Grażyna Auguścik, światowej sławy wokalistka jazzowa, jest praktykującą katoliczką. Wielkanoc obchodzi tradycyjnie. Przygotowuje się do niej już podczas rekolekcji i nabożeństw w Wielkim Tygodniu. Najczęściej spędza święto w Polsce, z mamą i całą najbliższą rodziną.
„Te święta są dla mnie ważną tradycją religijną, wewnętrznym przeżywaniem. Mają w sobie smutek, bo są związane ze śmiercią, a jednocześnie wielką radość, bo jest zmartwychwstanie”.
Wielki Tydzień to dla niej czas zadumy i wewnętrznego wyciszenia, czas postu – nie tylko kulinarnego, ale wewnętrznego. To przygotowanie na przyjście czegoś wielkiego, co się dzieje podczas Wielkanocy.
„W Polsce to są dwa dni bardzo rodzinnego święta. Pierwszy zaczyna się od rezurekcji o szóstej rano, później wspólne śniadanie, które jest symboliczne i w tym dniu najważniejsze. Oprócz potraw, które znajdują się w koszyczku wielkanocnym, mamy jeszcze inne, ale tego dnia u mnie w domu nie ma obiadu. Po śniadaniu każdy snuje się po domu, odpoczywa, coś tam sobie sam do jedzenia przyrządza i nie ma wspólnego obiadu” – mówi nam Grażyna Auguścik.
Zadaję sobie pytanie – jak żyć, żeby osiągnąć spokój i niezbędną w życiu harmonię. Wielkanoc jest jakimś odrodzeniem duchowym "
„W pierwszy dzień świąt – pamiętam, jeszcze jak byłam dzieckiem – nic nie robiliśmy. Nie można było nawet zmywać czy posłać sobie łóżka, nie było żadnych obowiązków. Mieliśmy zakaz robienia czegokolwiek, bo to było duże, bardzo duże święto. Teraz już się tego nie przestrzega, ale kiedyś tak było”.
O drugim dniu, poniedziałku, nasza rozmówczyni mówi jako o dniu odwiedzin, kiedy przychodzi rodzina bliższa i dalsza, czasem przyjaciele. Jest wtedy wspólny rodzinny obiad i tradycyjny śmigus-dyngus, który kiedyś zaczynał się już o północy.
„Mieszkałam na wsi i w latach mojej młodości było tak: rodzinne odwiedziny zaczynały się już w pierwszy dzień świąt, a kończyły się tak, że z wybiciem dwunastej godziny zaczynało się świętować śmigus-dyngus. Rano był zawsze potop w domu. Teraz tej tradycji już nie ma, choć zdarza się od czasu do czasu, zwłaszcza w małych miejscowościach”.
Wielkanoc w Ameryce wygląda nieco inaczej. Wtedy, kiedy Grażyna nie wyjeżdża do mamy w Polsce, spędza to święto w gronie przyjaciół, którzy są dla niej jak rodzina. Spotykają się na śniadaniu wielkanocnym, które jest trochę obiadem. Są wtedy ze sobą cały dzień, bo drugiego tu nie ma.
Zapytana, jakie znaczenie ma dla niej Wielkanoc, odpowiada: „To bardzo ważne święto, o pięknej wymowie. Rekolekcje to dla mnie rozważania nad swoim istnieniem, nad tym jak żyję, co robię, czy mogę coś zmienić, coś ulepszyć; zaduma nad tym, gdzie jestem, jak wygląda moje życie dzisiaj, czy mogę je udoskonalić duchowo. Zadaję sobie pytanie – jak żyć, żeby osiągnąć spokój i niezbędną w życiu harmonię. Wielkanoc jest jakimś odrodzeniem duchowym”.
Dwa lata temu w tragicznym wypadku zginął jej partner, z którym dzieliła życie przez dwadzieścia lat.
„Jako osoba wierząca wiem, że to, co jest dzisiaj, to nie koniec. I dlatego łatwiej było mi po wielkiej stracie – po śmierci Marka – przejść do normalnego życia, mając w sobie wiarę. To się stało przed Wielkanocą, dzień przed Niedzielą Palmową. Od tego czasu te święta są i już zawsze będą dla mnie trochę inne. Moja wiara nie była może bardzo głęboka, ale z tą tragiczną chwilą jeszcze się umocniła i jest ważnym elementem mojego życia. Pozwoliła mi i w dalszym ciągu pozwala przetrwać te bardzo trudne chwile. Bo choć fizycznie go nie ma, ja jestem spokojna. Wiem, że to nie jest jeszcze koniec tej wędrówki”.
Krystyna Cygielska
[email protected]