Nie pojawia się na okładkach kolorowych magazynów, praktycznie nie udziela wywiadów, nie lansuje się w mediach społecznościowych. Grane przez nią bohaterki nie wyróżniają się ani urodą, ani charyzmą. A jednak Frances McDormand tworzy wybitne, niezapomniane kreacje. Ma na koncie trzy Oscary. Spośród żyjących aktorek tylko fenomenalna Meryl Streep może szczycić się takim osiągnięciem…
Ani ładna, ani słodka
Kiedy 67-letnia McDormand pojawia się na filmowych galach, komentatorzy zwykle dworują sobie z jej niedbałych strojów, a fotoreporterzy próbują zrobić najdziwniejsze zdjęcie. Ona ma to w nosie. Półki w jej domu uginają się od ciężaru aktorskich nagród, a ma ich ponad siedemdziesiąt, w tym potrójną aktorską koronę: Oscara (a dokładnie trzy), Emmy i Tony. Takimi osiągnięciami mogą pochwalić się nieliczni, m.in. Maggie Smith, Al Pacino i Jeremy Irons. Na ekranie czy na deskach teatralnych Frances nie musi robić wiele, by zachwycać. Wystarczy, że jest i to stanowi jej największą siłę.
Urodziła się jako Cynthia Ann Smith 27 czerwca 1957 roku w Gibson City w stanie Illinois. Zaraz po urodzeniu została porzucona przez matkę. Miała jednak szczęście, bo półtora roku później adoptowała ją kanadyjska para: pielęgniarka i pastor. McDormandowie nie mogli mieć biologicznych dzieci, więc przygarnęli dwie dziewczynki. Małej Cynthii nadali imiona Frances Louise.
Aktorka wspomina, że miała spokojne i szczęśliwe dzieciństwo, choć początkowo jej przybrani rodzice często się przeprowadzali. Ostatecznie osiedlili się w Pensylwanii. Tam Frances ukończyła college. O dziecka wiedziała, że chce zostać aktorką. Zawsze uwielbiała czytać, a kiedy w jej szkole wystawiano „Makbeta”, to ona zagrała lady Makbet. Po ukończeniu college’u Frances oznajmiła więc rodzicom, że wybiera się do Yale School of Drama. Tam poznała przyszłą gwiazdę filmową, Holly Hunter. Łączy je do dziś głęboka przyjaźń.
W 1982 roku z dyplomem magistra sztuk pięknych McDormand opuściła uczelnię. Scena teatralna od razu ją pokochała, ale w branży filmowej już nie było tak łatwo. Producenci, castingowcy i reżyserzy odrzucali ją. „Cóż, nie byłam ani ładna, ani piękna, ani słodka. Nie miałam też odpowiedniego ciała” – wyznała gorzko po latach na łamach „New York Timesa”.
Najbardziej zabolało ją to, że wraz z Holly rozważane były jako odtwórczynie głównych ról w filmie Ridleya Scotta „Thelma and Louise”. Producent jednak zażądał „ładniejszych i seksowniejszych” aktorek. Ostatecznie role dostały Susan Sarandon i Geena Davies. To wtedy Frances zasugerowano korektę urody. Ona zaś odpowiedziała: „Może jestem brzydka, ale nie przeszkodzi mi to stać się najlepszą”. Wiedziała, że pewnego dnia będą szukali kogoś innego i postanowiła być naprawdę dobra właśnie w tym – w byciu kimś innym.
Genialna kreacja
Dzięki chłopakowi Holly Hunter Frances dowiedziała się o castingu do debiutanckiego filmu braci Joela i Ethana Coenów „Blood Simple”. Nigdy wcześniej nie stała przed kamerą, ale postanowiła zaryzykować. Dostała rolę. W 1985 roku film otrzymał Grand Prize na festiwalu w Sundance. Choć rola Frances nie została zauważona, był to ważny tytuł w życiu aktorki, nie tylko zawodowo. Przyjaźń z Joelem Coenem przerodziła się w romans, a potem w trwające do dziś małżeństwo.
Po debiucie w kinie Frances wróciła na deski teatralne. W 1987 roku została nominowana do najważniejszej branżowej nagrody, Tony, za występ w sztuce Tennessee Williamsa „A Streetcar Named Desire”. Statuetkę dostała niemal ćwierć wieku później za pierwszoplanowy popis w „Good People”. W 1988 roku udział w swoim najnowszym filmie zaproponował jej Alan Parker. Reżyser poszukiwał kandydatki do roli pani Pell, maltretowanej żony brutalnego szeryfa, członka Ku Klux Klanu w „Mississippi Burning”. Jej wybitna kreacja wreszcie została zauważona. Aktorka dostała pierwszą nominację do Oscara.
Wydawać by się mogło, że teraz kariera McDormand ruszy z kopyta. Nic bardziej mylnego. Owszem, dostawała propozycje od męża i jego brata, m.in. w „Miller’s Crossing” czy „Barton Fink”. W 1993 roku Robert Altman też dał jej niewielką rolę w „Short Cuts”. I byłaby wciąż aktorką drugiego planu, gdyby nie „Fargo” – czarna komedia kryminalna wyreżyserowana przez jej ulubiony rodzinny duet Joela i Ethana Coenów. To film o sprzedawcy samochodów, który wynajmuje zbirów, by porwali jego żonę i zażądali okupu od bogatego teścia.
Aktorka gra ciężarną komendantkę lokalnego posterunku policji, która pije hektolitry kawy i w międzyczasie prowadzi śledztwo. McDormand stworzyła postać, jakiej Hollywood jeszcze nie widziało. Była zabawna, po chwili dramatyczna a zaraz potem rozśmieszała do łez. Nikt nie miał wątpliwości, że Akademia Filmowa tym razem ją nagrodzi, cho
rywalizowała z samą Emily Watson. Kiedy w 1996 roku Frances odbierała statuetkę, oczywiste było, że oto aktorka, o którą wreszcie producenci będą się bić.
Ucieczka do Nowego Jorku
I faktycznie – propozycje zaczęły płynąć strumieniami. Co wtedy zrobiła Frances? Pokazała wszystkim środkowy palec. Stwierdziła, że rodzina jest dla niej najważniejsza. Wraz z Joelem wyprowadzili się do Nowego Jorku. W 1995 roku wzorem swoich przybranych rodziców Frances wraz z mężem adoptowali półrocznego chłopca z Paragwaju. Niemal 30-letni dziś Pedro jest masażystą, trenerem osobistym i grywa niewielkie rólki. Frances i Joel kochają go nad życie.
Co ciekawe, kiedy aktorka grała w „Fargo” a potem w jej życiu pojawiło się dziecko, wiele osób myślało, że Frances naprawdę była w ciąży! Uznano, że skłonna jest do wielkich poświęceń dla roli. Aktorka początkowo w ogóle się do tego nie odnosiła – kwestia adopcji wyszła na światło dzienne po latach.
O aktorskich małżeństwach mówi się, że mają krótką datę ważności. Ale nie w przypadku Frances i Joela. W tym roku para świętuje swoje 40-lecie a ich związek z roku na rok wydaje się silniejszy. Co szczególne, kiedy pobierali się w 1984 roku, aktorka dostała od Joela obrączkę, którą zostawiła mu w domu była żona. Wydawałoby się, że to dziwne i niejednej kobiecie mogłoby się nie spodoba
, ale Frances uznała to za całkiem praktyczne. Większą wagę McDormand przywiązywała do uczuć.
Dziennikarzowi „The New York Timesa” tak opowiadała o spotkaniu z Joelem: „To było jak objawienie, że mogłam mieć kochanka, z którym pracowałam i nie byłam onieśmielona. Wow! O mój Boże! Mogę naprawdę kochać i żyć. Z niczym nie walczyć, nie przepraszać za nic, niczego nie ukrywać”.
Po latach mieszkania na Manhattanie para kilka lat temu przeniosła się do Bolinas, nadmorskiego miasteczka położonego nieco na północ od San Francisco. Żyją spokojnym, naturalnym rytmem niewielkiej osady, gdzie wszyscy się znają i traktują zwyczajnie. Długo trzymali ten adres w tajemnicy.
Na własnych warunkach
Oczywiście „Fargo” to nie był koniec kinowej kariery McDormand. Aktorka zagrała potem jeszcze m.in. w „Wonder Boys” u boku Michaela Douglasa czy „Something’s Gotta Give” z Jackiem Nicholsonem i Diane Keaton. W 2014 roku dostała tytułową rolę w krótkim telewizyjnym serialu „Olive Kitteridge”, za którą otrzymała nagrodę Emmy.
W 2017 roku Frances została wyróżniona jeszcze jednym Oscarem za „Three Billboards Outside Ebbing, Missouri” Martina McDonagha. Kreując przejmującą postać matki zgwałconej nastolatki, wspięła się na aktorski szczyt. Warto wspomnieć, że początkowo aktorka odrzuciła propozycję, uważając, że jest już za stara do tej roli. Dopiero mąż przekonał ją słowami: „Nie grymaś, tylko bierz, jak dają ci takie cudo”.
Ceremonia rozdania Oscarów 2021 również należała do niej. McDormand wystąpiła tym razem w podwójnej roli – jako producentka i aktorka w filmie Chloe Zhao „Nomadland”. To filmowa opowieść o ludziach, którzy w wyniku zapaści gospodarczej stracili swoje miejsce do życia. Pół roku wcześniej obraz nagrodzono w Wenecji Złotym Lwem, następnie nagrodą BAFTA i Złotym Globem.
Frances od lat żyje na własnych warunkach. Wybiera role, dzięki którym może pokazać prawdziwą siłę kobiet. Jej bohaterki mocno stąpają po ziemi, mają własne zdanie i nie dbają o opinie innych. „Są takie niehollywoodzkie” – podkreśla aktorka. Czyli dokładnie takie jak ona sama.
Małgorzata Matuszewska