Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 3 października 2024 16:34
Reklama KD Market

Historia klubu brydżowego w AGK


Niełatwo jest pisać na temat, o którym nie ma się pojęcia. Wyznam więc na początku, że nie mam pojęcia o brydżu – ani towarzyskim, ani sportowym.


 


Mam natomiast wiele sympatii dla brydżystów. Trochę dlatego, że wychowałam się w domu, gdzie grywało się w brydża, a trochę – bo spotkałam sympatycznych graczy z Polskiego Klubu Brydżowego w Wood Dale, którego komunikaty o meczach i turniejach od pewnego czasu umieszczamy w naszej gazecie.


 


Obiecuję, że nie będę się wymądrzać i udawać znawcy przedmiotu. Jeśli ktoś z czytelników chce się dowiedzieć więcej o samej grze, zachęcam do kontaktów z klubem.


 


Moim informatorem był Andrzej Iwanicki, spiritus movens PKB, działającego w Art Gallery Kafe. Rozmawialiśmy przed świątecznym zebraniem klubu, połączonym z podsumowaniem wyników w 2011 roku i wręczeniem trofeów.


 


•          •          •


 


W końcu lutego minie pięć lat od momentu, kiedy brydżyści się zorganizowali.


 


"Nie znaliśmy się" – mówi Andrzej Iwanicki. – "Kiedyś siedząc z Wiechem Gogaczem zastanawialiśmy się, co by tu robić wieczorami. Wpadliśmy na pomysł zorganizowania wieczorów gier stolikowych. Nie zaczęliśmy od brydża; graliśmy w kierki, żeby było przy stole. Zaraz potem padł pomysł grania w scrabble. Zaczęliśmy grać w poniedziałki. Okazało się, że jest zainteresowanie. Jeden stolik, potem drugi… I tak zaczęliśmy – wieczorami, w miłej atmosferze Art Gallery Kafe, grając w co kto chce. Brydż na początku był towarzyski. Wiecho prowadził Towarzystwo Przyjaciół Trójmiasta 'Neptun', w którego zarządzie jest wielu brydżystów z Polski, zainteresowanych graniem.


 


Graliśmy w poniedziałki w brydża, a kiedy zabrakło stolików, 'wygryźliśmy' innych graczy, zostali brydżyści. Zaczęły się poniedziałki brydża towarzyskiego. Rozdawaliśmy karty, każdy grał jak chciał, zapis był robrowy, czyli dokładnie tak, jak się grywało w Polsce" – wspomina pan Andrzej i kontynuuje:


 


"Po paru miesiącach przyłączył się do nas Michał Omielski, znany już w środowisku polonijnym brydżysta sportowy o zacięciu dydaktycznym. Po nim dołączyli inni, m.in. Eugeniusz Babiarz, Zbyszek Muszyński. Zaczęliśmy pracować nad zmianą formuły".


 


Michał Omielski rozpoczął szkolenie, brydżyści prócz grania w poniedziałki zaczęli się spotykać w środy. Rozmawiali, uczyli się, przypominali, uzupełniali swoją wiedzę.


 


"Wprowadziliśmy uproszczony system licytacyjny, zwany klubowym. Kiedy przypadkowo dobrane pary siadały do gry, wystarczyło powiedzieć, że gramy tym systemem, nam wszystkim znanym. To już były przymiarki do brydża sportowego".


 


Na pytanie, czym się zasadniczo różni brydż sportowy od towarzyskiego, dostaję odpowiedź, że towarzyski oparty jest przede wszystkim na rozdawanych kartach. Po skończeniu rozdania składa się je i znowu rozdaje. Karta czasem komuś "idzie", a czasem nie. Brydż sportowy, zwany porównawczym, rozwiązuje ten problem. Karty raz rozdane nie są potem tasowane, tylko wracają na swoje miejsce i to samo pudełko dostaje inny stolik. Szanse zostają wyrównane.Na tych samych kartach jedna para wygrywa więcej, inna mniej.


 


Polski Klub Brydżowy w Wood Dale ma za sobą dwa lata uprawiania brydża sportowego. W poniedziałki przy stolikach trwała gra towarzyska, a we środy odbywały się turnieje sportowe. W miarę nabierania wiedzy i doświadczenia zainteresowanie brydżem towarzyskim malało i od zeszłego roku jego amatorzy grają już w swobodnej, prywatnej atmosferze w domach, a w Art Gallery Kafe skupiła się grupa grających turnieje.


 


Klub nie ma określonej liczby członków. Jak podkreśla Andrzej Iwanicki, PKB nie jest instytucją, nie ma formalnego członkostwa ani zarządu. Kto przychodzi, ten jest zapraszany do stolika i gra, a od tej pory jest członkiem klubu, jednak bez żadnych zobowiązań.


 


Pytam, z jak daleka brydżyści przyjeżdżają.


 


"Jeden z kolegów nawet z Mundelein. Sporo osób z Chicago. W środę po pracy przyjeżdżamy tu na godzinę siódmą, kończymy przed jedenastą. Zrobiliśmy, co było można, żeby tej nocy zarwać jak najmniej, bo w czwartek trzeba wstać do pracy; w środę nie ogłaszamy wyników, nikt nie czeka. Ja jadę do domu, robię obliczenia i wysyłam je drogą internetową".


 


Pan Andrzej organizuje wszystko, trzyma rękę na pulsie klubu. Słyszę, jak jest tytułowany prezesem.


 


"Tak mnie koledzy nazywają, ja nie protestuję" – mówi z uśmiechem. – "A w pracy organizacyjnej pomaga mi Czesław Głodek, który pełni rolę sekretarza wszystkich turniejów".


Spotkania klubowe odbywają się we własnej, profesjonalnie wyglądającej oprawie plastycznej, brydżyści mają nawet bardzo ładne koszulki z biało-czarno-czerwonym klubowym logo.


 


"Oprawę artystyczną robi społecznie moja córka Joanna, która jest scenografem teatralnym" – wyjaśnia pan Andrzej. – "Zaprojektowała to wszystko i sama uszyła, bo działamy w ramach skromnego budżetu".


 


W rozmowie przypominam o znanych żartach na temat treningu sportowych szachistów i brydżystów, typu – co trzeba trenować, żeby siedzieć na krześle?


 


"Nie obrażamy się o to" – odpowiada prezes. – "Dla mnie brydż sportowy to zabawa, która daje poczucie, że można być lepszym od kogoś. Aczkolwiek jeżeli mówimy o tych wybitnych brydżystach, to myślę, że oni uprawiają jogging, siłownię może niekoniecznie, ale coś muszą uprawiać, bo te wielkie turnieje trwają tydzień od rana do wieczora. Jeżeli się straci koncentrację, to jedno rozdanie może zniweczyć całą pracę. I to pracę innych graczy – cztero- albo sześcioosobowego zespołu. Więc myślę, że oni ćwiczą".


 


Brydżyści z klubu w Wood Dale wprowadzili własny system rozgrywek, nazwany Grand Prix Par. W ubiegłym roku rozegrali 45 turniejów, plus duże, otwarte niedzielne turnieje, mistrzostwa klubu par i rozgrywki o Przechodni Puchar Wiecha, aby uhonorować gospodarza, który zresztą też jest brydżystą i członkiem klubu.


 


Tu oddaję znów głos prezesowi.


 


"W 2011 roku w 47 turniejach wzięło udział 50 osób, które utworzyły 90 różnych par. Oprócz tego 9 turniejów klubowych, po prostu dla grania. Polski Związek Brydżowy organizuje co roku Korespondencyjne Mistrzostwa Polski, grane głównie w Polsce, w Kanadzie i USA. To dwanaście turniejów w roku, w każdym około 900 par. Jest to wspaniała sprawa, bo jeżeli się porównuje prawie tysiąc par, to już jest inny rodzaj zabawy, niż przy kilku. Z Polski przychodzi konkretny układ kart, bardzo przemyślnie ułożonych. Natychmiast wyłapują duże słabości".


 


No i jest Kongres imienia Henryka Niedźwieckiego, rozgrywany w Chicago od dwudziestu lat. O Niedźwieckim warto wspomnieć, bo była to wyjątkowa postać w historii brydża – matematyk, pisarz i dziennikarz brydżowy, współzałożyciel Polskiego Związku Brydża Sportowego, jeden z pomysłodawców znanego i honorowanego na świecie systemu licytacji. Po jego śmierci w 1979 roku nazwano jego imieniem wielki turniej brydżowy, zwany kongresem.


 


Jak więc widać, brydżyści sportowi w klubie przy Art Gallery Kafe spędzają przy stoliku mnóstwo czasu i przeżywają wiele emocji. Emocji, które można całkiem poważnie określać jako sportowe. "A jeżeli" – jak podkreśla pan Andrzej – "ktoś w ciągu roku spędza ponad 50 chwil swego czasu w jakimś towarzystwie, to znaczy, że atmosfera jest dobra, że jest to potrzebne".


Krystyna Cygielska


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama