Ambasador Stanów Zjednoczonych przyznał, że od lat 80-tych, czyli czasów, gdy pierwszy raz był w Polsce, styl dyplomacji bardzo się zmienił. „Gdy byłem tu pierwszy raz nie istniał internet, co dziś trudno sobie wyobrazić” – wspominał Mull. Podkreślił, że obecnie to właśnie internet i powstałe dzięki niemu media społecznościowe dają możliwość różnorodnego komunikowania się świata dyplomacji z otoczeniem.
Gdy Hillary Clinton zapowiedziała mu, iż musi być aktywny na portalach społecznościowych zastanawiał się m.in. jak można tłumaczyć skomplikowane często dyplomatyczne kwestie w 140 znakach na twitterze. „Ale w pierwszym tygodniu, gdy otworzyłem sobie konto, byłem zaskoczony, że to jest tak przyjemne, skuteczne i owocne komunikowanie się” - przyznał.
Zapewnił, że teraz jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych i że jest to dla niego fantastyczne źródło informacji o wydarzeniach w Polsce czy opiniach Polaków o politykach lub stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi. „Poza tym dzięki tej aktywności codziennie uczę się czegoś nowego o języku polskim” – zapewniał ambasador płynną polszczyzną.
Zachęcał też studentów do zadawania mu pytań właśnie takimi internetowymi kanałami i obiecał odpowiadać na nie w miarę możliwości. Jednej ze studentek, która pytała jakie atrakcje w USA poleciłby turystom z Polski do zobaczenia, obiecał iż jeśli się do niego odezwie internetowo to przygotuje jej obszerną informację na ten temat.
(PAP Life)