Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 14 października 2024 17:15
Reklama KD Market

Medal za zabicie 6 pasażerów "Mavi Marmara"

 


"W momencie, kiedy dotknąłem stopami pokładu, zaatakowano mnie kijami, metalowymi prętami i siekierami. Bez wątpienia to byli terroryści. Mogłem dostrzec w ich oczach morderczy błysk. Wiedziałem, że chcą nas wymordować". Sierżant S twierdzi, że widział jak pasażerowie przystawili odebrany komandosowi pistolet do głowy.


 


 


The Guardian skupił się na wspomnieniach pasażerów.

Dla algierskiej aktywistki o imieniu Sabrina najbardziej wstrząsającym momentem było przystawienie przez izraelskich żołnierzy pistoletu do główki jednorocznego dziecka na oczach jego rodziców, by zmusić kapitana "Mavi Marmara" do zatrzymania statku.

 


 


Inni opowiadają o krzykach dochodzących z każdej strony, kulach przelatujących koło głów pasażerów, rzece krwi, żołnierzach depczących po ciałach zabitych, scenach przypominających walki mafii z amerykańskich filmów.


 


Po zatrzymaniu statku wszystkich zakuto w kajdany. Najpierw trzymano ludzi na otwartym pokładzie, bez żadnej osłony przed piekącym słońcem. Wiele osób dostało udaru i straciło przytomność. Następnie dowieziono pasażerów do Izraela i zamknięto w więzieniu. Tam traktowano ich z wyjątkową brutalnością. Nie dano pić ani jeść, zabroniono korzystać z łazienki. Niektórzy skarżą się, że okradziono ich z pieniędzy. Wszystkim kazano podpisać oświadczenie, że nielegalnie przekroczyli izraelską granicę.


 


W przeciwieństwie do europejskich amerykańskie media nie potępiły akcji izraelskich komandosów, a nawet usiłują usprawiedliwić Izrael. Kwestię tę porusza w rozmowie z Salon.com były ambasador USA, Edward Peck, uczestnik flotylli wiozącej pomoc humanitarną dla mieszkańców Gazy.


 


"Najbardziej przygnębia mnie propagandowy sukces Izraela. Właśnie skończyłem rozmowę w radio. Słuchacze pytali mnie, dlaczego pasażerowie statku zaatakowali izraelskich żołnierzy. Powiedziałem, chwileczkę, oni bronili statku przeciw ludziom, którzy ich zaatakowali. To akurat było odwrotnie. Na statku pod turecką banderą znajdowali się cywile, mężczyźni, kobiety i dzieci. Nagle wpada grupa silnie uzbrojonych facetów, siłą obejmuje kontrolę i porywa go do Izraela, tam gdzie pasażerowie nie chcą i nie zamierzali jechać. Ludize sięgnęli po krzesła i inne przedmioty na pokładzie, by walczyć z zamaskowanymi komandosami. I nagle okazuje się, że to oni byli stroną atakującą?! Przygnębia mnie taka interpretacja wydarzeń.


 


Poza straszliwym rozlewem krwi doszło do wojny słów. Amerykanie czytają to, co nadchodzi z Tel Awiwu i jest drukowane w amerykańskiej prasie. I co się okazuje, że cywile ze statku byli nienawidzącymi Izrael terrorysytami, zwolennikami Hamasu, mordercami i zbrodniarzami. Zadaję sobie pytanie, a czego spodziewałeś się po Izraelu, że nazwie ich obrońcami środowiska, siewcami pokoju? Nie, według Izraela każdy z nich jest zbrodniarzem! A nasza prasa to połyka. I to mnie drażni, to przewrotne używanie języka.


 


Media powinny skupić się na nielegalnej okupacji Gazy, o czym cały świat wie. Izrael twierdzi, że działa w obronie własnej. Niecałkiem. Jeśli ktoś porwie statek na międzynarodowych wodach koło Somalii, to wszyscy wiemy, że robią to piraci. Kiedy Izrael twierdzi, że broni się nie dopuszczając do siebie obcych statków, to nikt mu nie mówi "nie". Nikt nie jest zdolny ich powstrzymać, a Amerykanów nie stać nawet na krytykę, choć to, co robi Izrael, jest nielegalne.


 


Kiedy ze statku zabrano mnie do Ashod, przedstawiciel izraelskich władz powiadomił mnie, że zostanę deportowany, ponieważ naruszyłem tamtejsze prawo przekraczając nielegalnie granicę. Statek został siłą por-wany, sprowadzono nas tutaj siłą, wbrew naszej woli, i nagle okazuje się, że to ja postąpiłem nielegalnie. Mówimy różnymi językami. Oczywiście deportowano mnie, ponieważ nielegalnie zrobiłem coś, czego absolutnie zrobić nie chciałem.


 


Amerykanie muszą zrozumieć, że nikt, kto ma dobrze w głowie, nie życzy źle Izraelczykom ani Palestyńczykom, a przede wszystkim Amerykanom. Jednakże złe rzeczy działy się, dzieją i dziać będą".


 


Na pytanie dziennikarza, jak ocenia wypowiedzi znanych komentatorów, Thomasa Freedmana i Jeffreya Goldberga, którzy sugerują, że flotylla nie była misją humanitarną, lecz polityczną prowokacją, Edward Peck odpowiedział: "Skąd do diabła to wiedzią? Siedząc za swoimi biurkami? Chcę również spytać, czy są znani jako krytycy Izraela? Oczywiście nie. Nie winię ich za to. Wiadomo jednak, że bronią Izraela bez względu na wszystko. Mogą to robić. Nie mogą jednak spodziewać się, że wszystko, co powiedzą, zostanie przyjęte jako niepodważalna prawda. Mam tendencję do odrzucania informacji z kół zdecydowanie antyizraelskich, jak i zdecydowanie proizrelskich, ponieważ wyrażają opinie słabo związane z faktami".


 


(Times of London, The Guardian, Salon.com – eg)


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama