W całej historii USA nigdy nie doszło do trwałej secesji jednego ze stanów, choć oczywiście w drugiej połowie XIX wieku doszło do wojny domowej z chwilą, gdy secesję ogłosiło jedenaście z nich. Po zakończeniu działań zbrojnych Sąd Najwyższy uznał w 1869 roku, że jednostronna secesja któregokolwiek ze stanów jest nielegalna, choć byłaby teoretycznie możliwa za zgodą pozostałych stanów. Innymi słowy raczej nie można liczyć na ponowne utworzenie Republiki Teksasu, mimo że istnieje tam dość silny ruch secesyjny.
Nie oznacza to jednak, że niemożliwe są w Ameryce jakiekolwiek przetasowania geograficzne. W roku 1820 powstał stan Maine po odłączeniu się od Massachusetts. Nastąpiło to w wyniku karkołomnego kompromisu, na mocy którego do Unii przyjęto też Missouri, co pozwoliło zachować równowagę liczebną między stanami z legalnym niewolnictwem i tymi, w których niewolników nie było. Natomiast w roku 1863 powstał stan Zachodnia Virginia, który odłączył się od Wirginii na znak protestu przeciw secesji tego stanu.
Mogłoby się wydawać, że wydarzenia te zdecydowanie należą do przeszłości i dziś raczej się nie powtórzą. Jest jednak inaczej. W stanie Oregon istnieje 13 powiatów, które chcą przyłączenia do sąsiedniego Idaho. Najnowszy na tej liście jest powiat Crook, gdzie właśnie odbyły się doroczne zawody Cowboy Fast Draw, poświęcone – jak twierdzą organizatorzy – „romansowi i legendzie Dzikiego Zachodu”. Mieszkańcy wschodniej części Oregonu twierdzą, iż nie są rozumiani przez „zachodnich mieszczuchów”.
Faktem jest, że większość z nieco ponad 4 milionów mieszkańców Oregonu mieszka po zachodniej stronie Gór Kaskadowych, które rozciągają się przez centrum stanu. Na zachodzie leżą miasta o dużej gęstości zaludnienia, takie jak Portland, Salem i Eugene, które w ubiegłych latach głosowały głównie na demokratów. Natomiast na wschodzie znajdują się słabo zaludnione obszary, które od lat głosują na republikanów. I tu jest pies pogrzebany. Począwszy od 1987 roku politycy Partii Demokratycznej dominują we władzach stanowych, co mieszkańców wschodniej część stanu prowadzi do przeświadczenia, iż ich styl życia, przekonania i nawyki są całkowicie ignorowane.
Calvin Foster, jeden z uczestników zawodów polegających na jak najszybszym wyciągnięciu rewolweru z kabury i oddaniu strzału, uważa, że miasta Oregonu nie rozumieją bardziej wiejskiego stylu życia jego powiatów. Wyjaśnia, na czym według niego polega różnica między zachodem i wschodem: – Tutejsza kultura opiera się na rodzinie i broni. Dorastałem z bronią, strzelam prawdopodobnie od piątego roku życia i jest to prawo, które zachowamy na zawsze.
Inny mieszkaniec powiatu Crook, Jim Bunch, jest zdania, iż mieszkańcy zachodniej części stanu nie doceniają mieszkańców wsi i myślą, że hodowla zwierząt jest zła, podobnie jak rolnictwo czy wycinka drzew. Niektórych irytują nawoływania do zakupu elektrycznych samochodów, a inni uważają, że władze stanowe prowadzą zbyt liberalną politykę wobec ruchu LGBTQ+. Jest też oczywiście kwestia aborcji, która w Oregonie jest legalna, a w Idaho – niemal całkowicie zakazana.
W sumie zatem mieszkańcy 13 powiatów stanu Oregon chcą być częścią znacznie bardziej konserwatywnego i republikańskiego Idaho. Jednak taka zmiana geograficzna nie będzie łatwa. Legislatury Oregonu i Idaho musiałyby wyrazić na to zgodę, a gubernatorzy – podpisać odpowiedni akt prawny. Następnie Kongres musiałby zatwierdzić tę decyzję. Teoretycznie jest to wszystko możliwe, ale praktycznie prawie niewykonalne. Mimo to od 2019 roku działa organizacja o nazwie Greater Idaho, której celem jest przyłączenie znacznej części Oregonu do Idaho i której działacze wierzą w ostateczny sukces.
W gruncie rzeczy akcja na rzecz rozszerzenia stanu Idaho jest dość symptomatyczna dla całej Ameryki, w której istnieje dziś ogromna polaryzacja polityczna. Jeśli wschodnia część Oregonu winna przyłączyć się do Idaho z powodów politycznych i kulturowych, dlaczego większość Illinois nie powinna stać się częścią Missouri, Indiany lub Iowy? Wszak w ostatnich wyborach prezydenckich Joe Biden pokonał Donalda Trumpa, uzyskując ponad 57 proc. głosów w stanie Illinois, ale stało się tak przede wszystkim dlatego, iż odniósł spektakularny sukces w powiecie Cook, w którym głosowało na niego 74 proc. wyborców. Gdyby powiatu tego w ogóle nie było, zwycięstwo w Illinois należałoby do Donalda Trumpa, który zdecydowanie wygrał w większości powiatów południa i centrum stanu.
Podobne sytuacje występują dziś w wielu innych miejscach Ameryki. Jeśli zatem działacze grupy Greater Idaho mają rację, nic nie stoi na przeszkodzie, by na mapie USA nie pojawiły się nowe stany, takie jak Cook, South California czy Middle Dakota. Problem w tym, że doprowadziłoby to do podzielenia się Ameryki na część konserwatywną i liberalną, tyle że nie na drodze secesji, lecz przez przesunięcie ludności do odpowiednich szuflad kulturowych i politycznych. Wtedy organizowanie wyborów stałoby się w zasadzie niepotrzebne, gdyż z góry wiadomo by było, kto na danym obszarze wygra, a kto nie ma szans.
Moim miejscem zamieszkania jest niezwykle konserwatywny stan Indiana, w którym w roku 2008 wybory prezydenckie wygrał minimalną większością głosów Barack Obama. Ten niezwykły sukces (pierwsze zwycięstwo demokraty w tym stanie od 1964 roku) zawdzięczał wyborcom tylko kilku powiatów, w tym czterech położonych nad Jeziorem Michigan w pobliżu Chicago. Reszta stanu była i jest totalnie „czerwona”, czyli republikańska. Czas zatem na nowy stan – South Bend Gary – choć może powinien dołączyć on do stanu Cook, co w sumie dałoby South Cookbend.
Andrzej Heyduk