Dla maluchów mamy jednak nieco więcej zrozumienia, potrafimy przymknąć oko, czego nie ma w świecie dorosłych, gdzie znacznie lepiej widziane jest udawanie, że nie istnieje.
W taki właśnie mocno enigmatyczny sposób zaczęłam mówić o zazdrości, o której chyba jeszcze nie pisałam, więc czas najwyższy na tą nieprzyjemną emocję, której wolelibyśmy nie czuć, do której nie chcemy się przyznawać, a przynajmniej, jest to dla nas trudne…
O co chodzi?
Niekiedy mogłoby się wydawać, że zazdrość to jedna z tych emocji, bez których byłoby nam łatwiej. Nic bardziej mylnego! Wszystkie emocje mają swój cel, a więc ta również. Zanim jednak przejdziemy do tego, po co nam ona, warto przyjrzeć się jej z zewnątrz.
Już zaledwie spoglądając na zazdrość można dostrzec, że skupia się ona najczęściej na przedmiotach lub osobach. Możemy zatem być zazdrośni, że ktoś coś ma, co i my byśmy bardzo chcieli mieć lub też nie ma czegoś, czego i my mieć nie chcemy (a mamy), jak na przykład chorobę. Jednocześnie możemy być zazdrośni o innego człowieka, który staje się ważniejszy (lub już się stał) dla bliskiej nam osoby.
Niekiedy można powiedzieć, że zazdrość o rzeczy jest dziecięcą domeną ze względu na zależność materialną naszych pociech od rodziców. Jednocześnie warto pamiętać, że również dorośli spoglądają z zazdrością na telefony, samochody, domy,… swoich znajomych. Ciekawym przykładem może być choćby zachowanie Aryny Sabalenki po przegranym finale z Igą Świątek w ubiegłym roku w Stuttgarcie, kiedy to zamierzyła się swoim pucharem na szybę w wygranym przez Polkę, Porsche.
Warto jednocześnie wspomnieć, że tak jak zazdrości o przedmioty nie można przypisać wyłącznie dzieciom, tak też zazdrość o osoby nie jest wyłącznie domeną dorosłych. Choć właśnie w związkach najczęściej spotykamy się ze scenami zazdrości, cichymi dniami, czy też fochami, to warto zwrócić uwagę, że dzieci też bywają zazdrosne o swoje rodzeństwo, rodziców, a także o przyjaciół.
Jedna odsłona zazdrości
Patrzymy niekiedy na kogoś z podziwem dla tego, co ma, co osiągnął, zdobył, co niekiedy dała mu sama natura. Patrzymy, ale widzimy jedynie część, fragment góry lodowej, gdzie cała reszta jest ukryta gdzieś pod wodą, czy też pod zasłoną przeszłości.
Obserwujemy sukces, sam efekt końcowy pracy, poświęceń, niekiedy wielu wyrzeczeń i trudnych decyzji, ciężkich chwil i zwątpień, o których zapominamy lub nie chcemy o nich wiedzieć. A przecież wszystko to, czego zazdrościmy innym ma swoją historię, która nie zawsze jest kolorowa i prosta do powtórzenia, szczególnie kiedy nasze priorytety życiowe są zupełnie inne.
Kiedy zatem czyjś sukces budzi w nas ukłucie zazdrości, warto pamiętać o tym, że nieodłącznym elementem dużych osiągnięć jest poświęcenie czegoś innego i ogromny wysiłek, na który stać tylko nielicznych.
Inna, a jednak podobna
Pamiętam jak byłam małą dziewczynką, bardzo zazdrościłam mojej kuzynce lalki Barbie. Jej rodzice mogli sobie bez problemu pozwolić na taki wydatek, a moi uznali, że nie jest to najważniejsza rzecz przyczyniająca się do prawidłowego rozwoju młodej osoby. Z perspektywy czasu rozumiem ich podejście, ale wtedy usychałam z zazdrości i wykorzystywałam każdą nadarzającą się okazję, aby lalkę choć przez chwile potrzymać w rękach.
Zmierzam jednak do tego, że zazdrość pojawia się gdy czegoś nam brakuje, jest swego rodzaju podpowiedzią, wskazówką, w którym kierunku iść, aby dotrzeć do odpowiedzi. Konia z rzędem przecież temu, kto zawsze wie czego chce. Odpowiedź na pytanie: „Czego ja tak naprawdę chcę” wydaje się niezwykle prosta, a jednak codziennie jest zasłaniana przez najróżniejsze zadania, które musimy, czy też powinniśmy zrobić. Tym samym te nasze naturalne potrzeby, tęsknoty, marzenia, schodzą na dalszy plan. Można zatem powiedzieć, że zazdrość staje się nam bardzo pomocna, motywując do rozwoju i wskazując niejako, w którą stronę powinniśmy podążać.
Przy tym wszystkim warto jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię. Zazdrość nie zawsze jest wskazówką wprost, żeby nie powiedzieć, że zmusza nas do pewnego wysiłku intelektualnego. Pamiętam znów z dzieciństwa, jak w trakcie imienin u babci, moje siostry występowały przed wszystkimi grając i śpiewając. Ja nie miałam takich umiejętności i dodatkowo byłam nieśmiała, więc tylko podziwiałam ich odwagę z nutką zazdrości. Dopiero po latach odkryłam, że tkwiła we mnie potrzeba docenienia, o które wtedy nie umiałam się upomnieć.
Zazdrość rzeczywiście nie jest łatwą i przyjemną emocją, ale jest nam niezwykle potrzebna. Jedyne, co warto z nią zrobić, to przestać tłumić, a zacząć się w nią wsłuchiwać i szukać tego, co może się za nią ukrywać, tak u nas samych, jak i u naszych dzieci, które potrafią bardzo umiejętnie zamieniać zazdrość w bunt, czy agresję. Tylko zatem spokój jest w stanie nas uratować!
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!