Premier Wielkiej Brytanii David Cameron spotkał się w poniedziałek z królową Elżbietą II po raz ostatni jako szef rządu w tej kadencji. Tym samym oficjalnie rozpoczęła się pięcioipółtygodniowa kampania przed wyborami parlamentarnymi rozpisanymi na 7 maja.
Audiencja odbyła się w Pałacu Buckingham, trwała 10 minut i była przede wszystkim formalnością. Wcześniej premier udawał się do monarchini, by oficjalnie prosić ją o rozwiązanie parlamentu przed wyborami. Jednak w tym roku po raz pierwszy rozwiązanie parlamentu nastąpiło automatycznie na mocy ustawy ustanawiającej terminy wyborów powszechnych (Fixed-Term Parliaments Act). Ministrowie pozostaną na czele swoich resortów do czasu sformowania nowego rządu, ale parlamentarzyści już teraz przestają pełnić swoje funkcje, a do wszystkich 650 okręgów wyborczych zostaną wysłane rozporządzenia w sprawie organizacji wyborów.
Po spotkaniu z królową Cameron wystąpił przed dziennikarzami na Downing Street. Było to jego pierwsze wystąpienie od oficjalnego rozpoczęcia kampanii przed wyborami, określanymi przez komentatorów jako najmniej przewidywalne od kilkudziesięciu lat.
Cameron powiedział, że podczas pierwszej kadencji na stanowisku szefa rządu rozpoczął "przemianę kraju" i chciałby od wyborców uzyskać szansę na "dokończenie rozpoczętego dzieła".
Rząd konserwatywny chce "gospodarki, która się rozwija, tworzy miejsca pracy i generuje środki na właściwie zarządzany i coraz lepszy NHS (publiczna służba zdrowia)" - zadeklarował. Opozycyjną Partię Pracy i jej przywódcę Eda Milibanda oskarżył o ryzykowanie "gospodarczego chaosu". Miliband "twierdzi, że dba o ludzi pracy, ale chce podwyższać podatki i zwiększać zadłużenie kraju" - podkreślił.
Wcześniej przywódca laburzystów wypomniał torysom, że dążąc do referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, stwarza zagrożenie dla brytyjskiego biznesu. Zaznaczył, że jego partia jest za pozostaniem kraju w UE i zamierza przywrócić jej pozycję przywódcy.
Miliband wytknął też konserwatystom, że brytyjska gospodarka co prawda podnosi się z kryzysu, ale w tempie najwolniejszym od ponad 100 lat, przy okazji windując koszty życia. Zadeklarował, że laburzystowski rząd podniesie standard życia "zwykłych ludzi pracujących" poprzez proporcjonalne rozłożenie ciężarów w społeczeństwie, a jednocześnie zmniejszy deficyt budżetowy i zachowa NHS.
W poniedziałek z królową spotka się jeszcze wicepremier Nick Clegg, szef współrządzących Liberalnych Demokratów, z racji pełnionej funkcji przewodniczącego Tajnej Rady (Privy Council), organu doradczego królów Anglii.
Z opublikowanego w niedzielę sondażu ComRes wynika, że Partia Konserwatywna prowadzi czterema punktami procentowymi przed Partią Pracy, 36 do 32 proc. Z kolei badanie opinii wykonane dla "Sunday Timesa" wskazuje na dokładnie odwrotny wynik.
Z uwagi na duże rozdrobnienie brytyjskiej sceny politycznej na wynik majowych wyborów mogą wpłynąć pomniejsze ugrupowania, w tym szkoccy czy walijscy nacjonaliści, Zieloni czy partie antyunijne, np. UKIP Nigela Farage'a. Analitycy spodziewają się, że kampania skupi się na kwestii brytyjskiego członkostwa w UE czy imigracji, choć na razie obie główne partie koncentrują się na gospodarce.(PAP)
Reklama