Eliminacje nie przyniosły zaskakujących wyników, chociaż w niektórych meczach na takie zanosiło się. W grupie pierwszej ubiegłoroczny zwycięzca Czarni Jasło zremisował z teoretycznie niżej notowanym Halnym i tylko minimalnie pokonał debiutującą w tym roku na polonijnym rynku piłkarskim Wisłokę. W grupie drugiej wolno rozkręcały się Eagles. Widać było, że wypożyczeni piłkarze nie są jeszcze ze sobą zgrani. Z Dąbrovią na kilka minut przed końcem był remis i dopiero dwie bramki zdobyte rzutem na taśmę zapewniły faworytom zwycięstwo. Również nie było łatwo z bardzo solidną Polonią Cleveland, dobrze broniącą się i groźnie atakującą z kontry. Ostatecznie „Orły” strzeliły bramkę i wyszły z grupy z pierwszego miejsca. W grupie trzeciej komplet zwycięstw odniosła Wisła, wygrywając po 2:0 z Jagiellonią i Igloopolem. W takim samym stosunku „Jaga” pokonała chicagowskich dębiczan i to ona wywalczyła awans.
Emocjonujące ćwierćfinały
Największą niespodziankę sprawiła Jagiellonia, eliminując występujące w Metropolitan Soccer League Connection. Damian Łysek zdobył bramkę z karnego, obrona wykonała swoje zadanie, bramkarz zachował czyste konto i stało się. „Jaga” wysłała do domu faworyzowanego rywala.
Na niespodziankę zanosiło się również w meczu Wisły z Dąbrovią. W regulaminowym czasie wynik był bezbramkowy. W rzutach karnych, przy stanie 3:2 dla Wisły, sędzia odgwizdał koniec meczu, choć do wykonania pozostały jeszcze dwie „jedenastki”. Dąbrovia pogodziła się jednak w decyzją, pogratulowała Wiśle zwycięstwa, choć gdyby upierała się przy swoim, wynik mógłby ulec zmianie. W sytuacji pomyłki sędziego rzuty karne powinny być egzekwowane od początku, a wtedy, kto wie, może bylibyśmy świadkami kolejnej niespodzianki.
Wynik trzeciego meczu też do końca trzymał w niepewności. Polonia Cleveland nie przestraszyła się gospodarza i walczyła z nim jak równy z równym. Ostatecznie Czarni Jasło wygrali po bramkach Rafała Zalewskiego 2:1, ale goście z Ohio pozostawili po sobie naprawde bardzo dobre wrażenie, zresztą nie tylko na boisku, również poza nim.
Spacerek miały tylko Eagles. Piłkarze Halnego wyszli na boisko prosto z namiotów i zanim na dobre przebudzili się, przegrywali już kilkoma bramkami. Ostetecznie skończyło się na 9 :0, chociaż gdyby zespół Arkadiusza Śliwy potraktował przeciwnika poważnie do końca meczu, to rozmiary zwycięstwa byłyby imponujące, porażki zaś druzgocące.
Półfinały zgodnie z planem
W półfinałach przedstawiciele Stawski Soccer League mieli szansę udowodnić, że niewiele ustępują zespołom z Metropolitan i National Soccer League. Nie do końca to się udało. Jagiellonia tylko do przerwy walczyła jak równy z równym. Miała nawet okazję na objęcie prowadzenia. Druga połowa potwierdziła jednak różnicę w klasie. Trzy strzelone przez Eagles bramki nie pozostawiły złudzeń, kto jest lepszy i kto zasługuje na awans do finału
W drugim półfinale nie zaskoczyło zwycięstwo Wisły, bo od dłuższego czasu prezentuje ona dobrą grę, ale wynik tej potyczki. Wygrać 5:0 z Czarnymi Jasło, zespołem, który w ubiegłym roku zdobył puchar, musi robić wrażenie. Dwie szybko strzelone bramki, niewykorzystana „setka” Czarnych, po której Wisła podwyższa wynik na 3:0 były ciosami, po których mistrz Stawski SL wprawdzie podniósł się, ale do końca nie odzyskał już równowagi. Jak się później okazało ciosy te były odczuwalne także w meczu o trzecie miejsce. Wykorzystała to Jagiellonia, która, mimo że przegrywała po pierwszej połowie 0:1 w drugiej po bramkach Łukasza Borysa i Piotra Sztafy ostatecznie wygrała 2:1, a czek, który zainkasowała postanowiła przekazać na koszty leczenia Roberto Ayali, który w tym meczu doznał poważnego urazu nogi.
Finał Piotra Śliwy
Konfrontacja oświadczonych „Orłów” z głodną sukcesu młodzieżą Wisły, mającą nadzieję, że w końcu uda jej się pokonać utytułowanego rywala zapowiadała się interesująca. Taka też była. Wiśle w pokonaniu Eagles znowu czegoś zabrakło. Skuteczności, kiedy marnowane byłu idealne sytuacje. Szczęścia, kiedy piłka po strzale Dawida Wiśniewskiego wylądowała na poprzeczce. Doświadczenia, kiedy w serii rzutów karnych przy stanie 3:1 wystarczyło wykorzystać jeden z dwóch pozostających, by przyjmować gratulacje, okazały czek i puchar. Jeszcze nie tym razem.
Pierwszą połowę Eagles grały pod wiatr, licząc na to, że w drugiej, kiedy już sił będzie brakować, jego podmuchy dodadzą większych skrzydeł. Jednak za dwie żółte kartki (druga bardzo mocno kontrowersyjna) Jakub Gurgul musiał opuścić boisko i plan został zburzony. Trudno było o śmielszy atak, trzeba było piłkę szanować, kontrolować ją, umiejętnie przetrzymywać. Tym sposobem udało się dowieźć bezbramkowy wynik do końca i liczyć na to, że „jedenastki” będą ich. I tak się stało. Eagles nie przestały wierzyć w zwycięstwo nawet wtedy, kiedy przegrywały 0:2 i 1:3. Wiedziały bowiem, kto stoi miedzy słupkami ich bramki. Piotr Śliwa obronił trzy ostatnie „jedenastki” wprawiając w zachwyt obserwatorów, w euforie kolegów z zespołów, w rozpacz młodych „wiślaków”.
Over-30 pod znakiem Eagles i Force
W eliminacjach turnieju over-30 trwał festiwal strzelecki Chicago Force i Eagles. Pierwsi zaaplikowali po pół tuzina bramek Hetmanowi i Igloopolowi. Drudzy rozbili Duchy 8:1. Tylko Polonez dotrzymywał kroku, remisując z Force 1:1. Szaflary, mimo dobrej postawy nie były w stanie równać do Eagles, choć porażka 1:3 wstydu im nie przynosi.
Po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej skomplikowanym złamaniu nogi, pojawił się na boisku Jakub Piotrowski. Nie było to wprawdzie wejście smoka najlepszego polonijnego napastnika, bo mając kawałek metalu i kilka śrub w lewej nodze, takim być nie mogło, ale zrobiło wrażenie. W eliminacyjnym meczu z Duchami Piotrowski, wchodząc na boisko z ławki rezerwowej, pięć razy strzelał i pięć razy celnie. W półfinale zdobył bramkę (kontuzjowaną lewą nogą), która pomogła Eagles wygrać z Polonezem 2:1. W finale, stojącym na bardzo wysokim poziomie, jego trafienie oraz dokładka Marcina Simsona sprawiły, że Eagles pokonały Chicago Force, lidera over-30 Metropolitan Soccer League, 2:0 i po raz drugi z rzędu zdobyły Puchar Lata.
Turniejowe opnie:
Piotr Śliwa (bramkarz i asystent trenera Eagles): – Mieliśmy bardzo mocną grupę. Zaskoczyła nas Dąbrovia, która do samego końca dotrzymywała kroku. Również Polonia Cleveland pokazała dobry futbol. W finale z Wisłą udało nam się obronić remis, mimo że bardzo długo graliśmy w dziesiątkę. Wisła miała swoje okazje, ale i my też mogliśmy przechylić szalę. W rzutach karnych zawsze większa odpowiedzialność spada na tego, który strzela. Ja miałem zero stresu, oni strach w oczach. Przed każdym karnym podchodziłem do strzelającego i widziałem, co czuje i jak bardzo boi się odpowiedzialności. To pomaga, stąd trzy obronione karne. Cieszymy się, że wygraliśmy. To co nie udało się w roku ubiegłym, powiodło się w tym razem.
Marek Wiśniewski (trener Wisły): – Mamy świadomość tego, że zwycięstwo było tak blisko. Mówiłem chłopakom przed meczem, że jak strzelimy pierwszą bramkę, to wygramy. Ustalone założenia taktyczne było realizowane. Graliśmy najlepiej jak potrafiliśmy. Stwarzaliśmy okazje. Bramka jednak nie padła. W rzutach karnych wystarczyło w dwóch ostatnich raz tylko trafić i zwycięstwo byłoby nasze. Piotr Śliwa jest naprawdę dobrym bramkarzem, ale to chyba brak doświadczenia moich piłkarzy trochę ułatwił mu zadanie. Szkoda. Pozostał żal, smutek i rozczarowanie tym, że nie potrafiliśmy wykorzystać tak wielkiej szansy.
Jakub Piotrowski (Eagles over-30): – Za tydzień kończe 30 lat i zrobiłem sobie świetny prezent. Powrócić na boisko po tak długiej przerwie i zdobyć króla strzelcó jest dla mnie miłym zaskoczeniem. Ale to dlatego, że miałem obok siebie dobrych piłkarzy. Granie z nimi to sama przyjemność. Dogrywali mi idealne piłki, ja tylko wykańczałem akcje. Trochę jeszcze blokuje mnie świadomość, że może coś się z kontuzjowaną nogą podziać, dlatego na boisku piłka mnie szukała, a nie ja jej. Myślę jednak, że będzie coraz lepiej i jesienią odzyskam pełną sprawność. A gdzie będę grać? Na dzień dzisiejszy w Eagles over-30.
Stanisław Łysek (trener Jagiellonii): – Jesteśmy na etapie budowania nowego zespołu. Wzmocniła nas młodzież i kilku piłkarzy, którzy chcą u nas grać. Zostawiliśmy na boisku dużo wysiłku, potu i serca. To jest podstawa naszego sukcesu, bo trzecie miejsce w tak dobrze obsadzonym turnieju, takim sukcesem z pewnością jest. Cieszymy się z tego. Jagiellonia potwierdziła, że w dalszym ciągu trzeba się z nią liczyć, a tym wszystkim, którzy postawili nad nią krzyżyk pragnę powiedzieć, że istniejemy i do przyszłego sezonu na pewno wystartujemy. Turniej stał na dużo wyższym poziomie, niż rok temu, jego organizacja również była bez najmniejszych zarzutów.
Tadeusz Ciężki (trener Czarnych Jasło, współorganizator turnieju): – Chciałbym przede wszystkim podziękować zespołom, działaczom, kibicom. To oni tworzyli wartość sportową i atmosferę tego turnieju. Myślę, że każdy, kto znalazł się tutaj, wywozi z Michigan dobre wspomnienia. Pracujemy nad tym, by turniej z każdym rokiem był coraz lepszy. Myślę, że to nam się udaje, a jeżeli ktoś czuje się rozczarowany, to przepraszamy i obiecujemy, że za rok będzie jeszcze lepiej. Szkoda, że mój zespół nie obronił pucharu, ale w półfinale trafiliśmy na bardzo dobrze dysponowaną Wisłę, a w meczu o trzecie miejsce Jagiellonia pokazała, że wciąż jest solidną firmą.
Dariusz Cisowski