Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 13 listopada 2024 19:10
Reklama KD Market

Kevin Barszcz z Biura Burmistrza ds. Weteranów: Pokochałem Polskę i moje nazwisko

Kevin Barszcz z Biura Burmistrza ds. Weteranów: Pokochałem Polskę i moje nazwisko
Kevin Barszcz w siedzibie redakcji pokazuje archiwalne zdjęcia swojej babci

Wnuk polskich imigrantów i weteran amerykańskiej marynarki wojennej z polsko-latynoskiego domu na północnym zachodzie Chicago w ubiegłym roku został dyrektorem Biura Burmistrza ds. Weteranów. Jako jedna z nielicznych osób o polskich korzeniach we władzach miasta zajmuje się również kontaktami z Polonią.  O pracy na rzecz weteranów i polskiej społeczności, kłopotliwym nazwisku, zdrowej zupie, służbie wojskowej i niedawnej podróży do Polski rozmawiamy z Kevinem Barszczem.

Joanna Marszałek: Co wiesz o swoich polskich korzeniach?

Kevin Barszcz: Choć dorastałem w typowym polskim domu na północy Chicago, nie mówiło się w nim dużo o Polsce. Dopiero kilka lat temu zacząłem zadawać pytania. Dowiedziałem się, że babcia ze strony ojca, Janina, pochodzi z okolic Wilna. W czasie wojny wraz z rodziną musiała opuścić Polskę i trafiła do obozu pracy przymusowej w Niemczech. Mojego dziadka, Mariana, poznała w obozie dla osób przemieszczonych. Pobrali się pod koniec lat 40. Dziadek miał rzucić monetą, aby zdecydować, czy pojadą do Australii, czy do Stanów Zjednoczonych. Nigdy nie poznałem dziadka – zmarł, zanim się urodziłem. Babcia do dziś mieszka w Chicago i w październiku skończy 98 lat. Poszukiwania w internecie doprowadziły mnie do statku, którym rodzina przypłynęła do Bostonu i do listy pasażerów, na której figuruje nazwisko babci, dziadka i cioci, która urodziła się jeszcze w obozie…

Złapałeś polskiego bakcyla i postanowiłeś pojechać do Polski?

– Opowieści babci i nowe informacje sprawiły, że chciałem dowiedzieć się więcej o kulturze Polski i moim dziedzictwie. W czerwcu z żoną pojechaliśmy na wakacje do Polski. Odwiedziłem Warszawę, Kraków, Zakopane, Wieliczkę, Oświęcim. Podróżowaliśmy pociągiem. Polska jest niezwykła i chyba jeszcze trochę niedoceniana. Jest historia, jest piękna przyroda. A ile kościołów! Oboje z żoną jesteśmy katolikami i byłem pod wielkim wrażeniem, jak wielką rolę odgrywa wiara w życiu Polaków. Nawet w kopalni soli były kaplice! Z pewnością wrócę do Polski. Widziałem ludzi, którzy wyglądali na moich krewnych (śmiech).

Babcia Janina – po lewej z córką Sophie
Z babcią Janiną i mamą Gladys
Z żoną Roxaną w Warszawie

Masz w sobie również latynoską krew.

– Tak, od strony matki mam meksykańskie i portorykańskie korzenie. Moja żona jest Meksykanką. Czuję więc, że jestem typowym wytworem północnego zachodu Chicago, gdzie każdy warsztat samochodowy na Diversey, Belmont czy Fullerton ma meksykańską, portorykańską i polską flagę. Wszyscy moi dziadkowie urodzili się poza Stanami Zjednoczonymi i przybyli tu na przełomie lat 40. i 50.

Jak wspominasz dorastanie w Chicago z nazwiskiem Barszcz, w dodatku pisanym w oryginalnej polskiej formie?

– Nie było łatwo (śmiech). Słyszałem już wszystkie możliwe wersje mojego nazwiska. Nie obrażam się, gdy ktoś nie potrafi go wymówić. Żartuję, że przez całe życie sam nie potrafiłem go wymówić. Nie-Polacy najczęściej wymawiają je „bar-sez”. Tak też się przedstawiam, bo tak łatwiej. Przy literowaniu największy problem sprawia „c”. Ono wszystkich zbija z tropu. Kiedyś w wojsku przy wyczytywaniu nazwisk i rozdzielaniu zadań zostałem na szarym końcu. Przełożony podszedł do mnie i nakrzyczał, że nie znam nawet własnego nazwiska. A ja go po prostu nie zrozumiałem, bo zostało tak dziwnie wymówione. Odtąd wiem, że gdziekolwiek jestem, muszę uważnie nasłuchiwać. Mój tata, który też był w wojsku, miał podobny problem i podobno rozważał zmianę nazwiska na „Bars”. Cieszę się, że tego nie zrobił. Zostaję przy moim nazwisku. Moja żona też je kocha. Gdy byłem w Polsce, pracownicy hotelu chcieli wiedzieć, kim jest facet z tym nazwiskiem. Moje nazwisko nie jest często spotykane, ale oczywiście jest dobrze znane ze względu na zupę.

Lubisz barszcz?

– Nie mam z nim problemu. W Polsce odwiedziłem różne restauracje, gdzie próbowałem barszczu. Wcześniej oczywiście próbowałem barszczu w Chicago. Za każdym razem, gdy piję barszcz, czuję się zdrowszy! Przyznaję jednak, że wolę bardziej biały barszcz niż czerwony.

Jesteś weteranem marynarki wojennej, U.S. Navy. Opowiedz o swoim wojskowym doświadczeniu.

– Wstąpiłem do wojska parę lat po liceum. Studiowałem w community college, ale średnio mi się podobało. Pomyślałem, dlaczego by nie spróbować wojska. Zarówno ojciec, jak i wujek służyli w marynarce wojennej. Zaliczyłem bootcamp w Great Lakes w Illinois, a następnie stacjonowałem w Wirginii. W marynarce byłem elektrykiem na lotniskowcu. Moim zadaniem było zapewnienie, że wszystko, co jest zasilane energią, sprawnie działa. Uwielbiałem każdą minutę służby. Polecam wojsko każdemu. Po czterech latach, w 2012 roku wróciłem do Chicago. Poszedłem na studia na DePaul University w zakresie marketingu i komunikacji. Służba pomogła mi zapłacić za studia, znaleźć zatrudnienie, opieką zdrowotną. Gdyby nie służba wojskowa, nie byłbym dzisiaj tu, gdzie jestem. Jestem za to ogromnie wdzięczny.

Swoją dalszą karierę zawodową związałeś z weteranami.

– Po studiach znalazłem się w świecie organizacji non-profit. Zaczynałem w organizacji Chicago Veterans, później pracowałem w Habitat for Humanity, gdzie pomagałem zapewnić weteranom przystępne cenowo domy. Po kilku latach znalazłem się w biurze burmistrza, gdzie wykonywałem podobną pracę, ale na poziomie miejskim. Gdy miasto otworzyło nabór na stanowisko dyrektora Biura Burmistrza ds. Weteranów, zgłosiłem swoją kandydaturę. Biuro to zostało utworzone przez burmistrza Harolda Washingtona i było obsadzone aż do roku 2019, kiedy po odejściu poprzedniego dyrektora uderzył covid. W 2023 r. postanowiono ponownie je obsadzić. Zostałem zatrudniony na krótko przed zmianą administracji.

Na czym dokładnie polega Twoja praca?

– Po pierwsze, przeglądamy istniejące przepisy, które mają wpływ na życie weteranów. W Chicago mieliśmy program preferencyjnego zatrudnienia weteranów w obrębie administracji miejskiej, jednak po bliższej analizie okazało się, że obejmował on tylko dwa departamenty: straży pożarnej i policji. Chcieliśmy rozszerzyć go na wszystkie wydziały miejskie. Dzięki wsparciu radnego Villegasa udało nam się zmienić rozporządzenie. Dziś w każdym wydziale administracji Chicago przy zatrudnianiu weterani są traktowani priorytetowo. Naszym zadaniem jest również pomoc weteranom w dostępie do przysługujących im świadczeń, w tym na poziomie stanowym i federalnym. Co roku rząd federalny przeznacza określoną sumę pieniędzy na weteranów, jednak oni nie nie starają się o te środki. Największą barierą jest brak zrozumienia, jak działa dany program. Naszym zadaniem jest pomoc i edukacja w tej dziedzinie. Przyglądamy się również biznesom prowadzonym przez weteranów – potrzebujemy ich więcej w Chicago. Celem naszego biura jest docieranie do weteranów, aby oni nie musieli pokonywać dalekich dystansów, żeby znaleźć zasoby czy odpowiedzi na swoje pytania.

Kevin Barszcz, Director of Veteran Affairs, Office of the Mayor, City of Chicago

Czy odkąd doszło do zmiany przepisów przy Twoim udziale, więcej weteranów zostało zatrudnionych w miejskich departamentach?

– Przepisy zmieniły się około trzech miesięcy temu, a miejski dział kadr wciąż jest w fazie ich wdrażania. Wielu weteranów już złożyło podania o pracę.  Spodziewamy się, że więcej weteranów wstąpi w szeregi pracowników miejskich. W ciągu najbliższych miesięcy będziemy nagłaśniać ten program. Weterani mają wiele umiejętności i cech, na których miasto może tylko skorzystać.

Jakie to cechy i umiejętności?

– Przede wszystkim umiejętności przywódcze i pracy zespołowej, dostosowania się do różnych ludzi i sytuacji. W wielu przypadkach weterani mają specjalistyczne umiejętności. Dla przykładu, przez cztery lata w wojsku pracowałem jako elektryk na każdym możliwym sprzęcie. Podobnie jest z każdą inną branżą. Wojsko inwestuje miliony dolarów, aby nas przeszkolić i nauczyć zawodu. Weterani to także korzyści ekonomiczne. Rząd federalny pomaga zapłacić za ich studia, udziela korzystnych pożyczek na prowadzenie biznesu. Wiele instytucji może czerpać korzyści z obecności weteranów.

Czy Wasze biuro zajmuje się również problemem bezdomności w społeczności weteranów?

– Tak i współpracujemy w tym zakresie z rządem federalnym. W Chicago mamy wiele zasobów dla bezdomnych weteranów, jest dla nich wystarczająca ilość łóżek, a jednak widzimy ich na ulicach. Czasami dochodzą inne czynniki, jak zdrowie psychiczne, uzależnienia. Czasami chciałoby się na siłę pomóc niektórym z nich. Niestety, nie możemy tego zrobić. To nie jest jak w wojsku, gdzie nie można powiedzieć „nie”. Niektórzy z nich lubią i chcą mieszkać na ulicy, i… mają do tego pełne prawo. Weteran musi chcieć zaakceptować pomoc. Na szczęście populacja bezdomnych weteranów w Chicago nie jest liczna.

Jesteś też łącznikiem Biura Burmistrza ze społecznością polską. W październiku ub. roku pomogłeś zorganizować spotkanie burmistrza Brandona Johnsona z Polonią z okazji Miesiąca Dziedzictwa Polskiego. Po raz pierwszy od lat takie spotkanie odbyło się w ratuszu.

– Stałem się łącznikiem do spraw Polonii z uwagi na moje polskie korzenie. Biuro Burmistrza mocno wspiera polską społeczność w Chicago. Chcieliśmy zorganizować dla niej coś specjalnego. Polska społeczność była jedną z pierwszych grup etnicznych zaproszonych przez Biuro Burmistrza. Blisko współpracuję też z radą doradczą ds. Polonii, Polish Engagement Council, która liczy sobie 24 członków. Od niej dowiadujemy się, czego potrzebuje polska społeczność. Chcemy was słuchać i wspierać. Chcemy zwiększyć widoczność polskich biznesów, polonijnych wydarzeń i wspierać polonijne media.

Czy Twoja praca na rzecz weteranów i praca na rzecz Polonii mają ze sobą coś wspólnego?

– Poznałem wielu weteranów polskiego pochodzenia w rejonie Chicago. Gwardia Narodowa Illinois od lat prowadzi bardzo bliską współpracę z Polską. W wojsku też poznałem kilku Polaków. Jeden z nich, z którym się zaprzyjaźniłem, opowiedział mi o historii Polski, o tym, że przez prawie 125 lat nie było jej na mapie. To niesamowite, jaką odpornością wykazali się Polacy, którzy chcieli odzyskać swój kraj. Wszyscy przedstawiciele polskiej społeczności, których znam, są niezwykle dumni ze swojego kraju. Cieszę się, że mogę być częścią tej wspaniałej społeczności.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad i opracowanie: Joanna Marszałek

[email protected]

Zdjęcia z archiwum Kevina Barszcz

Obóz pracy w Niemczech, przed przybyciem do USA
Kevin Barszcz (w środku) z międzyrządową grupą zadaniową ds. weteranów

Vice President Harris Campaigns in Indianapolis, Indiana, USA - 24 Jul 2024

Vice President Harris Campaigns in Indianapolis, Indiana, USA - 24 Jul 2024

1

1

Z żoną Roxaną w Warszawie

Z żoną Roxaną w Warszawie

Babcia Janina – po lewej z córką Sophie

Babcia Janina – po lewej z córką Sophie

Babcia Janina – po lewej z córką Sophie

Babcia Janina – po lewej z córką Sophie

Kevin Barszcz (w środku) z międzyrządową grupą zadaniową ds. weteranów

Kevin Barszcz (w środku) z międzyrządową grupą zadaniową ds. weteranów

Z babcią Janiną i mamą Gladys

Z babcią Janiną i mamą Gladys

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama