Okiem felietonisty
Za oknem wiosna, słońce coraz wyżej, a w polityce coraz mroczniej. Strach włączyć telewizor, bo w Polsce obowiązuje tylko jeden temat, jak w PRL-u. W tamtych czasach pojawiał się pierwszy sekretarz poszukujący sznurka do snopowiązałek, a teraz “niezależni od wyborców” politykierzy szukają haków na siebie, poniżając się nawzajem w eleganckich studiach telewizyjnych.
Obie strony zachowują się tak, jakby się szaleju napili przed dyskusją. Temat kłótni jest pieczołowicie pielęgnowany przez obie strony konfliktu. Obie strony “medialnego konfliktu” liczą na ostateczny sukces wyborczy, czyli na pokonanie przeciwnika w przyszłych wyborach parlamentarnych. Obie strony mają nadzieję, że kłótnia będzie trwała przez następne dwa lata i ta monotematyczna dyskusja wystarczy do pozyskania głosów wyborczych gwarantujący im sukces. Ponieważ rozkład opinii, “za” i “przeciw”, dąży do równowagi, to po osiągnięciu cudownego balansu 50 na 50 procent, zwycięstwo każdej strony jest możliwe. Założenia tej “strategii” wyborczej są bardzo wygodne dla obu stron.
Żadna z dyskutujących stron nie musi Polakom przedstawiać racjonalnych planów, tworzyć wizji rozwoju kraju, pokazywać sojuszników i przyjaciół, na których Polska może liczyć w przyszłości. Wystarczy obrzucać się epitetami, a rozdygotani z emocji wyborcy i tak pójdą do wyborów, zapewniając politykom wygodne życie celebrytów.
Dyskusja trwa, a polscy studenci emigrują w poszukiwaniu pracy za granicę. Niemal o 100 procent w ciągu ostatnich 2-3 lat wzrosło zainteresowanie polskich studentów praktykami za granicą – informuje “Dziennik Gazeta Prawna”.
Co to może obchodzić gadające głowy w polskiej telewizji? Sytuacja gospodarcza i poszukiwanie metod wyjścia z kryzysu systemowego zupełnie nie interesuje polityków polskich ani też ich koleżków pod innymi szerokościami geograficznymi. W dyskusji nad metodami wyjścia z kryzysu można popełnić faux-pas, dotykając istotnych problemów, a to by mogło się nie podobać globalnym strażnikom. Aby uniknąć problemów, lepiej grać na ludzkich emocjach i na własnej krzywdzie, a najbezpieczniej jest szukać winnych w tej samej sali sejmowej. Poszukiwanie tematów zastępczych o dużym ładunku emocjonalnym jest mile widziane i akceptowane przez elity polityczne. Przełom XX i XXI wieku do złudzenia przypomina okres fin de sieclu. Zblazowane elity toną w maraźmie jałowych dyskusji i nerwowym oczekiwaniu na geopolityczne tąpnięcia.
Do dyskusji na tematy poważniejsze włączył się jeden z założycieli wyszukiwarki Google, Sergey Brin, udzielając wywiadu The Guardian: “Wolny internet jeszcze nigdy nie stał przed tak poważną groźbą. Zagrażają mu rządy, starające się kontrolować obywateli w Sieci, korporacje chcące za wszelką cenę zniszczyć piractwo w Sieci i stworzyć zamknięte obszary ściśle kontrolowane przez różne firmy”.
Ten doświadczony biznesmen chyba wie, co mówi. Siedliskiem zła są według Brina korporacje i rządy. Prywatny biznes zbyt silnie wpływa na prawodawstwo krajów, które tworzą ACTA czy SOPA.
Takich problemów prawnych i etycznych nie dostrzegają politycy wielu krajów, a szczególnie beztroscy pozostają politycy krajów słabych ekonomicznie. W takich krajach stwarza się zastępcze tematy historyczne do medialnych dyskusji.
Jednak wielkie korporacje nie czekają na powrót frustratów do zdrowia i tworzą nowe układy ponad dawnymi podziałami. ExxonMobil, lider amerykańskiej branży paliwowej, podpisał umowę o współpracy z rosyjskim gigantem Rosnieftem. To największa umowa rosyjsko-amerykańska w historii. W dniu podpisania prezes ExxonMobil, Rex Tillerson, powiedział: “To historyczny dzień. Staniemy się partnerami”. Ocenia się, że za tą umową pójdą inwestycje warte 500 miliardów dolarów w ciągu najbliższych 30 lat.
W Polsce potrzeba “więcej światła”, bo porażeni politycy brną w ciemny zaułek i dalej gadają od rzeczy, zapominając o własnych obywatelach.
Tworzenie sprzyjających warunków do pobudzania ludzkiej energii i ludzkiej inicjatywy to podstawowy obowiązek polityków. Tak bywa w krajach rządzonych przez ludzi mądrych. W Polsce jest inaczej. Jakimi osiągnięciami inwestycyjnymi w przemyśle mogą pochwalić się politycy ostatniego XX lecia? Gdzie są te nowe fabryki, nowe miejsca pracy? Politykami powinni zostawać ludzie mądrzy, z charakterem, ludzie twardo stojący na ziemi, a nie mitomani pyskujący w telewizji na tematy podrzucane przez frustratów lub specjalistów od PR. Niby to wszyscy wiemy, ale zaklęte koło wynaczone przez politykierów nie pozwala nam się wyrwać z tej matni. Za polityków polskich myślą globalni stratedzy. Czy tak to miało być, kiedy do Solidarności zapisywało się 10 mln Polaków?
18 kwietnia 2012