Wielka pasja, malutkie samochody
Bywalcy pokazów dawnych samochodów w Chicago pamiętają z pewnością śliczne biało-niebieskie maleństwo – zaledwie trzymetrowej długości – z dumnie powiewającą polską flagą i białym orłem w koronie widocznym za przednią szybą.
To jedyny na kontynencie amerykańskim polski samochód mikrus (pełna nazwa to WSK Mikrus MR 300), którego dumnym właścicielem jest pasjonat i kolekcjoner samochodów Grzegorz Grdeń.
Mikrus nie jest jego jedynym minisamochodem. Swoją BMW Isettą przejechał całą legendarną Drogę 66 z Santa Monica w Kalifornii do Chicago, a stąd na I Światowy Zlot Mikrosamochodów w Crystal Lake. Jednak mikrus jest najbliższy jego sercu. Być może dlatego, że obaj pochodzą z Mielca.
Mikrusa wyprodukowała w latach 1958–1960 mielecka Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego w zaledwie 1720 egzemplarzach. Produkcja została przerwana pod naciskami politycznymi, ponieważ atrakcyjny samochodzik stanowił zbyt silną konkurencję dla rosyjskiego zaporożca i wschodnioniemieckiego trabanta. Mikrus został prawie zapomniany. Prawie, bo dzięki ludziom z pasją w Polsce uchowało się kilka odrestaurowanych egzemplarzy. Jeden z nich należy – tak jak i ten chicagowski – do Grzegorza Grdenia.
Do Wietrznego Miasta sprowadził pan Grzegorz swój samochodzik samolotem Lotu. Po kompletnej renowacji, łącznie z przebudową silnika, pokazuje go na wielu zlotach i pokazach kolekcjonerskich samochodów w Ameryce, zdobywa za niego liczne nagrody i wyróżnienia. Od kilku lat wystawia go na dorocznym pokazie zabytkowych samochodów, organizowanym przez Związek Narodowy Polski.
W przeciwieństwie do większości kolekcjonerów traktuje go nie jak eksponat muzealny, po pokazie odchuchany i odstawiony do gablotki, tylko jako prawdziwy samochód, którym się jeździ. Porusza się nim po ulicach Chicago, często w samym centrum. Wywołuje oczywiście ogromne zainteresowanie, ale – jak mówi – przywykł to tego i na gapiów nie zwraca uwagi.
Kiedy przyjechał nim do Dziennika Związkowego i wysiadł przed siedzibą redakcji, wkrótce zatrzymał się tam amerykański kierowca, który z zachwytem oglądał biało-niebieskie cudo i zadawał pytania, między innymi – czy to naprawdę polska produkcja i czy nazwę na tabliczce rejestracyjnej czyta się "majkrus".
Dla zainteresowanych będzie jeszcze sporo okazji do obejrzenia chicagowskiego mikrusa. A wielu z nas, widząc go w ruchu ulicznym, z pewnością pomacha ręką do kierowcy, który dla Polaków w tym mieście będzie już kimś znajomym.
Apelujemy do Czytelników o zgłaszanie nam osób z pasją kolekcjonerską, które mają do pokazania ciekawe zbiory – od znaczków czy filiżanek po samochody, motocykle czy hulajnogi. Chętnie napiszemy o nich i pokażemy ich "skarby".
Krystyna Cygielska