O tym, że w play-offs w hokejowej lidze NHL trudno o wskazanie faworytόw przekonaliśmy się już w ubiegłą środę, gdy w czterech meczach tylko Phoenix Coyotes – jedyna wyżej rozstawiona drużyna wygrała pierwszy mecz. Choć w tym przypadku trudno mόwić o planowym zwycięstwie bo w rywalizacji Coyotes z Detroit Red Wings ciężko wskazać faworyta, a jeśli już to raczej trzeba go upatrywać w zespole ubiegłorocznych finalistόw Pucharu Stanelya z Detroit.
Porażki w pierwszych meczach Pittsburgh Penquins, San Jose Sharks, New Jersey Devils, Washington Capitals miały stanowić sygnał ostrzegawczy dla Chicago Blackhawks przed pierwszym meczem z Nashville Predators. I zapewne taki stanowiły, bo wszystko wyglądało dobrze, aż do fatalnej trzeciej tercji...
Do kompletu widzόw w United Center już się mogliśmy przyzwyczaić. Do przyprawiającej o ciarki w plecach atmosfery podczas śpiewania przez Jima Cornelisona hymnu przed rozpoczęciem meczu także. Mogliśmy być pewni rόwnież, że zespόł gospodarzy od pierwszym minut ruszy na rywala – tak się stało. Ale jak zgodnie zapowiadali trenerzy i zawodnicy z Chicago z Predators nie gra się łatwo, bo ta drużyna koncentruje się na wykorzystywaniu błędόw rywala i je bezlitośnie egzekwuje. Tak było. Po meczu trener Nashville Barry Trotz przyznał, że Chicago dobrze odrobiło lekcję dostosowując swą grę do stylu Nashville i teraz on będzie musiał wymyślić coś nowego. Całą rywalizację określił mianem pojedynku szachowego.
Po pierwszej bezbramkowej tercji Blackhawks objęli prowadzenie w drugiej – w 30 minucie Patrick Kane wepchnął krążek do bramki w zamieszaniu pod bramką Pekki Rinne. Do tego momentu zespόł chicagowski nie wykorzystał kilku świetnych okazji, po ktόrych już wcześniej mόgł prowadzić. Rinne jednak doskonale bronił strzały Jonathana Toewsa, Mariana Hossy czy Patricka Sharpa. To dzięki jego świetnej postawie po dwόch tercjach Nashville wciąż mogło liczyć, że Chicago popełni błąd, ktόry pozwoli im dać nową nadzieję.
Tak stało się już na początku trzeciej tercji. W 42 minucie Antti Niemi przepuścił wydawało się łatwy strzał z backhandu, spod bandy JP Dumonta. Krążek odbił się od tafli lodu przed bramkarzem Blackhawks, nieco zmienił kierunek i Niemi nie trafił w niego ręką. Odbił się jeszcze od słupka i wpadł do bramki. Od tego momentu mecz wyglądał już zupełnie inaczej. Goście dostali wiatru w plecy i stwarzali coraz grozniejsze sytuacje podczas gdy Blackhawks mieli problemy z wyprowadzeniem krążka z własnej tercji. W takiej właśnie sytuacji, w 51 minucie Troy Brouwer stracil krążek i JP Dumont wyprowadził Predators na prowadzenie. Ostatnie minuty przypominały bicie głową o mur w wykonaniu gospodarzy, a goście zadali jeszcze dwa bolesne ciosy gdy zespόł chicagowski wycofał bramkarza stawiając wszystko na jedną kartę. Tym razem się nie udało, ale w play-offs nie ma znaczenia czy przegrywa się 1:2 czy 1:4, ważne jest to że to goście objęli prowadzenie w serii best-of-seven.
Początek drugiego meczu nie dawał zbyt wielu powodόw do optymizmu. Zawodnicy Blackhawks wyszli na lόd jakby spięci stawką spotkania, porażka stawiałaby ich w niezwykle trudnej sytuacji. W 28 minucie zespόł chicagowski wyszedł na prowadzenie. Grając w przewadze bramkę zdobył Dave Bolland. W 44 minucie Patrick Kane zdobył drugą, dającą nieco spokoju bramkę. Bardzo dobrze, bardzo pewnie i bezbłędnie tym razem bronił Antti Niemi odkupiając tym samym fatalny błąd z pierwszego meczu.
Rywalizacja rozpoczyna się więc od nowa.
DB
Chicago Blackhawks – Nashville Predators 1:4, Chicago Blackhawks – Nashville Predators 2:0. Falstart na początek
- 04/19/2010 07:44 PM
Reklama