Blisko połowa mieszkańców Nowego Jorku żyje na krawędzi ubóstwa. Problem dotyczy głównie ludności latynoskiej i azjatyckiego pochodzenia. Badania przeprowadzone przez ośrodek rozwoju zawodowego (Center for Economic Opportunity) wskazują, że blisko 46 proc. nowojorczyków ledwo wiąże koniec z końcem, mimo że od zakończenia recesji więcej ludzi ma pracę w pełnym wymiarze godzin.
Na ciężką sytuację połowy populacji największego miasta USA składają się niskie płace, brak świadczeń i wysokie czynsze. W ubiegłym tygodniu miejski kontroler Scott Stringer opublikował badania świadczące o tym, że na mieszkanie w Nowym Jorku stać tylko ludzi bogatych, choćby dlatego że w okresie 2000−2012, gdy płace praktycznie utrzymywały się na tym samym poziomie, opłaty za wynajem mieszkania wzrosły aż o 75 procent.
Bieda dotyka głównie azjatycką społeczność imigrancką nieznającą języka angielskiego i przez to niezdolną do załatwienia sobie pomocy z podstawowych programów rządowych. Większość z nich mieszka w dzielnicy Queens, która spodziewa się fali ludności z Brooklynu w poszukiwaniu tańszych mieszkań.
Burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio obiecał zwiększyć liczbę pracowników władających językami koreańskim i południowoazjatyckimi do pomocy w przyznawaniu imigrantom różnych świadczeń.
(eg)
Reklama