Jak powiedziała w oświadczeniu szefowa kampanii Trumpa i przyszła szefowa personelu Białego Domu Susie Wiles, zawarta umowa pozwoli na sprawdzanie wybranych przez Trumpa kandydatów, aby mogli oni zostać sprawdzeni i uzyskać poświadczenie bezpieczeństwa dostępu do informacji niejawnych.
Do zawarcia porozumienia dochodzi znacznie później, niż to zwykle bywa, a według CNN nieufny wobec służb Trump dotychczas wzbraniał się przed dopuszczeniem FBI. Zamiast tego, zespół prezydenta elekta wynajął osobne firmy do przeprowadzenia podobnych procedur.
Według "New York Timesa" wciąż nie jest jasne, jakie nazwiska do sprawdzenia zgłosi Donald Trump - lub czy w ogóle zgłosi jakiekolwiek. Standardowego sprawdzenia kandydatów na najwyższe urzędy domaga się jednak część senatorów, których zgoda potrzebna jest do objęcia przez nich stanowiska. Sugerowali oni, że pominięcie lub opóźnienie tego procesu może opóźnić zatwierdzenie członków gabinetu prezydenta.
Wątpliwości części polityków budzą życiorysy i poglądy szeregu nominatów Trumpa, w tym znana z prorosyjskich wypowiedzi kandydatka na stanowisko Dyrektora Wywiadu Narodowego Tulsi Gabbard, kandydat na szefa Pentagonu Pete Hegseth, który był w przeszłości oskarżany o napaść seksualną, czy mający podobne elementy w życiorysie nominat na ministra zdrowia Robert F. Kennedy jr. Kontrowersyjny jest też wybrany przez Trumpa kandydat na dyrektora FBI Kash Patel, m.in. ze względu na wyrażaną przez niego chęć powzięcia zemsty przeciwko przeciwnikom politycznym Trumpa oraz dziennikarzom.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)