Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 07:51
Reklama KD Market

Ausweis, bitte!


Ameryka od środka




W tzw. Polsce Ludowej każdy milicjant miał prawo zatrzymać na ulicy dowolnego obywatela i zażądać od niego świadectwa tożsamości. Zwykle “władza” zwracała się do narodu frazą “dowodzik poproszę”. Podobne żądania pokazania papierów są częścią niemal każdego filmu o okresie II wojny światowej i niemieckim faszyzmie. Nic zatem dziwnego, że Ameryka zareagowała dość gwałtownie na wieść o tym, iż w Arizonie ma wejść w życie ustawa, która – wbrew tradycjom towarzyszącym amerykańskiemu państwu od samego początku – da policji dokładnie takie same prawo. Nowa ustawa o kontroli imigrantów stanowi, że policja będzie mogła żadąć od każdego “podejrzanego” okazania dowodu na legalny status zamieszkania w USA. Skojarzenia z totalitaryzmem są oczywiste i niepokojące, tym bardziej że o tym, kto wygląda na podejrzanego, a kto nie, decydować mają sami policjanci.


 


W tym kontekście w dniu 1 maja ma dojść w licznych miastach USA do masowych demonstracji przeciwników ustawy zatwierdzonej w Arizonie. Zanosi się na ogromne protesty, podobne do tych, jakie miały miejsce w roku 2006, kiedy to prezydent Bush próbował namówić Kongres do zreformowania prawa imigracyjnego. Wtedy nic z tego nie wyszło, a dziś szanse na reformy są nadal dość odległe. Zwolennicy tego, co stało się w Arizonie, twierdzą, że jest to odpowiedź na niemoc rządu federalnego. Być może. Nie ma jednak również żadnych wątpliwości co do tego, że ustawa podpisana przez gubernator Jan Brewer jest przede wszystkim zabiegiem efekciarskim, czyli na pokaz.


 


Znawcy prawa konstytucyjnego są w miarę zgodni co do tego, że ustawa niemal na pewno nigdy nie wejdzie w życie, gdyż zostanie z różnych powodów zaskarżona do sądu i w przyszłości unieważniona. Ma się tak stać z dwóch powodów. Po pierwsze, Arizona nie ma w zasadzie prawa prowadzenia niezależnej polityki imigracyjnej, gdyż jest to przywilej rządu federalnego. Po drugie, niektóre postanowienia ustawy zdają się przeczyć konstytucyjnym gwarancjom poszanowania swobód obywatelskich.


 


A skoro tak, to wrzawa, jaka powstała wokół ustawy zatwierdzonej w Arizonie, jest efektem zamierzonym przez tych, którzy ten akt prawny wymyślili. Nigdy nic z tego nie będzie, ale rozgłos jest zawsze przydatny. Nieco mniej zamierzonym, niefortunnym skutkiem jest jednak to, że temat regulacji prawnej imigracji do USA powrócił niespodziewanie na pierwsze strony gazet, mimo że tak naprawdę żaden polityk nie chce na ten temat dyskutować, gdyż jest to temat zbyt niebezpieczny.


 


Wszyscy w zasadzie twierdzą, że z nielegalną imigracją do USA coś trzeba zrobić. Gorzej z konkretnymi rozwiązaniami. Rozsądnie byłoby zacząć od zaprowadzenia całkowitej i skutecznej kontroli nad południową granicą kraju, ponieważ bez takowej kontroli wszelkie inne postanowienia, np. o amnestii dla “nielegalnych”, nie mają większego sensu, bo napływ nowej ludności trwać będzie nadal, a za 20 lat dyskutować będziemy o dokładnie tym samym problemie. Tak czy inaczej, z pewnością nie da się niczego rozwiązać przez wprowadzanie na poziomie bardziej lokalnym drakońskich, niepewnych konstytucyjnie rozwiązań, które w dodatku kojarzą się nieprzyjemnie z zamordyzmem. Prawo zatwierdzone w Arizonie nie ma zapewne żadnych szans w starciu z konstytucją kraju. Pokazuje jednak, że obecna sytuacja zachęca ludzi do szukania “politycznego ukojenia” w posunięciach ekstremalnych i budzących w miarę powszechny sprzeciw. A wszystko to spycha skutecznie rzeczową dyskusję na boczne tory.


 


Andrzej Heyduk


Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama