas wygrali trzy mecze z rzędu i wyeliminowali Memphis Grizzlies 4-2.

Następne spotkanie odbędzie się w czwartek, również w Cleveland.

(PAP)

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama