Wielkie ambicje
11 kwietnia 1970 roku na Przylądku Canaveral panowała atmosfera radości i oczekiwania. Setki naukowców, techników, rodzin astronautów, a także dziennikarzy obserwowały odliczanie do startu misji Apollo 13. Na pokładzie Saturna V – gigantycznej rakiety nośnej – znajdowała się trójka astronautów: doświadczony dowódca Jim Lovell, inżynier Jack Swigert oraz pilot modułu księżycowego Fred Haise. Po spektakularnych sukcesach dwu poprzednich misji Apollo 11 i 12, ta miała stać się kolejnym krokiem w podboju kosmosu – trzecim lądowaniem załogowej ekspedycji na Księżycu.
Przygotowania do misji Apollo 13 zaczęły się już wiele miesięcy wcześniej, a każda część tej monumentalnej operacji była skrupulatnie zaplanowana. NASA przydzieliła do załogi Jima Lovella, uznanego astronautę, który odbył już trzy loty kosmiczne i był jednym z najbardziej doświadczonych ludzi w programie Apollo. Dla Lovella, który miał wcześniej szansę okrążyć Księżyc podczas misji Apollo 8, była to okazja, by w końcu stanąć na powierzchni Srebrnego Globu. Razem z nim mieli lecieć: Jack Swigert, który do ekipy dołączył w ostatniej chwili, oraz Fred Haise, utalentowany inżynier i pilot testowy.
Kilka dni przed startem Swigert zastąpił Thomasa Kena Mattingly’ego, pierwotnie wybranego na pilota modułu dowodzenia. Ten jednak został narażony na kontakt z wirusem różyczki i nie mógł ryzykować choroby na pokładzie. Decyzja o zmianie pilota w tak późnym terminie była kontrowersyjna, ale Swigert – znakomity pilot i inżynier lotniczy – szybko dostosował się do zaistniałych warunków. Z perspektywy czasu można zastanawiać się, czy ta zmiana miała jakikolwiek wpływ na przebieg misji, jednak w momencie startu wszyscy byli zgodni, że załoga Apollo 13 jest doskonale przygotowana.
Nieistotna usterka
W dniu startu, 11 kwietnia, Saturn V z impetem wzniósł się nad Przylądkiem Canaveral, osiągając prędkość przekraczającą 39 tysięcy km/h. Na Ziemi inżynierowie Centrum Kontroli Misji NASA, zlokalizowanego w Houston w stanie Teksas, monitorowali lot i utrzymywali stały kontakt z załogą. Start przebiegł niemal idealnie – statek opuścił orbitę okołoziemską i obrał kurs w stronę Księżyca.
Jednak kiedy astronauci przygotowywali się do dalszej części podróży, zaczęły pojawiać się pierwsze drobne problemy techniczne. Swigert zaobserwował pewne nieprawidłowości w systemach zbiorników z tlenem, ale nic nie wskazywało jeszcze na nadchodzącą katastrofę. Nikt nie spodziewał się, że ta pozornie nieistotna usterka zamieni się w dramatyczną walkę o życie.
„Houston, mamy problem”
13 kwietnia, dwa dni po starcie, astronautów zbudził nagły huk i silne drgania. Załoga i kontrola lotu na Ziemi zamarły w napięciu, gdy wskaźniki alarmowe zaczęły migać niepokojąco. Swigert pierwszy zauważył, że doszło do eksplozji w jednym ze zbiorników z tlenem. Wtedy właśnie wypowiedział słynne słowa: „Houston, mamy problem”. Po eksplozji Lovell i Haise próbowali szybko zlokalizować źródło awarii i ocenić zakres szkód.
W Houston inżynierowie pod wodzą Gene’a Kranza, legendarnego dyrektora operacyjnego misji Apollo, zrozumieli, że sytuacja jest poważna. Wybuch, spowodowany wadą konstrukcyjną zbiornika, zniszczył system dostarczania tlenu, jednocześnie pozbawiając statek energii elektrycznej oraz wody, która była efektem ubocznym generacji energii. Kluczowe systemy statku kosmicznego nagle stanęły na skraju awarii.
Kapsuła ratunkowa
Gdy Lovell, Swigert i Haise zdali sobie sprawę z rozmiaru katastrofy, ich jedynym celem stał się bezpieczny powrót na Ziemię. Było jednak jasne, że jeśli pozostaną w module dowodzenia, teraz pozbawionym kluczowych zasobów, nie mają szans na przeżycie kolejnych dni kosmicznej podróży. Podjęto decyzję o przemieszczeniu się do modułu księżycowego „Aquarius”. Nie był on wprawdzie przystosowany do podtrzymywania życia trzech ludzi na tak długo, ale stanowił ich jedyną nadzieję.
Inżynierowie z Houston wiedzieli, że każda minuta jest na wagę złota, a każda decyzja może przesądzić o losie astronautów. Kranz, znany z żelaznych nerwów i zdolności do chłodnej analizy nawet w najtrudniejszych warunkach, powiedział swoim ludziom: „Nie stracimy tego statku – ta misja zakończy się sukcesem”. Zespół NASA pracował przez całą dobę, znajdując rozwiązania na bieżąco i prowadząc astronautów przez każdy kolejny krok. Moduł księżycowy został przekształcony w prowizoryczną kapsułę ratunkową, a astronauci zostali zmuszeni do znacznego ograniczenia zużycia energii i tlenu.
Walka z czasem
Jednym z najbardziej niepokojących problemów, który szybko dał o sobie znać, był wzrastający poziom dwutlenku węgla na pokładzie. W normalnych warunkach statek posiadał filtry, które mogły usuwać CO₂ z powietrza, jednak te, które znajdowały się w module księżycowym, były zaprojektowane na krótką misję dwóch astronautów na Księżycu, a nie na kilkudniową podróż trzech ludzi.
Zespół inżynierów w Houston musiał wymyślić, jak stworzyć prowizoryczny filtr z tego, co astronauci mieli na pokładzie. Znajdujący się pod presją czasu specjaliści z NASA nie zawiedli. Błyskawicznie opracowali instrukcje dla Lovella i załogi, by zmontować takie urządzenie, wykorzystując taśmę klejącą, plastikowe torebki, skarpety i rurki. To proste, ale skuteczne rozwiązanie uratowało im życie. A także zapisało się w historii NASA jako przykład niezrównanej kreatywności i determinacji w obliczu kryzysu.
Nawigacja przez gwiazdy
Zespół z Houston musiał teraz obliczyć nową trajektorię lotu, aby Apollo 13 mógł bezpiecznie powrócić na Ziemię. W tym celu wykorzystano „efekt procy”, pozwalając statkowi na ominięcie Księżyca i przyspieszenie dzięki jego grawitacji, co skierowało astronautów na kurs powrotny.
Manewr ten, choć ryzykowny, był jedyną nadzieją. Niestety, zniszczone systemy nawigacyjne sprawiły, że Lovell musiał przeprowadzić korektę kursu, opierając się wyłącznie na widoku Ziemi przez okno kapsuły. Używając prostych metod, precyzyjnie skierował statek w stronę Ziemi, co było jednym z najważniejszych momentów misji.
Świat wstrzymuje oddech
Podczas gdy Lovell, Swigert i Haise walczyli o przetrwanie, ich rodziny a wraz z nimi cały świat trwali w napięciu. Telewizje i radio na całym globie relacjonowały każdą minutę misji Apollo 13. Marilyn Lovell, żona dowódcy misji, starała się być wsparciem dla swoich dzieci, choć sama była pełna lęku o życie męża. W jednej z późniejszych relacji opisała te dni jako „najdłuższe w jej życiu”. Wspominała, jak ogromną ulgę poczuła, gdy usłyszała pierwsze wieści o bezpiecznym powrocie statku w stronę Ziemi.
W Houston NASA zatrudniła dodatkowych inżynierów i naukowców z innych programów, aby wprowadzać modyfikacje w czasie rzeczywistym. Były to najtrudniejsze dni dla całego zespołu, pracującego w warunkach skrajnego stresu i pod presją ogromnej odpowiedzialności.
Po czterech dniach pełnych napięcia i strachu, Apollo 13 dotarł w okolice Ziemi. Proces wejścia w atmosferę był jednym z najbardziej niebezpiecznych momentów – istniała obawa, że kapsuła mogła zostać uszkodzona podczas wybuchu, co mogłoby doprowadzić do spalenia się statku w atmosferze. Astronauci mieli również ograniczone zasoby paliwa, co zwiększało ryzyko nieudanego wodowania.
17 kwietnia cały świat wstrzymał oddech, gdy Apollo 13 rozpoczął wejście w atmosferę. Po kilku minutach absolutnej ciszy radiowej, która zdawała się trwać wieczność, kontrola misji w Houston nawiązała kontakt z załogą – usłyszano głosy Lovella, Swigerta i Haise’a, którzy z entuzjazmem informowali, że wodowanie przebiegło pomyślnie. Kapsuła wylądowała na Oceanie Spokojnym, gdzie czekały już ekipy ratunkowe.
Odwaga i determinacja
Pechowa i szczęśliwa zarazem misja Apollo 13 wpłynęła na sposób, w jaki NASA przygotowywała kolejne ekspedycje kosmiczne. Niezliczone lekcje wyniesione z tej katastrofy pomogły ulepszyć procedury bezpieczeństwa i wyposażenie statków kosmicznych. NASA przeprowadziła szczegółowe dochodzenie, które zaowocowało wprowadzeniem istotnych zmian w konstrukcji statków kosmicznych i metodach przygotowania astronautów. Inżynierowie rozpoczęli nową erę w projektowaniu statków kosmicznych, która uwzględniała jeszcze więcej rozwiązań awaryjnych.
Astronauci z misji Apollo 13 nie wylądowali na Księżycu, ale ich ekspedycja przeszła do historii astronautyki. Apollo 13 stał się symbolem niezwykłej odwagi i determinacji człowieka. Był też przykładem na to, jak zaawansowana inżynieria i współpraca zespołowa mogą zdziałać cuda, nawet w obliczu najgorszych trudności.
Monika Pawlak