Stawką nadchodzących wyborów do Kongresu jest kontrola nad Senatem. Większość prognoz wskazuje, że Republikanie ją przejmą. Wówczas ostatnie dwa lata prezydentury Baracka Obamy będą naznaczone jeszcze większymi podziałami i trudniej będzie mu sprawować urząd.
W najbliższy wtorek, jak zawsze co dwa lata, Amerykanie wybiorą cały skład Izby Reprezentantów i 1/3 składu Senatu. W 36 stanach odbędą się też wybory gubernatorów.
Jak wynika z prognoz i analiz wyborczych, Izba Reprezentantów pozostanie zdominowana przez Partię Republikańską (GOP). Bój toczy się natomiast o Senat, gdzie Demokraci mają obecnie przewagę (55 mandatów, wraz z dwoma niezależnymi, w 100-osobowym Senacie). Według analizy przeprowadzonej przez należącą do "New York Timesa" statystyczną platformę internetową Upshot, szanse Republikanów na przejęcie kontroli w Senacie wynoszą obecnie 71 proc.
Sondaże wskazują, że Republikanie łatwo zdobędą przynajmniej trzy z sześciu mandatów niezbędnych do uzyskania większości: w Montanie, Wirginii Zachodniej i Dakocie Południowej, a w kolejnych czterech: Arkansas, Alasce, Luizjanie i Kolorado - mają ogromne szanse. W kilku innych stanach walka jest bardzo wyrównana.
Nawet ludzie związani z Demokratami przyznają, że prognozy nie wyglądają dobrze. "Jakkolwiek by na to patrzeć, to będzie zły dzień wyborczy dla Demokratów" - powiedział w CNN były rzecznik Białego Domu Jay Carney.
W tym roku o reelekcję ubiegają się ci senatorzy, którzy zostali wybrani sześć lat temu (tyle trwa mandat senatora), a więc wygrali w 2008 roku. Był to rok totalnej porażki Republikanów. Amerykanie mieli dość wojny w Iraku, prezydent George W. Bush był niezwykle niepopularny, w dodatku kilka miesięcy wcześniej wybuchł kryzys finansowy. Barack Obama wygrał wybory prezydenckie, a kandydaci Demokratów do Kongresu pokonali Republikanów nawet w tzw. czerwonych stanach, a więc w tych, w których zwykle wygrywają Republikanie. Teraz muszą się w tych stanach bronić, co - z uwagi na ogromną niepopularność Baracka Obamy - jest bardzo trudne.
Tylko 4 na 10 Amerykanów pozytywnie ocenia jego pracę. To najgorszy wynik, od kiedy Obama sprawuje urząd prezydenta. W południowych stanach Obama jest jeszcze mniej popularny. Np. W Luizjanie poparcie dla niego wśród białych wyborców wynosi tylko 17 proc.
Komentatorzy nie mają wątpliwości, że gdyby Republikanie przejęli pełną kontrolę nad Kongresem, Obamie przez ostatnie dwa lata, jakie pozostały mu na urzędzie prezydenta, jeszcze trudniej będzie realizować swój program. "Izba Reprezentantów jeszcze bardziej przesunie się na prawo i będzie pod jeszcze większą presją, by przypodobać się swym skrajnie konserwatywnym wyborcom. Legislacyjne priorytety Obamy dalej będą ignorowane lub niszczone w Kongresie, jak to się dzieje od 2011 roku" - powiedział ekspert Brookings Institutions Thomas E. Mann.
Zapewne pojawią się propozycje zakazu aborcji i małżeństw osób tej samej płci czy obalenia reformy ochrony zdrowia, tzw. Obamacare. Nikt nie ma wątpliwości, że Obama zawetuje takie przyjęte "na pokaz" przez republikański Kongres ustawy. Gorzej, że zapomnieć będzie można o podniesieniu płacy minimalnej, inwestycjach w edukację czy o reformie imigracji - przewiduje w piątek "NYT" w artykule redakcyjnym.
Obamie już dotychczas niezwykle ciężko współpracowało się ze zdominowaną przez Republikanów Izbą Reprezentantów. Oprócz reformy imigracyjnej Republikanie blokowali reformę prawa podatkowego, zwiększenie inwestycji w infrastrukturę czy jakiekolwiek zaostrzenie prawa do posiadania broni. "Po przejęciu przez Republikanów Senatu życie Obamy pogorszy się jeszcze o tyle, że należy oczekiwać mniej nominacji sędziów czy członków rządu (do czego niezbędna jest zgoda Senatu - PAP) i więcej barier przy wdrażaniu ustawy o ubezpieczeniach zdrowotnych czy reformy finansów" - ocenił Mann.
W takiej sytuacji Obama zapewne w jeszcze większym stopniu niż dotychczas będzie sięgać do dekretów prezydenckich, by bez zgody Kongresu przynajmniej trochę pchnąć do przodu realizację swego programu. Oczekuje się, że tuż po wyborach ogłosi dekrety ws. zwiększenia liczby wydawanych zielonych kart (uprawniających do stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych), ograniczenia deportacji dzieci nielegalnych imigrantów czy walki z ociepleniem klimatu.
Z drugiej strony Republikanie, jako partia z natury bardziej liberalna gospodarczo, mogą być bardziej skłonni do postępu w negocjacjach handlowych, także jeśli chodzi o transatlantycką umowę z Unią Europejską. Oczekuje się też, że kontrolowany przez Republikanów Kongres będzie silniej naciskał na rząd ws. wydawania zezwoleń na eksport gazu LNG. Niewykluczone, że w polityce zagranicznej, np. wobec Rosji, Ukrainy, czy Państwa Islamskiego, Obama znajdzie więcej sprzymierzeńców w republikańskim Senacie niż dotychczas.
Nie brak też opinii, że kontrolując cały Kongres, a nie tylko jedną izbę, Republikanie będą musieli zachowywać się bardziej konstruktywnie niż dotychczas, bo trudno im będzie dalej zwalać całą winę na Obamę. Kontynuując obstrukcję, Republikanie ułatwiliby kampanię Demokratom w wyborach prezydenckich w 2016 roku. "Jeśli masz kontrolę, nie możesz być tylko partią +Nie+, musisz mieć jakiś program. (...) Bo w przeciwnym wypadku Hillary Clinton - jeśli będzie kandydatką Demokratów w wyborach prezydenckich - będzie prowadzić kampanię przeciw republikańskim kongresmenom" - powiedział na briefingu w Foreign Press Center redaktor "Politico" James Holmes, sugerując, że ułatwiłoby jej to kampanię.
Kończąca się kampania wyborcza była w tym roku wyjątkowo negatywna, nie tylko po stronie konserwatystów. “Przytłaczająca większość spotów wspierających Demokratów też ma charakter negatywny. Demokraci nie mają zbyt wielu pozytywnych rzeczy do powiedzenia; ich strategia polega więc na dyskwalifikowaniu przeciwnika” – powiedział prof. Kenneth Goldstein z Uniwersytetu w San Francisco, ekspert ds. kampanii wyborczych w USA.
Republikanie tematem przewodnim kampanii uczynili krytykę Obamy i bilansu jego prezydentury. Kwestionują jego przywództwo i zdolność do stawienia czoła takim problemom jak zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego czy zagrożenie ebolą. W odpowiedzi Demokraci często dystansowali się od swego prezydenta. Obama praktycznie nie zaangażował się publicznie w kampanię do Kongresu, nie licząc imprez mających na celu zbieranie funduszy dla kandydatów jego partii oraz udziału w kilku wiecach, ale tylko w przypadku Demokratów walczących o fotele gubernatorów. Zwłaszcza senatorowie, których reelekcja wisi na włosku - jak w Luizjanie, Arkansas, Alasce, Iowa czy Karolinie Północnej - nie chcieli w kampanii pokazywać się u boku Obamy.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Barack Obama fot.Katherine Taylor/EPA
Zamieszczone na stronach internetowych portalu www.DziennikZwiazkowy.com materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Codziennego Serwisu Informacyjnego PAP, będącego bazą danych, którego producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Alliance Printers and Publishers na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione.