Ameryka od środka
W Nowym Jorku zakończył się proces 36-letniego obywatela Tanzanii, Ahmeda Ghailaniego. Przysięgli uznali, że podsądny jest winien jednemu z 285 zarzucanych mu przestępstw. Ghailani był jednym z pierwszych byłych więźniów z Guantanamo, którzy stanęli przed sądem cywilnym. Za spisek mający na celu niszczenie mienia należącego do USA zostanie skazany na przynajmniej 20 lat pozbawienia wolności, choć może również dostać dożywocie.
Ghailani był zamieszany w zamachy na dwie ambasady USA w Afryce, które miały miejsce w roku 1998. W wyniku tych zamachów zginęły 284 osoby. Jednak skala owego “zamieszania” została w czasie procesu poddana skutecznie w wątpliwość przez jego obrońców. Argumentowali oni, że podsądny był młodym, lekkomyślnym chłopakiem, którego al-Kaida zwerbowała do roli “faceta na posyłki”, nie mającego żadnej bezpośredniej roli w zamachach bombowych.
Werdykt, który zapadł w Nowym Jorku stał się niemal natychmiast pożywką dla wszystkich tych, którzy twierdzą, że więzienie w Guantanamo powinno istnieć dalej i że metody stosowane przeciw ludziom pokroju Ghailaniego muszą być drastyczne i niekoniecznie zgodne z amerykańską praworządnością. Ponadto zaraz po ogłoszeniu decyzji przysięgłych rozległy się głosy, że więźniowie przebywający w Guantanamo nie mogą być sądzeni przed sądami cywilnymi, bo to zbyt duże ryzyko dla bezpieczeństwa kraju.
Są to argumenty tyleż ciekawe co kuriozalne. Ghailani został osądzony zgodnie z amerykańskim prawem i pozostanie za kratkami prawie do wieku emerytalnego. Jeśli wynik ten jest “zagrożeniem” dla USA, to nie bardzo rozumiem, w jaki sposób można to zagrożenie wyeliminować, poza ewentualnym rozstrzelaniem oskarżonego bez żadnego sądu, najlepiej cichaczem. Sędzia prowadzący ten proces wcześniej unieważnił niektóre zeznania złożone przez podsądnego, ponieważ zostały uzyskane przez “stosowanie specjalnych metod przesłuchania”. W tłumaczeniu “na nasze” oznacza to zapewne, iż poprzednia administracja uważała za stosowne torturować Ghailaniego, a przynajmniej się nad nim znęcać, co w świetle prawa zarówno amerykańskiego, jak i międzynarodowego w zasadzie eliminuje wiarygodność wszystkiego tego, co w trakcie tych przesłuchań powiedział.
W sumie zatem w Nowym Jorku zadziałała skutecznie normalna sprawiedliwość. I całe szczęście. Nigdy nie ma i zapewne nie będzie powodów, by stosować wobec ludzi owe “specjalne metody” obchodzenia się z nimi. Wyroki ferowane przez jakieś tam militarne trybunały na podstawie tajnych danych, które rzekomo posiada rząd federalny szkodzą tylko wizerunkowi USA na międzynarodowej arenie. I jeszcze jedno – we wszystkich przeprowadzonych jak dotąd procesach wojskowych przeciw więźniom w Guantanamo zapadły wyroki łagodniejsze od tego, jaki zapadnie wkrótce w Nowym Jorku.
Mówi się, że nowojorski proces znacznie utrudni Obamie ostateczne zamknięcie więzienia w kubańskiej bazie. Mam nadzieję, że tak nie będzie. Placówka ta od samego początku kłóciła się z wizerunkiem Ameryki jako państwa na wskroś praworządnego i stanowi doskonałe narzędzie rekrutacyjne dla ekstremistów rozsianych po całym świecie. Przypadek Ghailaniego nie tylko nie dowodzi, że podejrzani o terroryzm ludzie nie mogą być sądzeni przez sądy cywilne, ale potwierdza, iż Ameryka jest w stanie ferować prawomocne, legalne wyroki w stosunku do wszystkich osób podejrzanych o popełnienie przestępstw – niezależnie od charakteru tych wykroczeń.
Andrzej Heyduk