Policja twierdzi, że podczas incydentu w domu opieki Wrana groził funkcjonariuszom laską i nożem. Jego pasierbica Sharon Mangerson nie rozumie, dlaczego użyto przeciwko seniorowi paralizatora, a następnie do niego strzelono. Wnuk zabitego Steve Mangerson uważa, że wystarczyło zabrać staruszkowi laskę, aby po przejściu paru kroków upadł.
26 lipca br. w Victory Center Senior Living Facility podekscytowany i agresywny John Wrana, cierpiący na infekcję układu moczowego, odmówił przyjęcia pomocy medycznej. Wezwano pogotowie, lecz bezradny personel karetki zawiadomił policję. Po nieskutecznym działaniu paralizatora sześciu policjantów z tarczami do walk ulicznych weszło do pokoju pacjenta. Siedzącego na krześle mężczyznę postrzelono w brzuch ślepym nabojem.
Przewieziony do szpitala Wrana zmarł na skutek wewnętrznego krwotoku.
Policja prowadzi dochodzenie, jednak nie udziela komentarzy. Komenda w Park Forest twierdzi, że nie miała innego wyjścia, gdy weteran II wojny światowej, chodzący o lasce lub z chodzikiem, zagroził pracownikom domu opieki długą łyżką do butów, metalową laską i 30-centymetrowym nożem rzeźniczym.
Adwokat rodziny Nicolas Grapsas uważa, że wobec starszego, słabego człowieka użyto siły niewspółmiernej do zaistniałej sytuacji. Z wytoczeniem sprawy sądowej krewni zmarłego czekają do ukończenia śledztwa.
(WLS – kc)