Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 14 października 2024 15:27
Reklama KD Market

Z młodzieżą na równiku Ekwador, Galapagos, Darwin i ewolucja w patrzeniu na świat

 





Motto:


„Po powrocie z Ameryki Południowej nastąpiły we mnie głębokie zmiany. Postanowiłam być na co dzień wdzięczna za to, co mam, i za to, kim jestem. W Ekwadorze spotkałam ludzi, którzy prawie niczego nie mieli, a cieszyli się tym, co mają. Przeżywali każdy dzień z uśmiechem, beztrosko. Patrząc na nich przestałam tęsknić za tym, czego nie mam, ale używać tego, co mam, i być z tym szczęśliwa”.


Natalia Kukułka





Jestem podróżnikiem i odkrywcą. Od trzydziestu lat przemierzam Amerykę Łacińską w poszukiwaniu miejsc niezwykłych i oddalonych od kolein wydeptanych butami turystów. W 1981 roku odkrywałem z kolegami z klubu kajakowego „Bystrze” z Krakowa najgłębszy kanion na ziemi Rio Colca w Peru. W roku 2000 poprowadziłem wyprawę National Geographic, aby z  matematyczną dokładnością potwierdzić położenie najdalszego źródła największej rzeki świata, Amazonki.

 


 


Pewnego dnia spotkałem w Chicago panią Annę Tomaszewską, tak jak ja – na co dzień – nauczycielkę w Chicago Public Schools, która współpracuje z Polską Szkołą Sobotnią im. Jana Pawła II w Lemont. "Pan jest podróżnikiem – powiedziała – obydwoje jesteśmy pedagogami, powinniśmy podróżować z młodzieżą. Czy znajdzie pan czas latem"


 


I tak się zaczęło. Pomyślałem, że to będzie inne doświadczenie, niż prowadzenie grup czasem rozkapryszonych dorosłych turystów. Przyjąłem propozycję. 18 dni w 2008 roku spędziliśmy w dwudziestoosobowej grupie, przemierzając najciekawsze zakątki Peru. Zwiedziliśmy Limę, wyspy Ballesty, Arequipę i zeszliśmy na dno kanionu Colca. Potem pływaliśmy po jeziorze Titicaca i weszliśmy na słynne pływające trzcinowe wyspy. Cuzco i Machu Picchu urzekły nas, czuliśmy tam bijące serce inkaskiego Imperium Słońca. W 2009 roku postanowiliśmy odwiedzić sąsiedni i dużo mniejszy niż Peru – Ekwador. W osiemnastodniowy program włączyliśmy wyspy Galapagos, opisane przez Darwina, odwiedzane przez piratów, żeglarzy i poszukiwaczy przygód, zasiedlone przez osadników, którzy przywieźli ze sobą zwierzęta domowe i zmienili odwieczną równowagę biologiczną. Zwiedziliśmy cały Ekwador, położony na linii równika. Byliśmy we wszystkich strefach geograficznych: na pustynnym wybrzeżu, w wysokich Andach, w dżungli i na wyspach Pacyfiku.


 


Jak ułożyć taką podróż na kieszeń młodzieży, zależnej finansowo od rodziców?  Koszt wyprawy nie mogł przekroczyć $2,500 od osoby. Kto był na Galapagos z biurem podróży i zna tamtejsze ceny, zapyta zdziwiony, jak to jest możliwe. A jednak udało się! Lata doświadczenia w podróżowaniu i odrobina szczęścia zawiodły nas do celu. Posłuchajmy, jak wspominają tę egzotyczną eskapadę niektórzy jej uczestnicy.



Michał Grabis, 13 lat


 


Z młodzieżą podróżuje się fajnie, bo jesteśmy w podobnym wieku, mamy podobne zainteresowania i możemy razem się bawić.


 


Najciekawszym dla mnie przeżyciem było przejście przez dżunglę w Amazonii. Nigdzie indziej nie można zobaczyć czegoś podobnego: ogromne kałuże wody, chodziliśmy korytem płynących potoków, wokół kłębiły się egzotyczne rośliny, wszystko było zupełnie odmienne od tego, co oglądam na co dzień.


 


Wyjście pod wulkan Chimborazo też mnie zaskoczyło. Pierwszy raz widziałem śnieg w lecie. To unikalne miejsce. Porywisty wiatr wiał z szybkością około 60 mil na godzinę i zwalał nas z nóg. Trzymaliśmy się za ręce i grupkami pięliśmy się stromą ścieżką pod wiatr, który porywał drobne kulki lawy i uderzał nas nimi po twarzach. Ostrzegaliśmy się nawzajem: nie stój tam, to niebezpieczne. Zachęcaliśmy się do wspinaczki w momencie zwątpienia: chodź z nami, razem na pewno dojdziemy. I doszliśmy do schroniska na wyskości 5 tysięcy metrów na kubek gorącej herbaty. Nigdy nie byłem tak wysoko!


 


Współdziałanie z rówieśnikami było niecodzienne: nurkując na Galapagos pomagaliśmy sobie wyczyścić maski zaparowane oddechem. Gdy komuś dostała się woda do nosa i musiał zdjąć maskę i rurkę, wtedy podtrzymywaliśmy go na powierzchni oceanu, podtrzymywaliśmy się też na duchu i zachęcaliśmy do dalszej zabawy pod wodą. Tak samo pomagaliśmy komuś zmęczonemu dopłynąć do łódki na odpoczynek.


 


Marek Podowski, 15 lat, harcerz i tancerz w zespole ludowym:


 


Ekwador różnił się od zwyczajnych obozów harcerskich pod każdym względem. Tam wszystko było inne: w Polsce są niziny, a tam wielkie góry Andy pną się wysoko, dotykają nieba, a szczyty pokrywa wieczny śnieg. Ludzie mówią innym językiem, więc trzymałem się blisko grupy mówiącej po polsku czy angielsku.


 


Najbardziej odczułem bliskość moich rówieśników w Otavalo na słynnym jarmarku indiańskim, gdzie tubylcy podśmiewali się z turystów. Wtedy zrozumiałem, jak bardzo z przyjaciółmi jesteśmy do siebie podobni i jak jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.


 


Najbardziej utkwiły mi w pamięci wyspy Galapagos i nurkowanie. Zwierzęta na wolności w ogóle się nas nie bały. Na obozach harcerskich nie widziałem dużych zwierząt, najwyżej małe wiewiórki, które jednak od nas uciekały. Tutaj duże zwierzaki: słonie morskie, pelikany i pingwiny chciały się z nami razem bawić.


 


Ekwador był wspaniały i różnorodny. Na obozach jedzenie się powtarzało, a tam codziennie była inna, egzotyczna kuchnia.


 


Warto pojechać daleko, bo trzeba przystosować się do innego klimatu, wysokości, wczesnego wstawania.


 


Julia Zduńczyk, 13 lat,  najmłodsza uczestniczka wyjazdu:


 


Najciekawsze dla mnie były zabawy w wodzie, bo bardzo lubię pływać i nurkować. Galapagos zachwyciło mnie, widziałam z bliska tak bogate życie morskie: kolorowe ryby, słonie morskie, egzotyczne ptaki.


 


Najlepszą chwilą na wyjeździe były lekcje surfowania na długich falach w wiosce Montanita. Po raz pierwszy wzięłam lekcję i zanurzyłam się z deską w chłodnej wodzie Pacyfiku. Trudno było wskoczyć na deskę w jednym momencie i ustać na niej, ślizgając się wraz z falą. Pamiętam, jak stanęłam na pięć sekund. To było ogromne przeżycie, a potem spadłam do wody, ciągnąc deskę przypiętą linką do mojej kostki. Będę chciała kontynuować surfowanie.


 


Czy coś się zmieniło w moim życiu po powrocie? Myślę, że jednak nie.


 


Natalia Kukułka, 17 lat, studentka college'u w Chicago:


 


Podróżuje się zwykle z nieznanymi ludźmi, trzeba z nimi współpracować, myśleć jak dogodzić innym, a nie tylko sobie. W szkole znasz już wszystkich, tutaj jest ciekawiej. Wylądowaliśmy  w egzotycznym kraju. Wszędzie byli nowi ludzie – nie rozmawialiśmy o szkole, ale szybko znaleźliśmy wspólne tematy  i zainteresowania.


 


Zawiązały się nowe przyjaźnie, które trwają do dziś. Spotykamy się z przyjaciółmi w moim wieku: z Jasonem, Stasiem, Michelle i Kamilą. Zimowe wakacje są dobrym okresem, aby spędzać czas razem. Poszliśmy do miasta i do I-maxa na film.


 


Po powrocie z Ameryki Południowej nastąpiły we mnie głębokie zmiany. Postanowiłam być na co dzień wdzięczna za to, co mam i za to, kim jestem. W Ekwadorze spotkałam ludzi, którzy prawie niczego nie mieli, a cieszyli się tym co mają. Przeżywali każdy dzień z uśmiechem, beztrosko. Patrząc na nich przestałam tęsknić za tym, czego nie mam, ale używać tego, co mam i być z tym szczęśliwa. Odrzuciłam popularne marzenie: gdybym coś tam miała, to byłabym szczęśliwa. Ja już jestem szczęśliwa. Zamiast gdybania-gadania poradziłabym rówieśnikom wziąć się do roboty i coś zrobić. Cieszcie się tylko tym, co w tej chwili macie!


 


Naj, naj, najpiękniejszy moment przeżyłam na Galapagos. Uwielbiam naturę, od dziecka robiłam zdjęcia zwierzakom. Ale bliskości i współżycia zwierząt i ludzi, jakiego doświadczyłam na Galapagos, nie mogłam sobie wcześniej wyobrazić. Trudno uwierzyć, że ludzie potrafią jeszcze żyć tak blisko z przyrodą.


 


Podziwiałam zmieniające się, kolorowe, przepiękne krajobrazy. Dwa momenty zachowałam w pamięci najmocniej: kolację na wyspie San Cristobal w jaskrawo oświetlonej restauracji przy samej plaży. Z morza wyszły słonie morskie, całe ich stado nie śpiesząc się posuwało się w kierunku miasteczka, gdzie rozłożyło się na nocleg na ławkach wzdłuż deptaku. Drugim momentem było nocne ognisko na plaży w Montanita. Pan Andrzej grał na gitarze, śpiewaliśmy polskie piosenki, a z ciemności wychodzili obcy ludzie i dosiadali się do nas, włączając się w egzotyczną dla nich muzykę. Pojawiła się nawet grupa muzyków z Izraela, idąca na koncert do restauracji. A ponieważ wszystko w Ekwadorze dzieje się bez pośpiechu, wyjęli instrumenty z futerałów i zabawiali nas bliskowschodnią muzyką przez prawie godzinę. Po czym tak jak się pojawili, tak odpłynęli w ciemną noc. To są impresje, których nigdy się nie zapomina.


 


Adrian Biryło, 17 lat,  student politechniki IIT w Chicago:


 


Największe wrażenie zrobiło na mnie Galapagos. Jest unikalne, nigdzie indziej nie ma takiej symbiozy człowieka z przyrodą. Jeden moment utkwił mi w pamięci: mówiła już o nim Natalia. To było na Galapagos, przy plaży, gdzie jedliśmy kolację. Poszedłem za stadem słoni morskich do miasteczka. Zobaczyłem maleńką foczkę, wychudzoną, zagubioną i wylęknioną: szukała matki. Podchodziła coraz to do innych samic, ale te warczały na nią i przeganiana, piszcząca, pełzła dalej. W końcu przytuliła się do jakiegoś stadka i ucichła. Przez moment poczułem się bardzo daleko od domu, rodziny i najlepszych przyjaciół.  Stałem na brzegu wyspy na środku oceanu, oddalony o tysiąc kilometrów od lądu.


 


•        •        •


 


Wróciliśmy do domów szczęśliwi, wypoczęci, bogatsi o niezwykłe doświadczenia, nowe przyjaźnie, nasyceni ogromem informacji, które przetwarzaliśmy przez kolejne miesiące. Jako organizator wyjazdu z młodzieżą chciałbym przekazać kilka obserwacji.


 


Pani Ania Tomaszewska może potwierdzić, że młodzi podróżnicy są grupą bardziej zgraną i odporną na przeciwieństwa losu, niż wycieczka dorosłych, którzy „wykupili bilet” i nie mogą pogodzić się z tym, że samolot jest opóźniony, pociąg przepełniony lub autobus po prostu stanął na górskiej drodze.


 


Dorośli żądają, aby podróż przebiegała dokładnie tak, jak zostala opisana w ofercie, młodzież natomiast w każdym wydarzeniu wietrzy przygodę, jest pogodna i natychmiast przystosowuje się do sytuacji.


 


Z drugiej strony dorośli w podobnej grupie wiekowej znają wspólne piosenki i przy ognisku stanowią zgraną paczkę, doskonale się bawiąc. Z przykrością muszę stwierdzić, że młodzież zwykle wkłada w uszy słuchawki i biernie słucha czegoś tam przygotowanego przez firmę Sony lub jakiegoś DJ-a. W przypadku śpiewu i zabawy młodzi są niestety bierni. Tylko harcerze znają ogniskowe piosenki.


 


Próbowaliśmy przełamać tę ciszę, drukując śpiewnik, z którego młodzież zaczęła śpiewać kilkanaście starych piosenek. Tylko jeden chłopiec według relacji matki do dzisiaj nuci w kółko podróżnicze piosenki.


 


Młodzież jest niezwykle bystra i wrażliwa w sposobie obserwowania świata, ludzi i wydarzeń. Zadziwiająca jest dojrzałość kilkunastoletnich dzieci. Należy tylko umieć słuchać, a czasem zadać odpowiednie pytanie, by sprowokować fascynującą nieraz dyskusję. Do rozmów nastrajają wieczory i długie godziny w zbiorowej sypialni. Młodzi komentują wydarzenia codzienne, życie w rodzinie, opowiadają o swoich marzeniach i planach na przyszłość. Wymieniając poglądy w nie zawsze „politycznie poprawny” sposób, uczą się od siebie w błyskawicznym tempie.


 


Zwykle czują się odpowiedzialni za grupę i zaczynają odrzucać egocentryczny światopogląd na rzecz myślenia kategoriami przynależności grupowej. Rozumieją, że każdy uczestnik wnosi witalną cząstkę do atmosfery i jest rzeczywiście odpowiedzialny za sukces grupy. Młodzież, w przeciwieństwie do dorosłych, nie lubi się spóźniać. To zapewne zasługa pani Ani, ale nikt nie opóźniał wyjazdu czy nie dawał czekać na siebie na zbiórce.


 


W roku 2010 planujemy następną podróż, tym razem szlakiem wspaniałej kultury Majów przez Mezoamerykę. Zawitamy na Yukatan w Meksyku, do Gwatemali i Belize.


 


Wyspy Galapagos – aż trudno uwierzyć – odwiedziłem po raz pierwszy właśnie w zeszłym roku. Oprócz wrażeń opisanych przez uczestników dodam estetyczne przeżycia związane z obserwacją młodzieży pod wodą bawiącej się z psotnymi foczkami czy pingwinami. Swoją giętkością nurkujący prawie dorównywali zwierzętom, zataczając duże kręgi, dotykając ich płetw czy skóry.


 


Moim najpiękniejszym przeżyciem było jednak wyjście z wody na bezludną plażę na wyspie Santa Fe w towarzystwie dwóch dorosłych kolegów. Na piasku wylegiwały się stada słoni morskich wszelkich rozmiarów – od najmłodszych do postawnych samców.  W ciszy podczołgaliśmy się w pobliże zwierząt, jakaś foka parsknęła na mnie, w jej oczach wyglądałem zapewne na foczego dziwoląga, po czym przesunęła się, robiąc mi miejsce na ciepłym piasku. Wtedy poczułem, że powróciłem do raju.


 


Andrzej Piętowski


Zdjęcia: Anna i Andrzej Piętowscy,


Anna Tomaszewska


 


 




Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama