Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 10:15
Reklama KD Market

Dwie wieże z naszej pamięci

Przed atakiem terrorystycznym w dniu 11 września 2001 r., który powalił Twin Towers, budowle te stanowiły przez prawie trzy dekady integralny element nowojorskiego krajobrazu.Wznosząc się na wysokość 110 pięter piastowały przez jakiś czas wspólnie tytuł najwyższych drapaczy chmur na świecie. Podniebny wyścig zapoczątkowała Singer Tower, pobudowana przez króla maszyn do szycia w 1908 r., dochodząc do 47 pięter
Przed atakiem terrorystycznym w dniu 11 września 2001 r., który powalił Twin Towers, budowle te stanowiły przez prawie trzy dekady integralny element nowojorskiego krajobrazu.
Wznosząc się na wysokość 110 pięter piastowały przez jakiś czas wspólnie tytuł najwyższych drapaczy chmur na świecie. Podniebny wyścig zapoczątkowała Singer Tower, pobudowana przez króla maszyn do szycia w 1908 r., dochodząc do 47 pięter. W toczącej się przez dekady rywalizacji wzięły udział różne firmy i korporacje, przekazując sobie nawzajem pałeczkę. Licząc średnio 1360 stóp, Bliźniaki przewyższyły o 10 pięter swego poprzednika, którym był Empire State Bldg. W 1964 r. do nietypowego wyścigu przystąpiła agencja Port Authority, która w ramach rewitalizacji dolnej części miasta podjęła się zagospodarowania znajdującej się tam pustej przestrzeni i budowy bliźniaczych wież. Jednym z inicjatorów stał się David Rockefeller, prezes Chase Manhattan Bank. Ów pomysł uzyskał pełne poparcie jego brata Nelsona, który sprawował wówczas stanowisko gubernatora. Międzystanowa agencja powierzyła realizację tego ambitnego przedsięwzięcia Minoru Yamasaki, który wygrał uprzednio rozpisany konkurs. Roboty zostały zakrojone na gigantyczną skalę, toteż główny architekt wziął do współpracy Emery Rotha. W pierwotnym zamierzeniu miał tu powstać nowoczesny plac św. Marka, gdyż Yamasaki chciał ustawić identyczne wieżowce po przekątnej. Zwrócone do siebie narożnikami, dawałyby one niezwykle dramatyczny efekt. Po namyśle zleceniodawca wycofał swoją aprobatę dla zwycięskiego projektu, każąc je umieścić w linii równoległej, co rozczarowało wielu urbanistów. Biorąc pod uwagę ich funkcję, bliźniacze gmachy uosabiały amerykańską potęgę. Zatrudniając tysiące pracowników rzucały wyzwanie nie tylko niebu, ale i światu. W idealistycznym założeniu twórcy handel gwarantował pokojowe stosunki, zbliżając do siebie narody. Mimo że po sześciu latach utraciły one prestiżowy tytuł najwyższego wieżowca na rzecz chicagowskiej Sears Tower, bliźniaki wciąż były powszechnie uznawane za symbol prosperity i z punktu widzenia wojującego islamu uosabiały one Amerykę, którą należało upokorzyć. Ów cel został w pełni osiągnięty. Oddano je do użytku pod koniec 1972 r. Cechowała je przy tym nader wymyślna elewacja, gdyż znakiem firmowym Yamasaki były niezwykle wypracowane fasady. Identyczne drapacze chmur wzbogacało pięć niższych budynków, toteż cały kompleks uzyskał nazwę World Trade Center, co podkreślało dodatkowo jego znaczenie. Znalazł się wśród nich hotel Millennium, który zapisał się szczególnie w naszej pamięci. W 1989 r. "Nowy Dziennik" zorganizował tutaj spotkanie Polonii z Tadeuszem Mazowieckim. Wypada wtrącić, iż ocalała jedynie siedziba American Express, stojąca na nabrzeżu Hudsonu. Otwarta przestrzeń, wytyczona pomiędzy Bliźniakami, niwelowała efekt spiętrzonej masy żelazo-betonu, nadając całości lekkość i wdzięk. Pięcioakrowy plac nosił nazwę Austin Tobin Plaza. Pośrodku znajdowała się sztuczna sadzawka, w której przeglądała się "The Sphere", ogromna kula z brązu, wypolerowana na złoto. Dzieło Fritza Koeniga z Wuerzburga w Bawarii symbolizowało nie tylko kulę ziemską, ale także pokój i międzynarodową współpracę. Nieopodal wznosiła się nieduża piramida, wykonana przez Masayuki Nagare z Japonii. Sąsiadował z nią tajemniczy ideogram, stworzony przez Jamesa Rosatiego. Na uboczu stały dwa delikatne mobile Caldera, obracające się na wietrze, który przewiewał plac na wylot. Lubiana Plaza sprawiała nieco surrealistyczne wrażenie. Tysiące turystów oglądało codziennie Nowy Jork z obserwatorium na dachu South Tower, podziwiając niezrównane widoki. Proste w stylu budynki były ozdobą nowojorskiej panoramy. To właśnie na nich zatrzymywało się oko turystów i stałych mieszkańców. W zależności od punktu widzenia wysmukłe wieże raz się oddalały, raz się przybliżały, przytłaczając z kolei swoim ogromem. Rozciągały się one jak na dłoni ze Staten Island. Równie wyraźnie, choć pod zgoła nietypowym kątem, było je widać z Wyspy Roosevelta na East River lub z nabrzeża New Jersey. Dwie samotne sylwetki oglądane z Liberty Park po drugiej stronie Hudsonu ledwo się rysowały się na tle soczystej zieleni. Ich czubki wystrzelały nad miastem z mostu Waszyngtona. Miniaturowe gmachy majaczyły hen, w dali, widziane z wieży, stojącej na Górze Niedźwiedziej w dolinie Hudsonu. Pustka, która po nich pozostała, wstrząsała nowojorczykami przez wiele lat. Spod gruzów wydobyto jednak "Sferę", która cudem ocalała. Postawiono ją w Battery Park, gdzie pogięta i pokiereszowana obrazowała nowojorskie rany. U jej podnóża nadal leżą świeże kwiaty i palą się znicze. Choć właśnie minęło dziewięć lat od katastrofalnego ataku, ground zero dopiero teraz zaczyna się powoli odbudowywać. (Nowy Dziennik)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama