Turnieje tenisa ziemnego polonijnych lekarzy i dziennikarzy mają swoją trzyletnią tradycję. Wymyślił je Sławomir Sobczak, organizacji podjął się dr Bronisław Orawiec. Sześcioosobowe zespoły rywalizują w grach pojedynczych i deblowych. Każdy z turniejów ma swoją historię, swoich zwycięzców i pokonanych, pozostawia wspomnienia. Te sportowe wyniesione z kortów i towarzyskie w gościnnych progach organizatora. Pewnie miłe, bo od początku jego istnienia skład uczestników jest praktycznie taki sam. Reprezentujący dziennikarzy Eugeniusz Jarząbek, Dariusz Wiśniewski, Tadeusz Szmelter i lekarzy Bronisław Orawiec, Janusz Dańko, Sławomir Puszkarski, Piotr Włodarczyk nie opuścili żadnego turnieju. W miniony weekend dołączyli do nich Andrzej Moniuszko, Dariusz Piłka, Andrzej Jarmakowski.
Dziennikarze mieli nadzieje, że w końcu, po dwóch kolejnych porażkach, przyjdzie czas na zwycięstwo. Lekarze natomiast byli pełni optymizmu, wszak ich sierpniowe mistrzostwa pokazały, że forma rośnie. Optymizm nie zawiódł, forma nie wyparowała. Wygrali cztery gry pojedyncze (Bronisław Orawiec, Andrzej Moniuszko, Piotr Włodarczyk i Sławomir Puszkarski) oraz dwa deble. Honor dziennikarzy uratował Eugeniusz Jarząbek, zdobywając dla swojego zespołu jedyny punkt.
Lekarze tym razem nie wystawili reprezentantki, a szkoda, bo dwie przedstawicielki dziennikarzy, które z konieczności zagrały ze sobą towarzysko, prezentowały naprawdę dobry poziom. Żałować też należy, że nie mogły swoich sił skonfrontować z panami, bo gdyby jedna z nich zastąpiła Andrzeja Jarmakowskiego, to ten uniknąłby kompromitacji, a Sławomir Puszkarski pewnie nie przeszedłby do historii jako ten, który wygrał bez straty gema. Doktor psychiatrii nie dał swojemu rywalowi nawet cienia nadziei na końcowy sukces. Zwyciężył szybko, łatwo i bez wysiłku. Dwa razy po 6:0.
Również w pojedynku deblowym Andrzej Jarmakowski nie miał swojego najlepszego dnia. Tutaj jednak niewymuszone błędy mają swoje usprawiedliwienie. Tworzył parę z Dariuszem Piłką. To nie mogło pozostać bez wpływu na jego dyspozycję. Nie chodziło wcale o osobę partnera, bo ten akurat grał zupełnie przyzwoicie, bardziej o to, że reprezentował on „Dziennik Związkowy”. Ten fakt rzeczywiście mógł dekoncentrować i wyprowadzać z równowagi. Tylko dlaczego aż tak bardzo...
Dariusz Cisowski
Zdjęcia: Dariusz Piłka