W lipcu w Amsterdamie odbyła się premiera niezwykłej opery o niewolnictwie zatytułowanej „Katibu di Shon”. Libretto do muzyki Randala Corsena napisał w karaibskim języku papiamento Carel de Haseth, a główną partię kobiecą śpiewała mezzosopranem Tania Kross. Do stworzenia scenografii i kostiumów została zaproszona Polka mieszkająca obecnie w Chicago – Jolanta Izabela Pawlak.
Rzeźba
Swoją pierwszą rzeźbę Jolanta wykonała w kamieniu, mając 12 lat. Przyjaciel ojca, rzeźbiarz, nauczył ją używania narzędzi. – To była rzeźba organiczna, podyktowana strukturą kamienia. A potem jeszcze zostawiłam ją w rzece, żeby woda ją skończyła. Żeby ją wygładziła.
W domu rozmawiało się o tym, jak traktować formę, jak patrzeć na przyrodę, jak rzeźbić w kamieniu i w drewnie – zgodnie z ich istotą.
Wiele czasu spędza sama w studiu, ale też zaprasza ludzi, żeby dla niej pozowali. Lubi z nimi w trakcie pracy rozmawiać. – Chcę w rzeźbionej formie opowiedzieć historię człowieka. I widzę, rozmawiając podczas wystaw, że te ukryte historie są odbierane. W Curaçao rzeźbiłam dzieci z domu dziecka, w tym dużo nieuleczalnie chorych. Były uszczęśliwione, że je rzeźbię, ale później dostawałam relacje, że w rzeźbie widoczny był ich smutek; widać było, że coś złego wydarzyło się w ich życiu.
Studiowała w Poznaniu rzeźbę i scenografię na Akademii Sztuki Wizualnej. Po skończeniu studiów wygrała konkurs na stypendium i pojechała na uniwersytet w Pittsburgu, gdzie uczyła się jubilerstwa artystycznego i rzeźby.
Curaçao
W Curaçao znalazła się przypadkiem. Jako prezent na zakończenie studiów dostała bilet do wybranego miejsca na świecie. – Poleciałam do Curaçao i zostałam tam jedenaście lat.
Podróżowała stamtąd do Europy i Stanów Zjednoczonych na swoje wystawy. Brała udział w dorocznych wystawach SOFA CHICAGO w Merchandise Mart i na Navy Pier. Na Florydzie uczyła rzeźby i biżuterii w West Palm Beach.
– Kiedy przyjechałam na Curaçao – wspomina – kończono akurat budowę Muzeum Sztuki Afrykańskiej. Kiedyś w Polsce śpiewałam w języku shona z grupą afrykańskich studentów z Zimbabwe i wiedziałam sporo o sztuce afrykańskiej, więc muzeum mnie zainteresowało. Zaproponowano mi, żebym zorganizowała warsztaty, zaczęła uczyć rzeźby i zajęła się wystawami. Przygotowywałam tam między innymi kandydatów na studia artystyczne w Holandii. Nie wszyscy moi uczniowie mówili po angielsku, więc nauczyłam się papiamento.
Pokazując swoje prace za granicą, pisze o sobie: Urodzona w Polsce, adoptowana przez Curaçao.
Opera
Kiedy Jolanta zamieszkała na wyspie, śpiewaczka Tania Kross, cudowne dziecko Curaçao, była już znana w Holandii. Zaprzyjaźniły się. – Obu nam najbardziej brakowało teatru. Myślałyśmy o operze klasycznej. Wtedy wydarzyły się niesamowite rzeczy. Tania znalazła książkę napisaną przez Carela de Hasetha o plantacji, której właścicielami byli jego rodzice. Wzruszająca historia z czasów niewolnictwa. Przeczytała i pomyślała o wystawieniu jej w formie teatralnej. Później w ramach telewizyjnego reality show badano genealogię znanych ludzi – na podstawie DNA i lokalnych dokumentów. Odkryto, że przodkowie Tani byli niewolnikami rodziny, w której urodził się de Haseth. Powiedziała: „To jest znak. Muszę się tym zająć. Zróbmy operę zainspirowaną tą książką”. On napisał libretto, ona znalazła muzyka, który ma korzenie jazzowe, ale komponuje też muzykę klasyczną”.
W zeszłym roku Tania Kross oznajmiła: „Jolanta, wystawiamy operę. Ty robisz scenografię”. Jolanta rzuciła wszystkie inne prace, żeby się tym zająć. Scenografia przedstawia kilkaset rzeźbionych z natury masek wplątanych w tło przypominające rafę koralową. To reminiscencja z historii handlu niewolnikami na Curaçao. Ze statków wyrzucano martwych niewolników i potem nurkowie znajdywali w rafie ich szkielety.
Opera została wystawiona w Amsterdamie z okazji 150-lecia zniesienia niewolnictwa. Ale marzeniem Tani i Jolanty jest pokazanie jej w Curaçao i robią wszystko, żeby do tego doprowadzić.
Teraz jedzie do Holandii. Tania zaprosiła muzyków, żeby zrobili własne wersje znanych oper, umiejscowione w Curaçao. W styczniu odbędzie się tournée po Holandii. – Ja robię oprawę plastyczną ze scenografią, kostiumami i charakteryzacją, więc muszę z nimi podróżować.
Na pytanie, czy czuje się teraz zaadoptowana przez Chicago, uśmiecha się. – Jest mi tu trochę zimno, ale trzyma mnie ciepło ludzi. Mam tu przyjaciół.
Krystyna Cygielska