W całych Stanach Zjednoczonych maleje liczba domów przejmowanych przez banki (foreclosure), ale w Chicago i okolicach − wbrew ogólnokrajowym trendom − rośnie. Nie ma na nie zbyt wielu chętnych.
W niektórych rejonach kraju wskaźniki procedury przejęcia spadły do tak niskiego poziomu, jakiego nie obserwowano nawet na długo przed kryzysem na rynku nieruchomości.
Dlatego tym gorzej wypada aglomeracja chicagowska w porównaniu z resztą Ameryki.
Jak informuje witryna internetowa Realty Trac, w czerwcu w powiecie Cook postępowanie przejęcia przez banki wszczęto w przypadku 1282 domów − to więcej niż w maju tego roku oraz w czerwcu 2013 roku.
W maju banki odebrały właścicielom w powiecie Cook 1127 domów, zaś przed rokiem, w maju − 1012 , zaś w czerwcu − 869.
Perspektywy w aglomeracji chicagowskiej na najbliższą przyszłość też nie są dobre. W czerwcu tego roku odnotowano wzrost liczby przypadków wszczęcia procedury przejęcia oraz liczby planowanych licytacji domów. Nieco optymizmu wnosi informacja, że te ostatnie wskaźniki były niższe od zeszłorocznych.
Ogółem w aglomeracji chicagowskiej jest aż 73 tys. nieruchomości objętych procedurą przejęcia lub już odebranych właścicielom − więcej niż w Nowym Jorku czy w Miami.
Równocześnie spada zainteresowanie nabyciem domów odebranych przez banki; posesje te są zwykle w żałosnym stanie. Gazeta "Chicago Tribune" podaje, że w czerwcu br. sprzedane zostały 384 domy stanowiące własność instytucji finansowych − o 25 proc. mniej niż w czerwcu 2013 roku.
Można się spodziewać, że nieruchomości, których już nikt nie chce − ze względu na bardzo zły stan − trafią do Banku Ziemi Powiatu Cook (Cook County Land Bank Authority, CCLBA). (O działalności tego banku piszemy w dzisiejszym numerze.)
(ao)
Reklama