Hokeiści Tampa Bay Lightning wygrali w United Center z Chicago Blackhawks 3:2 i objęli prowadzenie w finale Pucharu Stanleya 2-1. Czwary mecz w rywalizacji do czterech zwycięstw odbędzie się w środę w Chicago.
Blackhawks do tej pory poniosły najmniej porażek na własnym lodowisku spośród zespołów walczących w tegorocznych play off. Z kolei Lightning odniosły na wyjazdach najwięcej zwycięstw. Po dwa razy wygrywali w Detroit i Montrealu, a w finale Konferencji Wschodniej aż trzykrotnie w Nowym Jorku.
Goście już na początku pierwszej tercji zasygnalizowali, że przyjechali podtrzymać zwycięską wyjazdową passę. Już w 6. minucie idealne podanie Victora Hedmana wykorzystał Ryan Callahan strzelając obok Coreya Crawforda. To było już trzecie spotkanie finału, w którym Tampa zadawała pierwszy cios na 1:0.
Strata gola ożywiłą gospodarzy, którzy stworzyli kilka wymarzonych sytuacji, z których, na szczęście dla przyjezdnych, Ben Bishop wychodził obronną ręką. Okres ogromnej przewagi „Czarnych Jastrzębi” zakończył się wyrównującym golem po dobrze rozegranej przewadze liczebnej. Zamek założony przez Blackhawks zaciskał się na broniącej się resztkami siły Tampie, która w końcu skapitulowała po dalekim strzale Brada Richardsa.
W drugiej tercji zaczęli dominować goście, siedem pierwszych strzałów było ich dziełem. Bramka Crawforda była jednak jak zaczarowana. Nawet grając w przewadze dwóch zawodników nie udało się „Błyskawicom” jej odczarować. Najlepszą sytuację do zdobycia bramki mieli jednak gospodarze. Po błędzie Valtteri Filppule w sytuacji sam na sam znalazł się Antoine Vermette, ale nie zdołał pokonać Bishopa.
Po bezbramkowej drugiej tercji, w trzeciej padły rozstrzygające bramki. Najpierw Blackhawks wyszły na pierwsze tego dnia prowadzenie 2:1 po składnej akcji wykończonej precyzyjnym strzałem Brandona Saada. Odpowiedź była jednak natychmiastowa. 13 sekund później Ondrej Palat w podbramkowym chaosie z najbliższej odległości umieścił krążek w siatce.
Kiedy wydawało się, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebna będzie dogrywka, na trzy minuty przed końcową syreną Lightning zadały decydujący cios. Podobnie jak przy inauguracyjnym golu atak wyprowadził Victor Hedman. Z lewego skrzydła idealnie podał do środka, a tam przytomnym strzałem Cedric Paquette ustalił wynik meczu, rehabilitując się za niewykorzystaną sytuację sam na sam z Crawfordem kilka minut wcześniej.
Kolejne spotkanie rozegrane zostanie w United Center w środę. By zachować nadzieję na powrót Pucharu Stanleya do Chicago, Blackhawks muszą za wszelką cenę wygrać. Innej opcji nie ma.
Dariusz Cisowski
Reklama