Jagiellonia rywalizowała wiosną na trzech frontach, ale doszedł jeszcze mecz o Superpuchar Polski, w którym w środę na PGE Narodowym wygrała z Wisłą Kraków 1:0 i przywiozła do Białegostoku kolejne trofeum.
W czwartek zespół Adriana Siemieńca czeka pierwsze starcie w ćwierćfinale Ligi Konferencji z Betisem Sewilla, stąd nie może dziwić, że trener nieco "miesza" składem i oszczędza siły niektórych zawodników.
Białostoczanie prowadzi od 22. minuty po trafieniu Norberta Wojtuszka, a wyrównał efektownym strzałem reprezentant Barbadosu Thierry Gale, który w 62. minucie uzyskał pierwszego gola na polskich boiskach.
"Jest rozczarowanie, bo masz taki mecz, który czujesz, że powinieneś zwyciężyć, a nie wygrywasz go. I po remisie czujesz się, jakbyś przegrał. Końcówka ligi na pewno łatwa nie będzie, nie tylko dla Jagiellonii, ale i dla wszystkich drużyn i trzeba o każdy punkt grać, każdy punkt szanować i patrzeć na koniec co nam to da. Mamy punkt, teraz wracamy do europejskiej przygody z bardzo silnym przeciwnikiem, a między tymi meczami mamy też starcie przy Łazienkowskiej z Legią, więc czekają nas teraz trzy bardzo prestiżowe spotkania" - skomentował Siemiemiec.
"Jaga" nie wygrała drugiego spotkania z rzędu i z dorobkiem 52 punktów jest trzecia w tabeli. Traci punkt do Lecha Poznań i trzy do Rakowa, który w poniedziałek w Niepołomicach zmierzy się z Puszczą, plasującą się na 15. pozycji, czyli tuż "nad kreską". Lider wygrał sześć poprzednich meczów.
Po dwóch porażkach w sobotę wygrał Lech - u siebie z Koroną 2:0. Spotkanie miało kilka smaczków. W poprzednim sezonie poznaniacy przegrali z kielczanami w ostatniej kolejce 1:2, co oznaczało utrzymanie rywali w ekstraklasie, a spadek lokalnego rywala - Warty Poznań. Inną ciekawostką jest fakt, że obecny trener Korony Jacek Zieliński poprowadził 10 lat temu "Kolejorza" do mistrzostwa Polski.
Tym razem kibice Lecha mieli powody do radości. W 30. minucie bramkę zdobył reprezentant Iranu Ali Gholizadeh, a w końcówce spotkania wynik na 2:0 ustalił Szwed Mikael Ishak, trafiając po raz 16. w tym sezonie ligowym.
"Zagraliśmy na wysokim poziomie i zasłużyliśmy na zwycięstwo. Mam ogromny szacunek dla całej drużyny za postawę i zaangażowanie. Chciałem zobaczyć mentalność i charakter, ponieważ po porażkach pewność siebie spada, a jest w piłce bardzo ważna" - przyznał duński trener Lecha Niels Frederiksen.
Z walki o ligowe podium nie rezygnuje Pogoń, która w środku tygodnia awansowała do finału Pucharu Polski. Czwarta drużyna tabeli nie dała szans chwalonemu często beniaminkowi GKS Katowice, wygrywając 4:0.
Po raz trzeci w tym sezonie hat-trickiem popisał się najlepszy ligowy snajper Efthymis Koulouris. Grecki napastnik tuż przed przerwą wykorzystał rzut karny i dał "Portowcom" prowadzenie, a w drugiej połowie dołożył jeszcze dwa gole. Wcześniej trzykrotnie pokonał bramkarzy Lechii Gdańsk - w listopadzie i Widzewa Łódź - w lutym. Łącznie ma w dorobku 20 trafień.
Pogoń ma 47 pkt i o trzy wyprzedza Legię, która w ligowym klasyku pokonała w Zabrzu Górnika 2:1. Oba gole dla gości uzyskał w drugiej połowie Brazylijczyk Luquinhas. Gospodarze prowadzili od ósmej minuty po trafieniu Nigeryjczyka Taofeeka Ismaheela.
Legia jest w podobnej sytuacji jak Jagiellonia i gra praktycznie co 3-4 dni. W środku tygodnia piłkarze trenera Goncalo Feio awansowali do finału Pucharu Polski, a w czwartek rozpoczną prestiżowy dwumecz z Chelsea Londyn w Lidze Konferencji.
"Wygraliśmy na bardzo trudnym terenie i te trzy punkty bardzo cenimy. Trzeba pamiętać, że po raz pierwszy od dawna nie grali Marc Gual i Bartosz Kapustka. Oczywiście zastąpili ich inni, ale mają inne charaktery. To odwrócenie wyniku to także konsekwencja tego, że zagraliśmy z wiarą, że jesteśmy w stanie to zrobić. Dobry impuls dali też rezerwowi. Jednak wynik końcowy mógł być różny. Mieliśmy sporo spotkań, po których mieliśmy niedosyt. Dziś jednak każdy wynik był możliwy, ale ostatnie słowo należało do moich piłkarzy" - powiedział portugalski szkoleniowiec.
Jak dodał, nie wiadomo, kiedy do gry wrócą leczący urazy Kapustka i Gual, do tej pory podstawowi zawodnicy i jedni z liderów drużyny, jeśli chodzi o poczynania ofensywne.
Jeszcze ciaśniej niż w czołówce jest w dole tabeli. We Wrocławiu ostatni Śląsk (22 pkt) zremisował z ósmym Motorem Lublin 1:1. Gospodarze prowadzili do przerwy po golu Hiszpana Arnau Ortiza, ale w 76. minucie wyrównał Senegalczyk Mbaye N’Diaye.
Natomiast w Radomiu zajmujący Radomiak uległ Zagłębiu Lubin 0:1 po golu głową Igora Orlikowskiego w 30. minucie. Spotkanie miało niespodziewaną przerwę spowodowaną atakiem zimy.
Dla gości, prowadzonych od niedawna przez Leszka Ojrzyńskiego, to bardzo cenne zwycięstwo. Zakończyli serię siedmiu meczów bez wygranej (sześć porażek, jeden remis) i wydostali się strefy spadkowej - z dorobkiem 26 pkt awansowali na 14. miejsce. Radomiak ma osiem więcej i jest 12.
"Przyjechaliśmy tutaj po zwycięstwo. Była walka, śnieżyca, przerwa w grze, mocny wiatr, aura często się zmieniała. Zdobyliśmy bramkę po stałym fragmencie gry, nad czym dłużej ostatnio pracowaliśmy" - cieszył się trener Ojrzyński.
Poza Śląskiem w strefie spadkowej są Stal i Lechia - po 24 pkt.
Mielczanie zremisowali na własnym stadionie z Cracovią 1:1 w debiucie w roli trenera Ivana Djurdjevica, który zastąpił zwolnionego przed tygodniem Janusza Niedźwiedzia.
Z kolei ekipa z Gdańska przegrała w Łodzi 0:2 z Widzewem, który pod wodzą Chorwata Zeljko Sopica i z nowym właścicielem odzyskał wigor i wygrał trzecie spotkanie z rzędu.