Chcesz jeszcze bardziej zaszaleć? Sięgnij po bezcukrową czekoladę i dodaj deserowi nutę wykwintności, nie rezygnując z diety. Fudge nie tylko zaspokoi ochotę na słodycze, ale będzie też doskonałym dodatkiem do wytrawnego musującego wina. Taki duet to strzał w dziesiątkę – czy to na romantyczny wieczór, czy na zwykłe chwile relaksu. A jeśli szukasz pomysłu na walentynkowy deser, oto jest – prosty, efektowny i pełen miłości do czekolady.
Wiesz, co jest najlepsze? Całość przygotujesz w 20 minut, a reszta to już praca lodówki. Wystarczy odrobina cierpliwości (albo cała noc chłodzenia, jeśli wytrzymasz!) i gotowe. To deser, który robi wrażenie, ale nie wymaga kulinarnych akrobacji. W końcu kto powiedział, że coś pysznego musi być skomplikowane? Smacznego!
Składniki:
⅔ szklanki serka wiejskiego (cottage cheese)
1 tabliczka gorzkiej czekolady (3,5 oz)
4 łyżki płynnego miodu lub syropu klonowego
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
2 łyżki kakao w proszku
Szczypta soli
12 orzechów laskowych (opcjonalnie)
Czas przygotowania: 20 minut
Czas chłodzenia: 4 h (najlepiej całą noc)
Porcje: 12
W blenderze umieść serek wiejski, miód (lub syrop klonowy), ekstrakt waniliowy, kakao i szczyptę soli. Ucieraj do uzyskania gładkiej masy.
W kąpieli wodnej lub w mikrofalówce rozpuść gorzką czekoladę, aż będzie całkowicie płynna. Upewnij się, że nie przegrzejesz czekolady. Lekko ją ostudź (ok. 5 min).
Dodaj rozpuszczoną czekoladę do mieszanki serka wiejskiego i dokładnie wymieszaj, aż wszystkie składniki się połączą i uzyskasz jednolitą masę.
Przełóż masę do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Wyrównaj powierzchnię, wciśnij w masę orzechy laskowe i wstaw do lodówki na co najmniej 4 godziny (najlepiej na całą noc), aż fudge stwardnieje.
Po stwardnieniu pokrój fudge na kawałki i podawaj. Możesz przechowywać w lodówce przez kilka dni.
Ja akurat użyłam silikonowej formy, w której można zrobić od razu monoporcje.
Kasia Marks

Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
Fot. arch. Kasi Marks