Gubernator Minnesoty Walz i senator z Ohio Vance starli się w studiu telewizji CBS w Nowym Jorku w prawdopodobnie ostatniej debacie telewizyjnej przed wyborami 5 listopada. Choć na scenie nie brakowało wzajemnych oskarżeń, klimat dyskusji był w większości pozbawiony ostrych werbalnych potyczek kandydatów na prezydenta. A obaj kandydaci niejednokrotnie przyznawali sobie rację i deklarowali wiarę w dobrą wolę przeciwników.
Choć debata była niemal w całości poświęcona sprawom polityki krajowej: gospodarki, służby zdrowia, aborcji, prawu do posiadania broni, czy przyszłości amerykańskiej demokracji - ani słowem nie wspomniano o wojnie w Ukrainie - to kandydaci rozpoczęli od kryzysu na Bliskim Wschodzie i irańskiego ataku rakietowego na Izrael. Żaden z nich nie odpowiedział jednak wprost na pytanie, czy poparłby "prewencyjny" atak Izraela na Iran.
Walz wskazał na słowa Kamali Harris i jej deklaracje, że USA "będzie chronić nasze siły i siły sojusznicze", a Iran poniesie konsekwencje swojego ataku na Izrael. Oskarżył też Trumpa o przyczynienie się do rozwiązania umowy atomowej z Iranem, która ograniczała jego program nuklearny i przekonywał, że Ameryka potrzebuje pewnego przywództwa i postawienia na sojusze.
"Kiedy nasi sojusznicy widzą, jak Donald Trump zwraca się ku Władimirowi Putinowi, jak zwracał się ku Korei Północnej, kiedy dostrzegają tego typu niestałość, my utrzymamy tę koalicję razem, pozostaniemy zaangażowani" - deklarował Walz.
Vance stwierdził natomiast, że to do Izraela należy sposób odpowiedzi na irański atak, a do Ameryki należy "wspieranie naszych sojuszników, gdziekolwiek się znajdują, kiedy walczą ze złymi ludźmi". Przekonywał też, że za prezydentury Trumpa panowała stabilność, bo wrogowie Ameryki się go bali.
Wśród bardziej spornych wątków debaty była też dyskusja o aborcji, choć znany jako jeden z największych przeciwników aborcji JD Vance przyznał, że znaczna część wyborców nie podzielała jego poglądów, czego dowodem było referendum w 2023 r. w jego stanie - Ohio - gdzie wyborcy opowiedzieli się za ochroną prawa do aborcji.
"Myślę, że to, czego się podczas dyskusji o aborcji, to, to że musimy wykonać lepszą pracę, jeśli chodzi odzyskiwanie zaufania ludzi" - powiedział Vance. Zaznaczył też, że on i Trump opowiadają się za utrzymaniem obecnych zróżnicowanych regulacji aborcji w zależności od poszczególnych stanów.
Walz przywołał z kolei historię młodej kobiety Amber Thurman, która nie mogła dokonać aborcji w swoim stanie - Georgii - i zmarła podczas podróży do Karoliny Północnej, gdzie planowała zabieg. Dodał, że gdyby nie zniesienie ogólnokrajowego prawa do aborcji przez wybranych przez Trumpa sędziów, kobieta nadal mogłaby żyć. Twierdził też, że jeśli Trump i Vance dojdą do władzy, powstanie "rejestr ciąż" i ograniczy prawo do antykoncepcji, czy in vitro (Vance temu zaprzeczał).
Kandydaci zgadzali się - choć mieli na to inne recepty - co do konieczności zwiększenia dostępności mieszkań i domów, ulepszenia opieki zdrowotnej i zwiększenia ulg podatkowych dla rodziców dzieci. Vance chwalił obecną administrację Bidena za to, że utrzymał on większość ceł wprowadzonych przez Donalda Trumpa i wprowadził nowe. Walz krytykował natomiast plan Trumpa, by wprowadzić uniwersalne cła na wszystkie produkty z zagranicy, twierdząc, że będzie to w istocie podatek nałożony na konsumentów, który przyczyni się do inflacji.
Republikański senator wielokrotnie też wracał do tematu imigracji, twierdząc, że obecna polityka - którą nazwał mianem "otwartych granic Kamali Harris" - pozwala na swobodny przemyt narkotyków, obciąża system opieki zdrowotnej, oświaty i zwiększa przestępczość. Nie powtórzył jednak promowanych przez siebie nieprawdziwych historii o imigrantach jedzących zwierzęta domowe w Springfield w stanie Ohio, ani nie chciał odpowiedzieć wprost na pytanie o obiecywane przez Trumpa "masowe deportacje".
Nawiązał do tego jednak Walz, który wspomniał też o storpedowanym przez Donalda Trumpa ponadpartyjnym projekcie ustawy zaostrzającej restrykcje na granicy.
"Mieliśmy najsprawiedliwszy i najsurowszy projekt ustawy o imigracji, jaki widział ten kraj (...) Ale tak się to kończy, kiedy nie chcesz rozwiązać problemu, tylko chcesz demonizować (imigrantów). A Senator Vance mówi, że chce +tworzyć historie+, by zwrócić uwagę na problem" - powiedział Walz. "To oczernia dużą liczbę ludzi, którzy są tu legalnie w Springfield. Republikański gubernator Ohio powiedział, że to nieprawda. Nie róbcie tego. To ma swoje konsekwencje" - zaznaczył.
Większy kontrast między kandydatami widoczny był podczas dyskusji o zagrożeniach dla amerykańskiej demokracji. Walz ostrzegał, że Trump już teraz przygotowuje grunt, by po raz kolejny kontestować wyniki wyborów. Oskarżał też Vance'a o "rewizję historii" i bagatelizowanie powagi szturmu sympatyków Trumpa na Kapitol 6 stycznia. Zapytał też bezpośrednio swojego rywala, czy Trump wciąż uważa, że wygrał wybory 2020 r.
Vance - który w przeszłości mówił, że nie certyfikowałby wyników tamtych wyborów - nie odpowiedział na to pytanie. Obiecał jednak, że jeśli Walz i Kamala Harris wygrają wybory, on sam uzna ich wynik i będzie się za nich modlił.
"Kamala Harris zajmowała się cenzurą na skalę przemysłową. Robiła to podczas Covidu. Robiła to w związku z wieloma innymi problemami, i to, moim zdaniem, jest o wiele większym zagrożeniem dla demokracji niż to, co powiedział Donald Trump, gdy mówił, że protestujący powinni pokojowo protestować 6 stycznia" - powiedział Vance. Oskarżał obecną administrację o chęć cenzurowania użytkowników mediów społecznościowych za sianie dezinformacji.
Wtorkowa debata była prawdopodobnie ostatnim telewizyjnym pojedynkiem kandydatów przed listopadowymi wyborami. Choć Kamala Harris nalegała w ostatnich tygodniach na zorganizowanie kolejnego starcia z Trumpem, kandydat Republikanów konsekwentnie dotąd odmawiał. Choć dzień wyborczy wypada 5 listopada, to głosowanie - korespondencyjne lub osobiste - rozpoczęło się już w 20 stanach.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)