Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 4 października 2024 10:19
Reklama KD Market

Droga do Pucharu Stanleya otwarta



Hokeiści Chicago Blackhawks rozpoczynają w środę rywalizację o Puchar Stanleya. Na ich drodze do trzeciego trofeum w ciągu ostatnich pięciu lat staje młody, szybki i bardzo utalentowany zespół Tampa Bay Lightning. Dwa pierwsze mecze rozegrane zostaną na Florydzie.

Blackhawks w drodze do finału pokonały Nashville Predators 4:2 (dwa mecze zakończyły się po dogrywkach), Minnesota Wild 4:0 (trzy zwycięstwa różnicą jednej bramki) i Anaheim Ducks 4:3, wygrywając dwie ostatnie potyczki, w tym decydującą na lodowisku rywala.

Rywale chicagowian mieli trudniejszą, a przede wszystkim dłuższą drogę. W pierwszej rundzie wygrali z Detroit Red Wings 4:3, przegrywając dwa mecze u siebie, ale też tyle samo wygrywając na wyjeździe, w tym szósty przy stanie serii 3:2 dla Red Wings. W drugiej rundzie pokonali Montreal Canadiens 4:2. W finale Konferencji Wschodniej wykazali swoją wyższość nad New York Rangers 4:3. Trzy zwycięstwa wyjazdowe, w tym dwa bez straty bramki (piąty i siódmy mecz po 2:0). Gorzej im się wiodło na własnym lodowisku, gdzie przegrali dwa spotkania i tylko jedno wygrali. Wszyscy rywale Lightning należą do tzw. Original Six, czyli klubów, które zakładały ligę i z największymi tradycjami.

Doświadczenie i siła rażenia

36-letni Marin Hossa po raz piąty zagra o Puchar Stanleya. Do tej pory trofeum wywalczył dwukrotnie z Blackhawks. Oprócz Słowaka, w ekipie "Czarnych Jastrzębi" pozostało jeszcze czterech hokeistów, którzy zwyciężali w NHL w 2010 i 2013 roku, Jonathan Toews, Patrick Kane, Duncan Keith i Brent Seabrock.

Jedynym zawodnikiem Lighting, który może pochwalić się zdobyciem Pucharu Stanleya jest Fin Valtteri Filppula. Sięgnął po niego z Red Wings siedem lat temu.

Tegoroczny finał będzie szczególnym wydarzeniem dla 35-letniego Brada Richardsa z Blackhawks. W 2004 roku zwyciężył w rozgrywkach w barwach... Lightning. W tamtym roku grał w finale w Rangers, niestety nowojorczycy polegli z Los Angeles Kings.
Doświadczenie jest zdecydowanie po stronie Blackhawks, które również mają dużo większą siłę rażenia.

Lightning grają zupełnie inaczej niż Ducks. Nie tak siłowo, za to zdecydowanie szybciej i bardziej finezyjnie. Ich pierwsza i druga linia prezentują się znakomicie. Valtteri Filppula, Steven Stamros, Axel Killorn i Tyler Johnson, Ondrej Palat, Nikita Kucherow nie są wcale gorsi od wyśmienitych dwóch linii Blackhawks tworzonych przez Patricka Kane, Jonathana Toewsa, Brandona Saada i Mariana Hossę, Brada Richardsa, Bryana Bickella.

Blackhawks natomiast zdecydowanie górują w dwóch pozostałych liniach ataku. Patrick Sharp, Antoine Vermette, Teuvo Teravainen i Marcus Kruger, Andrew Shaw, Andren Desjardins są w stanie odwrócić losy meczu i przesądzić o jego wyniku. Takich umiejętności nie posiada w tych liniach Tampa Bay. A trzeba pamiętać, że jest jeszcze Kris Versteeg, który wprawdzie w tegorocznym sezonie nie błyszczał, ale zawsze jest gotowy wejść na lodowisko i przypomnieć, że strzeleckich umiejętności raz nabytych, nie traci się tak szybko.

Przeciążona defensywa i odrodzony Crawford

Z powodu kontuzji wypadł ze składu Michal Rozsival, a Kimmo Timonen też często boryka się z różnego rodzaju dolegliwościami. To sprawiło, że siła defensywy opiera się na Duncanie Keith (przeciętnie 31 minut na lodzie, 18 zdobytych punktów), który tworzy parę z Brentem Seabrookiem i na Niklasie Hjalmarssonie grającym z Johnym Oduya. Trzecia para David Runblad i Kyle Cumiskey stara się być solidną, ale często na przeszkodzie staje brak doświadczenia, co w finałowej potyczce może być jeszcze bardziej dające znać o sobie. Nie powinno być problemów w meczach kończących się w regulaminowym czasie. Jednak dogrywki, których nie można wykluczyć, mogą spowodować ubytek sił, a w konsekwencji błędy, kończące się utratą bramek.

Lightning prezentują się bardziej solidnie ilościowo, ale tylko para Victor Hedman z Antonem Stralmanem, naląca do ścisłej czołówki obrońców NHL, może jakościowo równać się z obrońcami Blackhawks. Dwie pozostałe są zdecydowanie słabsze. Należy jednak uważać na Nikitę Nesterowa, który może w każdej chwili wejść na lodowisko i nie tylko dobrze bronić, ale też celnie strzelić.

Jeżeli nie dały rady Blackhawks drużyny z takimi bramkarzami jak Pekka Rine, Devan Dubnyk i Frederik Andersen, to dlaczego miałaby dać radę Tampa z Benem Bishopem. Wprawdzie jako jedyny w historii NHL w siódmym meczu finału konferencji ani razu nie skapitulował, ale też nikt dotąd nie puścił po 5 i więcej bramek w trzech finałowych meczach konferencji na własnym lodowisku. A tego dokonał Bishop, wyjmując aż 17 razy krążek z siatki po strzałach napastników Rangers. Dużo lepiej radził sobie w Nowym Jorku. W czterech meczach skapitulował zaledwie cztery razy.

Corey Crawford rozpoczął play off fatalnie. Przez moment stracił nawet miejsce w bramce na rzecz Scotta Darlinga. Jednak powrócił, stając się najmocniejszym punktem zespołu. Jeżeli taką dyspozycję zachowa w wielkim finale, Puchar Stanleya po raz trzeci trafi do Chicago.

Dwa pierwsze spotkania finału ligi NHL odbędą się w środę i sobotę na Florydzie. Do United Center hokeiści powracają w poniedziałek i środę przyszłego tygodnia. Do ewentualnych następnych gier dojdzie 13 czerwca w Tampie, 15 czerwca w Chicago i 17 czerwca znów w Tampie.

Dariusz Cisowski

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama