Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 28 listopada 2024 13:59
Reklama KD Market

Na Alasce niektórym z nieba spadną w czwartek indyki (WIDEO)

Kilkudziesięciu mieszkańcom ostępów puszczy na amerykańskiej Alasce spadną z nieba indyki, tradycyjnie spożywane w czwartkowe Święto Dziękczynienia. Mrożony drób zrzuci ze swojego samolotu ochotniczka i pilotka Esther Keim w ramach akcji "Alaskańskiej Bomby Indykowej" - przekazała agencja AP.
Na Alasce niektórym z nieba spadną w czwartek indyki (WIDEO)

Autor: fot. Alaska Turkey Bomb/Facebook

Choć Keim mieszka obecnie w mieście, to wychowała się w odizolowanym od cywilizacji gospodarstwie i dobrze zna trudności, których doświadczają ich mieszkańcy. Do wielu miejsc można dostać się drogą powietrzną, lub za pomocą skuterów śnieżnych - drogą lądową na Alasce można dotrzeć tylko do 20 proc. lokalizacji. Znajomy pilot zrzucał czasem rodzicom Keim gazetę - z przyklejoną gumą do żucia dla dziewczynki.

Przed laty kobieta dowiedziała się, że żyjąca w odizolowanym gospodarstwie rodzina będzie miała na świątecznym stole co najwyżej pieczyste z wiewiórki, czym trudno jest obdzielić troje domowników. Postanowiła wtedy, że zrzuci im mrożonego indyka ze swojego lekkiego samolotu, który wyremontowała z pomocą ojca.

Akcja rozkręciła się dzięki mediom społecznościowym. Keim lata dziś w każde Święto Dziękczynienia i dostarcza świąteczną żywność ludziom, do których domów nie prowadzą żadne drogi.

Wśród odbiorców indyka będzie np. rodzina, która w okresie śnieżnej, alaskańskiej zimy potrzebuje co najmniej półtoragodzinnej podróży skuterem śnieżnym, by dotrzeć do najbliższego sklepu. Decydują się na to raz w miesiącu. "Mam już 80 lat i moje zamiłowanie do przygód trochę oklapło" - wyznał agencji AP Dave Luce.

Keim dostarcza obecnie do 40 indyków. Czasem lata sama, czasem z przyjaciółką - jedna pilotuje, druga wyrzuca pakunki. Dostawa i zakup ptaka są darmowe - finansuje je dzięki pomocy życzliwych dusz z mediów społecznościowych.

Przed wylotem kontaktuje się z rodzinami, żeby wiedzieli kiedy wyjść przed dom. "Jeżeli nie będzie nikogo na zewnątrz nie rzucę indyka. Gdyby nie zobaczyli, gdzie spada, nigdy by go nie znaleźli" - twierdzi Keim. Kiedyś odbiorcy szukali swojego pakunku w głębokim śniegu przez pięć dni.

Keim najchętniej ciska mrożonkami w zamarznięte jezioro - tam odbiorcy najłatwiej mogą zlokalizować przesyłkę. Nie jest specjalnie celna, ale dotąd nigdy nie trafiła jeszcze indykiem w człowieka, zwierzę, a nawet w budynek.

Pilotka chce założyć organizację non profit, dzięki której mogłaby uzyskać więcej darowizn i rozszerzyć swoją świąteczną akcję. Obecnie jej maksimum sięga około 20 kilometrów. "Można by wtedy także dodawać jakiś drobiazg dla dzieci. Choćby pluszaka przytulankę" - powiedziała Esther Keim.(PAP)

 

os


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama