Franciszek Spula, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej i Związku Narodowego Polskiego – Faktem jest, że Polonia jest słabo reprezentowana. Szczególnie na poziomie federalnym. Polskich senatorów i kongresmenów można policzyć na palcach jednej ręki. Na niższym szczeblu jest nieco lepiej, choć akurat nie w Illinois. Nasza społeczność ma znacznie więcej przedstawicieli na poziomie lokalnym w stanach Nowy Jork i Ohio.
Generalnie, w wyborach mamy mało kandydatów, którzy chcą się ubiegać o stanowiska. Najlepszym przykładem może być Chicago, gdzie nawet gdybyśmy mieli naszego kandydata, to Polacy nie pójdą głosować. Patrząc na historię wyborów w Illinois mam wrażenie, że wielu ewentualnych kandydatów jeszcze przed głosowaniem dochodzi do wniosku, że ich szanse są niewielkie tylko z tego powodu, że Polonia nie chce się pofatygować do urny wyborczej. Uważają, że nie warto tracić ani czasu, ani pieniędzy, bo Polonia i tak nie pójdzie głosować.
Mamy przykłady z niedalekiej przeszłości. Być może Anna Góral, Anna Klocek i Victor Foryś nie należeli do najsilniejszych kandydatów, ale mieli jednak realną szansę na odniesienie zwycięstwa. Wymknęło im się ono z rąk tylko dlatego, że wśród Polonii była zbyt niska frekwencja wyborcza. O wyborczej wygranej decydują tylko liczby oddanych głosów. W przypadku Polonii są one jednoznaczne. Jak niedawno przedstawił mi je kongresman Mike Quigley, to nie mogłem ukryć ogromnego zaskoczenia. Spodziewałem się polonijnej frekwencji wyborczej z ostatnich lat na poziomie 50 procent. Niestety, liczby te były na znacznie, znacznie niższym poziomie.
Kiedyś, tzw. „stara” Polonia interesowała się życiem politycznym i rzeczywiście głosowała. Rezultaty dało się łatwo zauważyć. Mieliśmy naprawdę wielu reprezentantów na wszystkich poziomach życia politycznego. Reprezentantów, którzy byli w stanie skutecznie zadbać o interesy całej amerykańskiej Polonii.
Dzisiaj nasza społeczność nie interesuje się polityką lub interesuje się tylko w minimalnym stopniu. To wyłącznie nasza wina, że wolimy interesować się życiem rodzinnym czy biznesem, nie znajdując czasu nie tylko na popieranie naszych kandydatów, ale na wzięcie aktywnego udziału w ich kampaniach wyborczych.
Ted Palka, w nadchodzących wyborach kandydat na urząd szeryfa powiatu Cook – Aby uzyskać odpowiednią reprezentację odzwierciedlającą liczebność, Polonia powinna wybierać tylko swoich ludzi, kandydatów ze sprawdzonym polskim rodowodem. Powinny to być osoby, które mieszkają w Stanach Zjednoczonych przynajmniej 30, czy nawet 40 lat. Tylko tacy ludzie znają tzw. „machinę wyborczą”, której skuteczne wykorzystanie jest niezbędne do odniesienia zwycięstwa. Mówiąc o „machinie wyborczej” mam na myśli sztab ludzi, którzy profesjonalnie poprowadzą kampanię, którzy skutecznie będą zbierać datki dla kandydata, którzy potrafią przekonać wyborców, na kogo mają głosować. Oczywiście, na pierwszym miejscu powinna znaleźć się osobowość kandydata i jego doświadczenie oraz kwalifikacje w rozwiązywaniu problemów, z którymi będzie się spotykał na stanowisku obejmowanym po wygranych wyborach.
Nie bez przyczyny podkreślam znaczenie sprawdzonego polskiego rodowodu kandydata. Znam wiele przykładów z przeszłości, gdy po wygranej przy licznym poparciu polonijnych wyborców, zwycięzcy zapominali o dbaniu o interesy naszej społeczności. Zwyczajnie zapominali o nas aż do następnych wyborów. Poza kilkoma wyjątkami. Należał do nich Roman Puciński, Edward Derwiński czy Dan Rostenkowski i kilku innych. To byli prawdziwi Polacy, na których pomoc nasza społeczność zawsze mogła liczyć.
W wyborach, które odbędą się w marcu przyszłego roku, nie mamy wprawdzie wielu polonijnych kandydatów, ale tych, którzy ubiegają się o stanowisko, poprzyjmy najliczniej, jak to tylko możliwe. Za każdym polonijnym kandydatem Polonia powinna „pójść jak w ogień”. Tylko wtedy nie będziemy mieć powodów do narzekania, że jest nas tak dużo, a w życiu politycznym tak niewielu.
Sergiusz Zgrzebski, dziennikarz i były kandydat na radnego Chicago – Aby liczyć się na scenie politycznej, Polonia powinna przede wszystkim pójść do głosowania. Przypomniał mi nawet o tym w bezpośredniej rozmowie prezydent RP Bronisław Komorowski podczas wizyty w USA w 2011 r. Przywódca Polski powiedział wtedy: „Polonia powinna być aktywna i dobrze, że taka jest, ale Polonia powinna być aktywna przede wszystkim u siebie – w Chicago, Nowym Jorku i w innych skupiskach naszych rodaków”.
W pełni popieram prezydencką opinię, bo nasz problem polega na tym, że nie chodzimy głosować. Nie jesteśmy wystarczająco reprezentowani, bo to wyłącznie wina Polonii.
W Chicago Board of Election jest polskojęzyczny przedstawiciel, który potrafi odpowiedzieć na wszystkie pytania związane z wyborami. Ja ze swojej strony nie widzę powodu, żeby z tego nie korzystać. Za całą pewnością pełna informacja o kandydatach stanowi wielką pomoc przy wrzucaniu kartki do urny wyborczej.
Anna Klocek, była kandydatka na radną Chicago, obecnie asystentka ds. polonijnych radnego Nicholasa Sposato – Polonii brakuje konradowsko-wallenrodowskiego poświęcenia. Poświęcenia sprawie, poświęcenia ojczyźnie. Wciąż chyba najwyższej cenimy rodzinę. Jej poświęcamy najwięcej czasu i uwagi, dbamy o jej codzienny dobrobyt, przez co chyba zostaje niewiele czasu i energii na inne rzeczy, ważne z punktu widzenia całej polonijnej społeczności. A taką jest polityka, niezwykle istotna w kraju demokratycznym, w jakim mieszkamy.
Zaangażowanie polityczne Amerykanie mają wpajane od najmłodszych lat szkolnych. Polonijne dzieci również się tego uczą, lecz w późniejszych latach tę umiejętność zatracają. Już jako ludzie dorośli wolą trzymać się na uboczu życia politycznego, oddając swą całą energię działaniom biznesowym i życiu rodzinnemu. Przypuszczalnie stąd bierze się fakt, że mamy tak mało swoich przedstawicieli na wybieralnych stanowiskach. Członkowie naszej społeczności z wielu powodów unikają wysuwania swoich kandydatur. Tych bardziej odważnych jest niewielu. Nie dziwi więc fakt, że skoro mamy niewielu kandydatów, to liczba zwycięzców wyborczych jest niezwykle niska.
Kandydowanie jest niewielką częścią uczestnictwa w życiu społeczno-politycznym. Inną równie ważną jest aktywność wyborcza. Tutaj Polonia daleko odbiega od innych społeczności etnicznych, szczególnie Latynosów, którzy potrafią – na szczeblu lokalnym i federalnym − masowo głosować na odpowiedniego kandydata. I skutecznie osiągają swe cele. Wystarczy się rozejrzeć. Jeśli dołożymy do tego aktywny udział grup latynoskich w kampanijnych zbiórkach pieniężnych, w wiecach wyborczych i innych imprezach wyborczych, to mamy obraz tego, jak powinna wyglądać aktywność polityczna w demokratycznym kraju, jakim są Stany Zjednoczone.
Piotr Dąbrowski, działacz polityczny i twórca portalu progressforpoland.com – Polonia jest słabo i źle reprezentowana, bo w swojej działalności politycznej koncentruje się na podkreślaniu faktu, że jesteśmy Polakami. Uważam, że na to jest zawsze czas. Należy o polonijnych kandydatach wspominać, podkreślać ich polskość i coś im załatwiać, ale na to jest zawsze czas. W pierwszym rzędzie należy postawić na profesjonalizm kampanii naszych kandydatów, merytoryczne podchodzenie do spraw, organizowanie poważnych zbiórek funduszy nie tylko dla polonijnych kandydatów. Polonijne media powinny poważnie podchodzić do kampanii i kandydatów, organizując profesjonalną, szeroko zakrojoną kampanię medialną. Powinny z całych sił wspomagać tych kandydatów, którzy mają duże szanse na zwycięstwo, by liczyć na to, że po wygranej będą bronić interesów środowiska polonijnego.
My Polacy powinniśmy bardziej podkreślać nasze europejskie korzenie, uwypuklać kulturę, ale jednocześnie działać na wspólnej platformie z najważniejszymi partiami w USA. Tylko one posiadają machinę wyborczą, która pozwoli ich kandydatom na odniesienie zwycięstwa. W wyborach powinniśmy zachowywać się profesjonalnie, rzeczowo i dbać o wizerunek, który można zdobyć tylko ciężką pracą. Podejmowanie kampanii wyborczej bez przygotowania musi zakończyć się porażką.
W mojej opinii, im mniej będziemy akcentować polskie sprawy, tym więcej uda się nam ugrać na amerykańskiej scenie politycznej. Należy zapomnieć o dzielących nas różnicach, o problemach Polski i Polonii, a skoncentrować się na rozwiązywaniu problemów społeczności, w której mieszkamy. Społeczności, które – inaczej niż miało to miejsce w przeszłości – nie są już w stu procentach polskie. Inne są więc problemy i inne powinno być podejście do tych spraw u kandydatów na wybieralne stanowiska. Tak więc kandydaci powinni najpierw reprezentować swych zróżnicowanych etnicznie wyborców, a dopiero na drugim miejscu Polonię.
Zdzisław A. Kazimierczak