Kiedy rzut z połowy boiska Gordona Haywarda, w ostatniej sekundzie finałowego meczu Marcowego Szaleństwa odbił się od obręczy Duke, pięć mil dalej dalej od wypełnionej 71 tysiącami widzów hali Lucas Oil w Indianapolis, rozległ się okrzyk rozpaczy. To ponad osiem tysięcy studentów małego Bulter University, którzy oglądali mecz w swojej hali na rozwieszonych ekranach nie mogło uwierzyć, że tegoroczny sezon niewielu znanego uniwersytetu nie będzie miał zakończenia jak z filmów Hollywood. Sekundę później ktoś włączył nagranie Queen „We are the champions” i słychać było tylko już tylko oklaski. Takie same należały się zwycięzcom, drużynie Mike’a Krzyżewskiego Duke Blue Devils, która po pasjonującym, dramatycznym meczu zdobyła swój czwarty mistrzowski tytuł, wygrywając z Butler Bulldogs 61:59. Tytuł najbardziej wartościowego gracza Finałowej Czwórki zdobył Kyle Singler z Duke University.
„Zabrakło nam jednego szczęśliwego odbicia piłki” – mówił zaraz po meczu zaledwie 33-letni trener Butler Brad Stevens. „To będzie strasznie ciężko przełknać”. W ostatnich 50 sekundach mecz przeciwko Duke, Butler miał dwukrotnie szansę na objęcie prowadzenia, ale dwukrotnie piłka po rzutach Haywarda wypadała z kosza. „To był niesamowity mecz dwóch niesamowitych drużyn. Jeden i drugi zespół zostawił serce na parkiecie, żaden nie miał prowadzenia większego niż kilka punktów” – mówił walczący ze łzami Krzyżewski, którego zespół wygrał 19 lat temu, w tym samym mieście, swój pierwszy z czterech mistrzowskich tytułów. Dla Krzyżewskiego był to pierwszy tytuł od 2004 roku i nie brakło już głosów, że ten legendarny trener trochę stracił ze swojej magii – zwłaszcza, że największy rywal, uniwersytet Północnej Karoliny zdobywał w tym czasie dwa mistrzowskie tytuły.
Zespół Butler, który zaliczając sezon zasadniczy i turniej Marcowego Szaleństwa wygrał do finału 25 meczów pod rząd, od początku pokazał, że nie jest zadowolony z samego udziału w w finale. Choć od początku meczu wpadały rzuty wielkiej trójki Duke (Kyle Singler i Jon Scheyer po 15 pkt, Nolan Smith 13 pkt), „Buldogi” z Butler zawsze mieli odpowiedź na punkty rywali. Kiedy na 13 minut przed końcem meczu, po rzucie Singlera, Duke objęło prowadzenie czterema punktami (47:43) wydawało się, że Duke będzie w stanie narzucić Butler swój styl gry. Nic z tego. Wykorzystując fakt, że koszykarze Duke zaczęli grać bardziej nerwowo, jakby przekonani, że Butler już się nie poderwie do walki, półtorej minuty później było już tylko 49:47 dla koszykarzy Duke i wiadomo było, że ten mecz rozstrzygni się jeśli nie ostatnim rzutem, to na pewno rozgrywką w ostatniej minucie gry.
Do opisywanego we wstępie rzutu Haywarda, Butler zawiodło to, na co najbardziej liczył trener tego zespołu – skuteczność rzutowa. „Nie wygramy tego meczu, jeśli będziemy rzucali tak jak w półfinale przeciwko Michigan State, kiedy trafiliśmy tylko 15 z 49 rzutów: - ostrzegał drużynę Stevens. Tym razem było gorzej (20 na 58), a dwa niecelne rzuty w ostatnich sekundach przypie-czętowały zwycięstwo Duke. Uniwersytetu, który odwrotnie niż w poprzednich sezonach nie był przed Marcowym Szaleństwem w gronie faworytów. Inny niż zwykle zespół Duke – bez przyszłych gwiazd NBA – wygrał dzięki zespołowej grzy, poświęceniu każdego z graczy. I miał znowu w swojej drużynie kawałek historii – w 1980 roku grając dla drużyny Luisville, w tym samym Indianapolis mistrzostwo zdobył Derek Smith. 20 lat później, grając dla Krzyżewskiego, tytuł zawiezie do domu, jego syn Nolan.
Wyniki meczów półfinałowych:
Duke – West Virginia 78:57
Butler – Michigan State 52:50
Przemek Garczarczyk
Reklama