Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 21 listopada 2024 09:06
Reklama KD Market

Ustawa sprzed 100 lat, czyli o imigracyjnej ambiwalencji Ameryki

Ustawa sprzed 100 lat, czyli o imigracyjnej ambiwalencji Ameryki
Prezydent Calvin Coolidge podpisuje Immigration Act of 1924 fot. National Photo Company Collection - Library of Congress/Wikipedia

Równo wiek temu Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił najsłynniejsze ustawodawstwo imigracyjne w historii Ameryki – Immigration Act of 1924. Nastroje, jakie towarzyszyły przyjęciu tej ustawy, były podobne do obecnych – za językiem legislacji kryła się niechęć i niepokój związany z niekontrolowanym napływem imigracji. Choć analogii jest wiele, a schematy ludzkich emocji i uprzedzeń niewiele się zmieniły, minione stulecie przyniosło także poważne zmiany w podejściu do imigracji. 

Ameryka nie zawsze stała otworem dla imigrantów. W jej historii można znaleźć epizody, w których starano się drastycznie ograniczać liczbę przyjmowanych osób, często dyskryminując całe grupy narodowościowe rasowe czy religijne. Immigration Act of 1924 zastąpił wcześniejsze ustawodawstwo, znacznie ograniczając imigrację z krajów spoza półkuli zachodniej. Wstrzymano imigrację z Azji, a całkowity roczny limit przyjmowanych ludzi z pozostałych części świata ograniczono do 165 000. To o 80 proc. mniej w porównaniu do średniej rocznej przed 1914 r. Co ważne dla Polaków, podpisana przez prezydenta Calvina Coolidge’a ustawa radykalnie ograniczyła imigrację z Europy Wschodniej i Południowej. Ówczesny „New York Times” szacował, że jej uchwalenie zmniejszy liczbę imigrantów z II Rzeczypospolitej z 30-50 tys. do 5-10 tys.

Dobrzy i źli imigranci

W ustawie zastosowano tyleż subtelny, co perfidny system kwotowy. Kongresmani obliczyli, ilu imigrantów z każdego kraju europejskiego przebywało w Stanach Zjednoczonych w 1890 r. Następnie za roczny limit osób przyjmowanych z poszczególnych krajów przyjęli 2 proc. tej liczby. Tylko tyle każdego roku można było przyjmować imigrantów z danego kraju. A ponieważ przed końcem XIX wieku liczba imigrantów spoza Europy Zachodniej i Północnej była nadal stosunkowo niewielka, 2-procentowy limit oznaczał znikome kwoty dla przybyszów spoza tego obszaru. Ustawa praktycznie zablokowała możliwość przyjazdów z Azji. Imigrantów z największego kontynentu było stosunkowo niewielu, między innymi z powodu ustawy Chinese Exclusion Act z 1882 r., która wprowadziła moratorium na przyjazdy z Państwa Środka. Według Kongresu chińscy imigranci zagrażali „dobremu porządkowi w niektórych miejscowościach”.

„Amerykanie rozdarci pomiędzy ‘amerykańskim snem’ a strachem przed niekontrolowanym ‘tyglem’ zawsze postrzegali imigrantów w sposób ambiwalentny. W 1924 r., podobnie jak dzisiaj, wielu obywateli myślało w kategoriach ‘dobrej’ i ‘złej’ imigracji. W ich mniemaniu rok 1890 wyznaczył linię podziału między nimi” – pisze Matthew Smith, profesor historii imigracji na Miami University.

Co ciekawe, 68. Kongres Stanów Zjednoczonych, który uchwalił ustawę o imigracji z 1924 r., w następnym miesiącu przyjął także ustawę o obywatelstwie Indian. Potwierdzono, że wszyscy rdzenni Amerykanie byli obywatelami USA od urodzenia. Wbrew pozorom był to dla rdzennych Indian miecz obosieczny – skutkiem legislacji okazało się wzmocnienie ich zależności od terenów rezerwatów jako objętych opieką rządu federalnego.

W 1927 r. wprowadzono nowy limit, oparty na udziale każdej narodowości w całkowitej populacji USA w spisie powszechnym z 1920 r., który miał regulować kwoty imigracyjne Stanów Zjednoczonych do połowy lat 60. XX wieku.

Przełom lat 60.

System kwot został zniesiony dopiero w 1965 r., kiedy prezydent Lyndon Johnson podpisał przełomową Ustawę o imigracji i obywatelstwie. Od tego czasu system imigracyjny jest wolny od jawnej dyskryminacji ze względu na narodowość, z jednym wyjątkiem: rozporządzeniem wykonawczym Donalda Trumpa z 2017 r. tymczasowo zakazującym wiz wjazdowych z Iranu, Iraku, Libii, Somalii, Sudanu, Syrii i Jemenu.

Według Smitha, antyimigracyjne nastroje miały w przeszłości różne podłoża. Natywiści z początku XIX wieku bardziej martwili się religią i tym, jak chronić kulturowo protestanckie fundamenty Ameryki przed katolickimi imigrantami – z których większość pochodziła wówczas z Irlandii i Niemiec. Dylemat, czy cudzoziemcy wyznający lojalność nieomylnemu papieżowi mogą stać się wiernymi obywatelami republiki, odbijał się echem jeszcze podczas kampanii wyborczej z 1960 r., kiedy podobne wątpliwości wysuwano pod adresem Johna F. Kennedy’ego, pierwszego katolika wybranego na urząd prezydenta.

Jednak pod koniec XIX w. dzieci imigrantów – głównie mieszkańców Europy Północnej – w dużej mierze zasymilowały się ze społeczeństwem amerykańskim, pomimo antyniemieckich uprzedzeń, które były powszechne podczas I wojny światowej. W antyimigracyjnej narracji dominowały już uprzedzenia rasowe, a nie religijne, choć granice te zacierały się w przypadku antysemityzmu wobec żydowskich imigrantów z Europy Wschodniej i Środkowej. Popularność „darwinizmu rasowego” osiągnęła swój szczyt: pseudonaukowe myślenie błędnie zinterpretowało idee Karola Darwina na temat ewolucji, stosując w społeczeństwie ludzkim idee takie jak „przetrwanie najlepiej przystosowanych”. Wielu Amerykanów pochodzących z północnej Europy przyjęło wynikający z tego dogmat o „nordyckiej” wyższości. Na początku XX wieku eugenicy mieli obsesję na punkcie rasy, czego przejawem jest ustawa z 1924 r. – uważa prof. Smith.

Strumień zatruwający naród

Według dzisiejszych standardów ustawa z 1924 roku miała rasistowski charakter i miała na celu powstrzymanie fali demograficznej z innych regionów niż Europa Północna i Zachodnia. Jeden z jego sponsorów, Republikanin w Kongresie USA Albert Johnson, ostrzegał podczas debaty Komisję ds. Imigracji Izby Reprezentantów, że „strumień obcej krwi” zatruwa naród. Brzmi znajomo?

Prawica ma jednak inną opinię na temat skutków Immigration Act of 1924. Jej zdaniem ograniczenie imigracji miało pozytywne skutki społeczne i gospodarcze. Zmniejszenie imigracji pozwoliło milionom nowo przybyłych na skuteczniejszą asymilację w społeczeństwie amerykańskim. Zacieśnienie rynku pracy doprowadziło do zwiększenia produktywności i wynagrodzeń pracowników oraz zmniejszenia nierówności ekonomicznych. Roy Beck, założyciel antyimigracyjnej organizacji, podkreśla, jak „w latach 1924–1970 (…) Amerykanie przeszli od narodu robotniczego do narodu klasy średniej”, podkreślając, że ograniczenia imigracyjne przyczyniły się do poprawy warunków ekonomicznych amerykańskich gospodarstw domowych. Jego zdaniem, ograniczenia imigracyjne ułatwiły wielką migrację Afroamerykanów z Południa, umożliwiając im zdobycie pracy w miastach Północy i znaczną poprawę warunków ekonomicznych w efekcie sukcesu późniejszego ruchu praw obywatelskich.

Niezależnie od dzisiejszych ocen, Ustawa o imigracji z 1924 r. pozostaje historycznym punktem odniesienia, odzwierciedlającym napięcia między dwoma opcjami – Ameryki izolującej się od innych i Ameryki otwartej na świat.

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama