To właśnie Berry, która jako 16-latka zniknęła w 2003 roku, zadzwoniła w poniedziałek na policję. Dzięki sąsiadowi, który usłyszał jej krzyki, kobiecie udało się wydostać z domu, gdzie od lat była więziona wraz z Giną DeJesus i Michelle Knight.
"Koszmar się skończył. Dzięki tym trzem młodym kobietom wiemy, co oznacza przetrwanie i wytrzymałość" - powiedział na konferencji prasowej we wtorek przedstawiciel FBI Stephen Anthony. Przyznał, że funkcjonariusze zajmujący się sprawą płakali ze wzruszenia.
"Dzięki odważnym działaniom Amandy, trzy kobiety są dziś żywe i z nami" - powiedział szef policji w Cleveland Michael McGrath. Kobiety we wtorek opuściły szpital, ich stan fizyczny jest dobry - poinformowano na konferencji prasowej.
Wciąż nie wszystkie szczegóły tej niezwykłej historii są znane, ujawni je wszczęte śledztwo. Dom, w którym - jak podejrzewa policja - kobiety były więzione od początku swego zaginięcia około 10 lat temu, znajduje się zaledwie kilka kilometrów od miejsc, gdzie widziano je po raz ostatni. Amanda Berry zniknęła w 2003 roku, w drodze powrotnej z pracy w barze szybkiej obsługi. Gina DeJesus zaginęła w 2004 roku jako 14-latka, kiedy wracała ze szkoły do domu. Trzecia kobieta to 32-letnia obecnie Michelle Knight, zaginiona w 2002 roku.
Policja potwierdziła, że aresztowani w poniedziałek trzej mężczyźni to bracia: Ariel, Oneil i Pedro Castro w wieku odpowiednio 52, 50 i 54 lat. Zostali aresztowani na podstawie informacji przekazanych śledczym przez kobiety.
Sąsiedzi poinformowali, że Ariel Castro, do niedawno kierowca szkolnego autobusu, od 1992 roku mieszkał na stałe w domu, w którym znaleziono kobiety. W 1993 roku był zatrzymany przez policję w związku z oskarżeniami o przemoc domową, ale nie został skazany.
Policja potwierdziła, że aż dwukrotnie interweniowała w domu, w którym przetrzymywane były kobiety. Raz w marcu w 2000 roku z powodu ulicznej kłótni, drugi raz w styczniu 2004 roku po skardze na Ariela Castro w związku z jego pracą kierowcy. Za każdym razem pukającym do drzwi funkcjonariuszom policji nikt jednak nie otworzył.
Kobiety uwolniono dzięki sąsiadowi, który, zaniepokojony krzykami w pobliskim domu, poszedł sprawdzić, co się dzieje. Metalowe drzwi były zamknięte, ale z pomocą innego sąsiada udało mu się je wyważyć. Z telefonu komórkowego jednego z mężczyzn Amanda Berry wezwała policję.
W niezwykle emocjonalnej rozmowie z operatorem, której nagranie emitują amerykańskie media, powiedziała, że została uprowadzona ok. 10 lat temu. Podała też nazwisko domniemanego porywacza, którym miał być Ariel Castro.
Policja, który przyjechała na miejsce, znalazła też w domu dwie inne kobiety oraz 6-letnie dziecko, córkę Amandy Berry.
W poniedziałek w nocy na ulicy w pobliżu domu, w którym kilka godzin wcześniej odnaleziono kobiety, gromadzili się wiwatujący ludzie. Oświadczenie z wyrazami wdzięczności za odnalezienie kobiet wydał także burmistrz Cleveland, Frank Jackson. "Tej sprawie towarzyszy wiele pytań, na które nie znamy odpowiedzi" - powiedział.
Z Waszyngtonu
Inga Czerny (PAP)