W 2009 r. pisarz Glenn Kurtz znalazł w domu rodziców na Florydzie film z podróży dziadków po Europie w 1938 r. Między widokami Paryża, Brukseli i innych turystycznych atrakcji, kolorowa taśma uwieczniła 3 minuty z życia małego żydowskiego miasteczka w Polsce.
Odkrycie filmu zapoczątkowało kilkuletnie poszukiwania, w toku których Kurtz ustalił, że miasteczkiem na filmie jest Nasielsk w powiecie nowodworskim, gdzie urodził się dziadek Glenna. Zarejestrowani na taśmie ludzie to mieszkańcy niestniejącej już żydowskiej dzielnicy.
Do amerykańskich księgarni trafiła właśnie książka "Three minutes in Poland: Discovering a lost world in a 1938 family film" (wyd. Farrar, Straus and Giroux), w której Kurtz w pasjonujący sposób opowiada, jak krok po kroku docierał do potomków, krewnych, a nawet kilku wciąż żyjących osób, które rozpoznały się na filmie.
"Znalazłem ten film w szafie u rodziców w 2009 roku. To typowy rodzinny film z wakacji. Ale kiedy zobaczyłem, że został nakręcony w 1938 roku, zdałem sobie sprawę, że ma też wartość historyczną. Zarejestrowani ludzie za chwili mieli przecież doświadczyć Holokaustu. Chciałem ich jakoś uhonorować, dowiadując się kim byli. Nie chciałem, by film pozostał kolejnym przedwojennym filmem z jakiegoś miasteczka żydowskiego w Polsce" - powiedział w rozmowie z PAP Glenn Kurz.
Dziadek Glenna Kurtza, David, miał zaledwie kilka lat, gdy z całą rodziną wyemigrował w 1890 roku z Nasielska do Stanów Zjednoczonych. Byli częścią wielkiej fali emigracji z Europy Wschodniej w poszukiwaniu nowego, lepszego życia za oceanem. W podróż po Europie w 1938 roku, podczas której towarzyszyła mu żona Liza i trójka przyjaciół, zabrał kamerę 16 mmm, którą rejestrował zwiedzane miejsca - m.in. Paryż, Brukselę, Londyn, szwajcarskie Alpy oraz właśnie Nasielsk.
Ukazani na filmie mieszkańcy żydowskiej dzielnicy są wyraźnie zadowoleni z faktu, że są nagrywani. Wychodzą na ulicę, wyglądają z okien, dzieci biegną za kamerą, by choć na moment znaleźć się w jej kadrze.
"Myślę, że byli podekscytowani, że Amerykanin przyjechał do ich miasteczka. Nie dość, że przyjechał samochodem, który dziadek zapewne wynajął w Warszawie, to jeszcze miał kamerę. To musiało być duże wydarzenie w tej małej miejscowości" - mówi Kurtz.
Film, odrestaurowany i poddany obróbce cyfrowej przez Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, jest jednym z niewielu kolorowych filmów nakręconych przed II wojną światową na polskiej prowincji. Uwiecznił świat, którego już nie ma. Tuż przed wojną w Nasielsku żyło ok. 3 tys. Żydów (stanowili około połowę mieszkańców). Tylko około 80 wojnę przeżyło. Teraz, jak powiedział Kurtz, w Nasielsku nie mieszka już żaden Żyd.
ZOBACZ FILM:
"Przez pierwsze lata badań nie udało mi się znaleźć żadnego ocalonego, który pomógłby mi zrozumieć, co jest na filmie. Czułem wielką stratę. Pomyślałem, że znalazłem ten film za późno" - opowiada.
Wszystko zmieniło się, gdy nagle skontaktowała się z nim Marcy Rosen, która rozpoznała na filmie - udostępnionym na stronie internetowej Muzeum Holokaustu - twarz swojego dziadka, na filmie kilkuletniego chłopca wpatrzonego w obiektyw kamery. Kurtz natychmiast spotkał się z 90-letnim dziś Mauricem Chandlerem, który przeżył Holokaust dzięki fałszywemu polskiemu aktowi urodzenia, a po wojnie wyemigrował do USA.
"To był nadzwyczajne spotkanie" - wspomina Kurtz. "Film pana dziadka przywrócił mi dzieciństwo - usłyszał od Chandlera, który w Polsce nosił nazwisko Moszek Tuszendel - Teraz mogę pokazać, że nie jestem z Marsa". Dotąd nie miał choćby fotografii z Nasielska, która mógł pokazać dzieciom; nie znał żadnej osoby, z która mógłby dzielić wspomnienia.
Spotkanie okazało się przełomowe, gdyż Chandler dzięki nadzwyczajnej pamięci pomógł Kurtzowi zidentyfikować kolejne osoby na filmie. Udało mu się odnaleźć i porozmawiać z aż siedmioma ocalonymi, którzy przeżyli wojnę. Trzech, jak np. Faiga Tick, która rozpoznała się na filmie (zmarła w ub. roku wielu 96 lat w Kanadzie), przetrwało, bo, jak opowiada Kurtz "tuż po niemieckiej inwazji uciekli na wschód Polski i byli deportowani do Syberii". "Pozostali przetrwali, bo się ukrywali. Jedna z kobiet uciekła z getta i całą wojnę spędziła ukryta przez Polaka w komórce w opuszczonym mieszkaniu w Warszawie" - powiedział.
"To było nieoczekiwane, że udało mi się stworzyć wspólnotę ludzi, którzy pamiętali miejscowość i połączyć różne fragmenty pamięci, które pozostały" - opowiada Kurtz. W sumie w toku poszukiwać rozmawiał z ponad 75 osobami, którzy albo sami pochodzili z Nasielska albo z ich krewnymi. Większość żyje w USA, ale niektórzy także w Kanadzie, Izraelu, Wielkiej Brytanii, Australii i Argentynie.
Kurtz zaproponował im, by razem odwiedzić Nasielsk w 2014 roku. Tego roku przypada bowiem 75. rocznica początku wojny, ale też deportacji wszystkich Żydów z Nasielska - 3 grudnia 1939 r. Trafili do dwóch gett utworzonych w Łukowie i Międzyrzecu, skąd w 1942 roku zostali wywiezieni do Treblinki.
Aż 50 osób z entuzjazmem przyjęło pomysł. Razem przyjechali do Nasielska pod koniec października. Wśród nich był jeden ocalony - 91-letni Jan Głodek, który obecnie mieszka w Londynie. "Jestem pewien, że ta nasza 50-osobowa grupa była największą grupą Żydów w Nasielski od końca wojny" - powiedział Kurtz.
Dobrze wspomina wizytę. "Kiedy pierwszy raz skontaktowałem się z miastem w 2012 roku, byli trochę podejrzliwi. Ale kiedy przyjechaliśmy, burmistrz nas powitał, a lokalna biblioteka zorganizowała wystawę zdjęć, którą przygotowałem. Kilku członków grupy powiedziało mi, że słyszało jakieś nieprzyjemne komentarze, ale jako grupa byliśmy bardzo ciepło przyjęci" - powiedział Kurtz.
Najbardziej cieszył się ze spotkanie z uczniami lokalnej szkoły. Rozmawiali o historii Nasielska i jego żydowskich mieszkańców. "Niewiele wiedzieli, ale byli ciekawi, zadawali pytania. Mam nadzieję, że na tym jednym spotkaniu się nie skończy" - powiedział. Potomkowie Żydów z Nasielska zaoferowali też pomoc w odnowieniu zniszczonego podczas wojny cmentarza żydowskiego, na terenie którego teraz rosną drzewa.
Pisarz nie ukrywa, że film dziadka bardzo go zmienił. "Zawsze interesował mnie Holokaust, ale nie odczuwałem osobistego związku. Teraz czuje się członkiem wspólnoty ludzi z tej miejscowości, którą poniekąd stworzyłem. Istnieli, ale jak ich połączyłem. Cieszę się, że wpłynąłem na życie ocalonych, pomogłem przywrócić pamięć. Ale ważne jest też dla mnie to, że wpłynąłem na miejscowość i zrozumienie historii w Nasielsku, gdzie Polacy i Żydzi żyli razem przez 400 lat. Teraz toczy się tu debata, że kiedyś połowę społeczeństwa stanowili Żydzi".
Z Nowego Jorku Inga Czerny (PAP)
fot. Kadr z filmu z 1938 r. z Nasielska