Ameryka od środka
Straszna wrzawa się zrobiła wokół nowych procedur kontrolowania pasażerów na lotniskach amerykańskich. Jak wiadomo, do użytku weszły tzw. skanery całego ciała, a ci, którzy takiego badania sobie nie życzą poddawani są dość kontrowersyjnym rewizjom osobistym przez pracowników TSA. Nie trzeba było długo czekać, by się okazało, że to wszystko zamach na konstytucję ze strony rządu federalnego, a w szczególności prezydenta Obamy.
Były kandydat na prezydenta, Mike Huckabee, stwierdził, że to jeszcze jeden przykład tego, jak “wielki rząd federalny” wtrąca się w życie obywateli. Natomiast republikański gubernator Teksasu, Rick Perry, zasugerował, że agentów TSA lepiej jest wysłać na granicę z Meksykiem, gdzie “zagrożenie jest znacznie większe niż na lotniskach”. W podobnym tonie wypowiedzieli się inni konserwatyści, na czele – ma się rozumieć – z Sarą Palin, która o bezpieczeństwie narodowym wie szczególnie dużo, gdyż z Alaski obserwuje nieustannie Rosję.
W ten oto sposób z kwestii kontroli na lotniskach zrobiła się polityczna piłka nożna, tyle że jedna z drużyn uczestniczących w tym meczu najpierw specjalizowała się wyłącznie w defensywie, by teraz oddać się całkowicie atakowi. Wszak ci sami republikanie za rządów George'a W. Busha nieustannie gardłowali o tym, że w imię bezpieczeństwa narodowego uzasadniony jest niemal każdy rodzaj federalnego interwencjonizmu, nawet taki, który graniczy niebezpiecznie z łamaniem konstytucji. I ci sami republikanie w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej ostrzegali naród przed demokratami, którzy – ich zdaniem – mieli być niezdolni do skutecznej obrony kraju przed terroryzmem. Wtedy masowe podsłuchiwanie ludzi bez ich wiedzy i poddawanie więźniów torturom nie stanowiło dowodu na federalną wścibskość. Dziś oglądanie przez TSA zarysów ludziego ciała w celu wykrycia potencjalnie niebezpiecznych substancji to niecny spisek antykonstytucyjny Białego Domu.
Oczywiste jest to, że prześwietlanie ludzi za pomocą bardzo “wnikliwych” skanerów nie jest specjalnie przyjemne, podobnie zresztą jak sesje obmacywania pasażerów. Ja sam nie znoszę nie tylko tych nowych procedur, ale również zdejmowania butów, wyjmowania z toreb laptopów, a nawet tego, że nikt nie może mnie na lotnisku odprowadzić do samej bramki, a ja przy tejże bramce nie mogę nikogo witać. Są to jednak konsekwencje dzisiejszych realiów i zapewne pozostaną one z nami na zawsze. Mimo to, nadal zdecydowanie preferuję stosowanie wszelkich metod, które zapewnią, iż polecę z miejsca A do miejsca B, a nie z miejsca A w zaświaty. Podobnie sądzi zresztą zdecydowana większość Amerykanów.
Skaner nie jest narzędziem politycznym , lecz narzędziem do walki z powietrznym terroryzmem. Jeśli ktoś w swoim neokonstytucyjnym uniesieniu (a może pieniactwie) nie jest w stanie przejść tego rodzaju kontroli, zawsze ma jeszcze do dyspozycji pociągi, samochody, statki, rowery, hulajnogi, itd. Nie powinien jednak wymuszać na TSA i rządzie zmian, które mogą zwiększać niebezpieczeństwo dla innych. A już na pewno nie powinien robić z tej sprawy politycznego cyrku. Mam dla gubernatora Perry propozycję – niech przeniesie w swoim stanie wszystkich pracowników TSA na tamtejszych lotniskach do kontroli granicy z Meksykiem. Potem zobaczymy, czy pan gubernator gdzieś jeszcze w życiu poleci.
Andrzej Heyduk