W czasie swojej nocnej pogadanki w Kongresie porównał między innymi reformy systemu opieki zdrowotnej do „polityki neofaszyzmu”. Jego megalomańskie bajdurzenie jest w zasadzie kompletnie ignorowane, ale niektórzy wpływowi ludzie w Partii Republikańskiej zaczynają mieć tego wszystkiego dość, co im się chwali.
Z senatorem Johnem McCainem z Arizony zapewne nie zgodziłbym się w wielu kwestiach, ale napisał on ostatnio krótki komentarz, który nie tylko jest niezwykle celny i wyważony, ale dodatkowo zwraca uwagę wszystkich wyborców na pewne zasadnicze elementy każdej demokracji. McCain nigdy nie przepadał za senatorem Cruzem, o czym powszechnie wiadomo. W swoim czasie nazwał go wacko bird, czyli stukniętym ptakiem. Sądząc po wspomnianym komentarzu, nadal nie ma o nim zbyt wysokiego mniemania.
McCain stwierdza, że jego kolega z Teksasu zdaje się „nie interesować sztuką rządzenia, która zawsze wymaga kompromisów”. A następnie pisze coś, o czym każdy polityk i każdy wyborca powinien zawsze pamiętać:
Chciałbym przypomnieć moim kolegom, że w czasie wyborów 2012 kwestia Obamacare była zasadnicza. Ja przez ponad dwa miesiące nawoływałem do tego, by tę ustawę unieważnić i zastąpić czymś innym. Potem przemówili wyborcy. Orzekli, ku mojemu niezadowoleniu, że chcą ponownie tego samego prezydenta. Nie znaczy to, że powinniśmy porzucić nadzieje na zniesienie tej ustawy. Ale wybory niosą ze sobą konsekwencje i większość wyborców opowiedziała się za tym, co reprezentował sobą Obama. Może mi się to nie podobać, ale wszyscy winni uszanować wyniki wyborów, które są odzwierciedleniem woli narodu.
W komentarzu tym nie ma ani słowa o senatorze z Teksasu, ale oczywiste jest to, iż McCain uważa go za człowieka, który poszanowania dla wyników wyborów nie zdradza. I podobnego zdania są liczni politycy republikańscy, którzy zostali w pewnym sensie „złapani w sidła” skrajnych konserwatystów, na czele z „klubem herbacianym”.
Problem w tym, że Ted Cruz również został wybrany w demokratycznych wyborach, a zatem ma teraz prawo reprezentować swoich zwolenników w wybrany przez siebie sposób. I tylko ci sami wyborcy mają prawo wyrzucić go w przyszłości z pracy. Sądząc po jego dotychczasowej działalności w Kongresie, zbiera sobie pilnie punkty na to zwolnienie. Na razie musimy jednak wszyscy cierpieć, obserwując jego coraz to nowe dziwactwa, które nawet „możnych” jego partii zaczynają mocno irytować.
Andrzej Heyduk