Przeczytałem artykuł w Dzienniku Związkowym napisany przez Barbarę Bilsztę – "Tato, umiesz czytać?".
Akcja czytania dzieciom to nic nowego. Jest powielaniem tego, co robią Chicago Public Schools od bardzo wielu lat. Sam w tym uczestniczę z moimi dziećmi od blisko 20 lat.
Może to nie jest 20-minutowe czytanie, ale wymagane 10-minutowe, może to nie jest "poczytaj mi, tato", tylko "poczytaj ze mną rodzicu" (bo z jakiej racji ma czytać tylko tata i dlaczego tata ma wychowywać lenia, czytając np. 7- czy 8-klasiście), ale jest corocznie kultywowane w chicagowskich szkołach publicznych.
Dzieci za czytanie są nagradzane np. comiesięcznymi bezpłatnymi kuponami do Pizza Hut lub w inny sposób.Dla przykładu – w tym roku syn dostał bezpłatny bilet do Six Flags Great America.
Zanim napisze się artykuł do gazety, dobrze byłoby wcześniej zapoznać się z realiami w naszym mieście.Cudze chwalicie, a swego nie znacie.
Z poważaniem
Jan Smyczek
• • •
Szanowny Panie Janie,
Bardzo dziekuję za e-mail. Jestem autorką artykułu, dlatego bardzo ważne jest dla mnie, jak odbierają go czytelnicy. Ma Pan rację, Amerykanie mają wiele pięknych sposobów na popularyzowanie książki i kultury w ogóle – musimy się tego od nich uczyć.
Nie wiedziałam, że szkoły publiczne w Chicago traktują to jako obowiązek; jeśli tak, to chyba nie wszystkie. Jes-tem nauczycielem muzyki (skrzypce) i mam codzienny bliski kontakt poprzez Akademię PaSO z ponad setką dzieci oraz z ich rodzinami. Rozmawiałam z nimi na ten temat, w ich szkołach nie prowadzi się takich akcji, a w każdym razie nikt o tym nie wspomniał w naszej dyskusji o czytaniu.
Na pewno zgodzi się Pan ze mną, że dobre wzory trzeba wskazywać, chwalić, popularyzować, zachęcać do ich wprowadzania w życie. Jeśli chodzi o polską kampanię – jest wspaniała z kilku względów: rozpoczęta poza państwowymi urzędami, zatoczyła ogromne kręgi i chyba jest jedyną taką akcją, która rozwija się, inspiruje z roku na rok więcej osób i instytucji; najważniejsze, że daje wspaniałe efekty, jak wynika z badań po 10 latach działalności.
My mamy z naszymi dziećmi jeszcze jeden kłopot – język polski, który czytając dzieciom, czy z dziećmi starszymi, możemy kształtować, utrwalać, rozwijać, sami przy tym chroniąc własny od zapominania. Jestem pewna, że w naszym polonijnym środowisku akcja ta może mieć jeszcze więcej dobroczynnych skutków, niż w każdym innym i dlatego trzeba do niej zachęcać. Jestem także pewna, że należy Pan do wyjątków. Większość tatusiów ma mało kontaktu z dziećmi – choćby z powodu bardzo wydłużonego dnia pracy, dalekich dojazdów itp.
Jestem ciekawa, jakie są Pana odczucia co do tego wspólnego czytania – co ono dało Panu i jak Pan ocenia wartość takiego nawyku w życiu rodziny. Będę wdzięczna, jeśli zechce Pan coś o tym napisać. A może włączyłby się Pan do naszej grupy promującej rodzinne czytanie?
Łączę serdeczne pozdrowienia,
Barbara Bilszta
PS. Wracając do amery-kańskich wzorców: na samym początku działalności, 10 lat temu, Paderewski Symphony Orchestra grała baśn "Piotruś i Wilk" Prokofiewa w Naperville.
Do czytania partii narratora zaprosiliśmy wtedy burmistrza Naperville (także obecnie) George'a Pradla. To był najwspanialszy lektor, jakiego słyszałam – a jako skrzypek grałam to chyba ze sto razy. Nauczył się trudnego tekstu na pamięć. Co najważniejsze – czuło się, że robi to dla dzieci i ma z tego sam ogromną frajdę i radość. Nam zapierało dech, one słuchały z otwartymi buziami! Czy to nie piękne?