Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 18 listopada 2024 00:41
Reklama KD Market

Piżmowy Szarik

Piżmowy Szarik
fot. Dolce & Gabbana

Od bardzo wielu lat w moim domu zawsze były obecne psy. Czasami jeden, czasami dwa, a w okresie świetności i szaleństwa nawet cztery. Dziś mam ich dwie sztuki i mój czas posiadania czworonogów powoli dobiega końca. Jednak przez cały ten „psi” okres mojego życia nigdy nie wpadło mi do głowy, by pupila perfumować. Okazuje się jednak, że nie wszyscy myślą tak samo jak ja.

Luksusowy włoski dom mody Dolce & Gabbana wprowadził ostatnio na rynek nowe perfumy dla psich towarzyszy. Mały flakonik tego specyfiku kosztuje 99 euro, a producent twierdzi, że jest to „bezalkoholowa mgiełka zapachowa dla czworonożnych ulubieńców”. I dalej: „Jest delikatną, autentyczną, charyzmatyczną, wrażliwą substancją”. Na filmie reklamowym widać gładkie i miękkie bichony frisé, jamniki i chihuahuę, wszystkie pozujące na stołku. Film kończy się romantycznym, uwodzicielskim hasłem: „Bo nie jestem tylko psem, jestem Fefe”. A Fefé to nazwa perfum. Każdy nabywca zapachu dostaje dodatkowo darmową obrożę. Podobno aromat zawiera naturalne składniki, które zapewniają przyjemny i trwały zapach.

Perfumy zostały nazwane na cześć psa współzałożyciela włoskiej marki, Domenico Dolce, i łączą rzekomo w sobie „świeże i delikatne nuty zapachowe piżma i drzewa sandałowego”. Szczególną uwagę zwrócono na wzór butelki. Ozdobiona jest ona psią łapą pokrytą 24-karatowym złotem, co nadaje produktowi smaczek luksusu i ekskluzywności. Firma zapewnia, że w czasie testowania perfum żadne zwierzę nie doznało krzywdy. Nie wszystkich to jednak przekonuje.

Pachnące drzewem sandałowym psiaki budzą poważne zastrzeżenia ze strony specjalistów i działaczy na rzecz ochrony zwierząt. Organizacja PETA stwierdziła, że ​​„spryskiwanie psów zapachem zaprojektowanym tak, aby zadowolić ludzi, jest bezsensowne i może mieć negatywne konsekwencje”. Założycielka PETA, Ingrid Newkirk, w oświadczeniu dla agencji AFP powiedziała: „Psy mają setki milionów więcej receptorów zapachowych w nozdrzach i potrafią wyczuwać zapachy 10 tysięcy razy lepiej niż ludzie. Perfumy rozpylane na ich futro mogą powodować u nich podrażnienie i niepokój oraz zakłócać ich zdolność do wykrywania innych zapachów w ich otoczeniu i komunikowania się z innymi zwierzętami, które spotykają”.

Początkowo myślałem, że firma Dolce & Gabbana jest pionierem w dziedzinie perfumowania czworonogów, ale nie jest to prawda. Poszperałem w różnych źródłach i dowiedziałem się, iż perfum dla czworonogów jest dość dużo, a niektórzy producenci nadają swoim wyrobom żartobliwe nazwy. I tak można dla Reksia kupić zapach Miss Claybone (Liz Claiborne w wersji ludzkiej), Timmy Holedigger (Tommy Hilfiger) i Aqua di Dog firmy Doggio Arfmani (Giorgio Armani). A wszystko to w opakowaniach do złudzenia przypominających perfumy dla pań i panów.

Jeśli wierzyć mediom, wszystkie te propozycje cieszą się sporą popularnością wśród niektórych właścicieli psów. Specjaliści skłaniają się jednak ku przekonaniu, iż ktoś, kto kupuje dla swojego czworonożnego podopiecznego jakiś sztuczny zapach, robi to przede wszystkim dla siebie, a nie z korzyścią dla psa. Weterynarze mają zasadniczo trzy zastrzeżenia.

Po pierwsze, jak już wspomniałem, martwią się tym, że zmiana zapachu psa przy pomocy perfum może go zdezorientować, wpływając na sposób poruszania się po świecie, a nawet na interakcje z innymi psami.

Po drugie, zwracają uwagę na potencjalne problemy zdrowotne, obawiając się, że perfumy mogą maskować ukryte schorzenia. Na przykład naturalny zapach psa może ostrzec weterynarza o takich chorobach jak łojotokowe zapalenie skóry, które może być trudniejsze do zdiagnozowania, jeśli zapach psa jest zamaskowany perfumami.

Po trzecie, istnieje również istotny argument, zgodnie z którym perfumowanie psów jest kompletnie zbędnym i głupim krokiem. Podejmuje się go bowiem w celu ich „humanizacji”, zamieniając je tym samym w niewiele więcej niż futrzane akcesoria czy zabawki. Jest to zapewne szczególnie wyraźne w przypadku ras małych lub mikroskopijnych, które czasami bywają noszone na rękach i są w ten sposób modnym dodatkiem do stroju właściciela lub właścicielki w czasie ważnych wydarzeń publicznych.

Tymczasem obrońcy psich perfum twierdzą, że ludzie zajmujący się zawodowo strzyżeniem i czesaniem czworonogów na koniec tych procedur od lat stosują pachnące aerozole, tak by świeżo wypielęgnowany pies równie świeżo pachniał. Jest to prawda, tyle że zapachy te roznoszą się tylko przez krótki czas, by zaraz potem ustąpić woni „au naturel”, czyli czysto psiej. I, szczerze mówiąc, taką preferuję. Nie wyobrażam sobie na przykład, by dzielny Szarik siedział w czołgu numer 102 oblany wcześniej piżmowym zapachem Fefé. Gustlik by tego nie tolerował, Janek by go wygonił na zewnątrz, a Olgierd zameldowałby o tym w sztabie. Natomiast Grigorij zacząłby swoją przemowę, zaczynającą się od słów: „U nas w Gruzji psy waniają zupełnie inaczej”.

Szaleństwo z perfumami dla psów ma pewne nieco mniej szalone precedensy. W swoim czasie firma Giorgio Armani (a nie Arfmani) zaoferowała eleganckie zestawy akcesoriów dla posiadaczy psów i kotów. Co innego jednak smycze i obroże, a co innego pachnidła, których normalnie żadne zwierzęta nie stosują. Tymczasem dziś niezliczone firmy, w tym również polskie, oferują w Internecie psie perfumy, a w witrynie Groomershop.pl jest lista ponad 30 producentów tego rodzaju specyfików. Jeden z nich reklamuje Furrish Baby Power Cologne jako „wodę zapachową dla psów o aromacie dziecięcej zasypki”, a inny specyfik ma mieć aromat „lawendowo-miętowy”. A ktoś pytał może, czy psy chcą pachnieć jak ludzkie bobasy?

Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama