Ojciec odwiedzający syna przebywającego w powiatowym areszcie utknął w poczekalni na ok. 30 godzin. Uwolnili go dopiero strażacy.
− Bardzo nam przykro z powodu tego, co ten człowiek przeszedł − tłumaczyła Cara Smith, dyrektor aresztu śledczego powiatu Cook. A miała z czego.
Podczas minionego weekendu mężczyzna został przypadkowo zamknięty w pustej poczekalni aresztu. Po 30 godzinach zdecydował się uszkodzić zraszacze w poczekalni, co zaalarmowało chicagowską straż pożarną. Po otrzymaniu sygnału w poniedziałek w nocy przybyli strażacy na miejscu znaleźli wygłodniałego i wycieńczonego człowieka.
Mężczyzna został wpuszczony do poczekalni o godz. 18 w sobotę. Czekał na rozmowę ze swym synem, do której nie doszło.
− Nie sprawdzaliśmy poczekalni, bowiem nie używamy jej w weekendy. Mężczyzna walił w drzwi, ale nikt go usłyszał − przyznała Smith. Dodała, iż obecnie trwają prace przy instalowaniu kamer bezpieczeństwa wewnątrz poczekalni.
Dodaje, iż mężczyzna w średnim wieku wpadł na doskonały pomysł uszkodzenia zraszacza, co pozwoliło strażakom zlokalizować uszkodzenie i ostatecznie przyjść przymusowo uwięzionemu z pomocą.
Mężczyzna został przewieziony do Rush University Medical Center, gdzie założono mu kilka szwów na rękę zranioną podczas uszkadzania urządzenia zraszającego.
− Prowadzimy dochodzenie, by ustalić jak mogło dojść do takiego zaniedbania − zapewnia Smith. (ak)
Reklama