Prawie 2,5 tys. niebezpiecznych produktów, głównie zabawek i ubrań, nie trafiło na rynek UE lub zostało z niego wycofanych w 2014 r. dzięki unijnemu systemowi ostrzegania i wymiany informacji - podała w poniedziałek KE. W statystykach dominują wyroby z Chin.
Od 2013 r., kiedy powstał unijny system szybkiej wymiany informacji o produktach niebezpiecznych (RAPEX), między krajami członkowskimi oraz Islandią, Liechtensteinem i Norwegią wymieniono informacje o ponad 19 tys. niebezpiecznych wyrobów nieżywnościowych. Z wyjątkiem roku 2011 liczba notyfikowanych produktów rośnie z roku na rok, a w 2014 r. osiągnęła rekordowy poziom – 2435. To o 3 proc. więcej niż w 2013 r.
Jak wyjaśnia Komisja Europejska, dzięki systemowi informacje o niebezpiecznych produktach nieżywnościowych wycofanych z rynku lub od użytkowników gdziekolwiek w Europie są szybko przekazywane państwom członkowskim i Komisji Europejskiej. Dzięki temu w całej UE podejmowane są odpowiednie działania następcze. Może to być zakaz lub wstrzymanie sprzedaży, wycofanie z obrotu, wycofanie od użytkowników lub zablokowanie przywozu przez organy celne. Takich działań w 2014 r. odnotowano 2755.
Zarówno jeśli chodzi o notyfikacje, jak i działania następcze w zdecydowanej większości przypadków (odpowiednio 88 i 97 proc.) stopień ryzyka oceniono jako poważny.
Połowa produktów niebezpiecznych należała do jednej z dwóch kategorii – zabawek (28 proc.) lub odzieży, tkanin i wyrobów związanych z modą (23 proc.). Rzadziej notyfikacje dotyczyły urządzeń elektrycznych (9 proc.), pojazdów mechanicznych (8 proc.), produktów służących do pielęgnacji dzieci (3 proc.) i artykułów oświetleniowych (3 proc.).
"Zabawki nadal stanowią większość zgłoszeń. To pokazuje, że bezpieczeństwo produktów jest kluczowym zagadnieniem dla najsłabszych" - komentowała na konferencji prasowej unijna komisarz ds. sprawiedliwości, równouprawnienia i konsumentów Vera Jourova. Zapewniła, że UE pracuje z partnerami na całym świecie w sprawie stosowania wysokich standardów i prowadzi kampanie informacyjne dotyczące produktów dla dzieci. Podkreśliła też, że rośnie liczba zgłoszeń dotyczących produktów sprzedawanych przez internet.
Natomiast w przypadku działań następczych zdecydowanie dominowały te związane z motoryzacją (62 proc.).
Prawie dwie trzecie niebezpiecznych produktów zostało wyprodukowane w Chinach, łącznie z Hongkongiem (64 proc., tyle samo co w 2013 r.). Pytana, dlaczego od lat KE nie jest w stanie zredukować liczby niebezpiecznych produktów napływających z tego właśnie kierunku, Jourova przyznała, że była zaskoczona taką statystyką. Poinformowała, że trwają prace nad systemem specjalnych ostrzeżeń między Chinami a UE oraz trójstronną współpracą w tym zakresie obejmującą także USA.
Jedynie 14 proc. niebezpiecznych produktów zostało wytworzonych w którymś z państw UE lub Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Pochodzenie 7 proc. niebezpiecznych wyrobów było nieznane, z kolei 3 proc. powstało w Turcji.
Najczęściej ostrzeżenia dotyczyły produktów, które groziły zranieniem użytkownika (26 proc.) lub zatruciem środkami chemicznymi (25 proc.). W 12 proc. przypadków stwierdzono ryzyko udławienia, w 11 proc. – porażenia prądem, w 9 proc. – uduszenia przez owinięcie się którejś z części produktu wokół szyi.
Najwięcej notyfikacji o niebezpiecznych produktach przyszło w 2014 r. z Niemiec (296), Węgier (291) i Hiszpanii (290). Najwięcej działań następczych podjęto w Grecji (203), Szwecji (200) i Hiszpanii (198). Polska raczej nie wyróżnia się na tle innych państw. W 2014 r. z naszego kraju wyszły 44 notyfikacje, podjęliśmy też 49 działań następczych.
W przypadku każdego z 2435 produktów niebezpiecznych kraje, które dokonały notyfikacji w systemie, podejmowały jakieś kroki, żeby naprawić lub wycofać dany wyrób. Niemal dwa razy częściej (1524 przypadki) były to działania przymusowe, nakazane przez instytucje państwowe, a nie dobrowolne (858 przypadków), czyli zainicjowane przez biznes i uzgodnione z władzami.
Z Brukseli Rafał Lesiecki (PAP)
Reklama