W 2010 roku na targu staroci amerykański handlarz złomem kupił za 14 tysięcy dolarów złote jajo z miniaturowym zegarem w środku. Mężczyzna miał nadzieję zarobić na nim 500 dolarów, sprzedając je na złom, ale potencjalni kupcy uważali, że złote cacko jest za drogie. Sfrustrowany handlarz wpisał w wyszukiwarkę internetową opis jajka i ku swojemu zdumieniu znalazł artykuł na temat jego pochodzenia. Okazało się, że klejnot był podarunkiem cara Aleksandra III dla jego żony, carycy Marii Fiodorownej, z okazji Wielkanocy 1887 roku. Wartość daru oceniano na 33 miliony dolarów!
Wielkanocna ekstrawagancja
Ekstrawagancka tradycja królewskich pisanek Romanowów rozpoczęła się wraz z carem Aleksandrem III w 1885 roku. Władca szukał prezentu wielkanocnego, który zaskoczyłby jego uwielbiającą przepych żonę. Zwrócił się więc do Petera Carla Fabergé, mistrza złotnictwa, z prośbą o wykonanie nietuzinkowego podarunku. Złotnik, zamiast zrobić kolejny olśniewający naszyjnik lub pierścionek, stworzył coś pozornie prostego: białe emaliowane jajko o wysokości około 6 centymetrów (2,3 cala). Jajo otwierało się a jego wnętrze skrywało prawdziwy, niezwykle misternie wykonany skarb – złote żółtko, w środku którego znajdowała się złota kura siedząca na złotej słomie. W kurce ukryta była maleńka diamentowa korona i jeszcze mniejszy rubinowy wisiorek.
To zadziwiające arcydzieło było pierwszym z kolekcji 50 carskich jaj Fabergé, zamawianych corocznie z okazji Wielkanocy przez dwóch ostatnich carów z rodziny Romanowów: Aleksandra III i, od 1894 roku, jego syna Mikołaja II. Złotnik wykonał pierwsze klejnoty zgodnie ze wskazówkami cara Aleksandra, ale po kilku pierwszych latach otrzymał carte blanche na tworzenie kolejnych. Artysta wykorzystał całą swoją kreatywność i kunszt, aby stworzyć najpiękniejsze prezenty, jakie można sobie wyobrazić.
Car pragnął, aby każde z jaj miało osobisty, sentymentalny charakter i upamiętniało ważne wydarzenia z życia Romanowów. Każdego roku złotnik tworzył więc kolejne, zupełnie inne od poprzednich klejnoty. Różniły się wielkością – mierzyły od 6 do ponad 12 cm (4,7 cala), materiałem, z których je wykonano, zdobieniem oraz skarbem znajdującym się w środku. Do ich produkcji używano różnych materiałów – od trójkolorowego złota i srebra, po masę perłową i kryształ górski – i ozdabiano kamieniami szlachetnymi.
Wykonanie każdej z carskich pisanek zajmowało od roku do dwóch lat i wymagało pracy rzemieślników różnych specjalności – fachowców od obróbki metali i szlifowania diamentów. Kilka jajek zostało ozdobionych maleńkimi portretami członków rodziny carskiej, zatrudniano więc również najlepszych w kraju miniaturzystów. Wygląd każdej pisanki, a przede wszystkim jej zawartość zawsze stanowił niespodziankę. Była to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic w kraju. Odkąd car dał złotnikowi wolną rękę w kreacji klejnotu, nawet on nie miał pojęcia, jak będzie wyglądało kolejne jajo.
Każdego roku, przez kolejne trzy dekady Fabergé tworzył własne projekty i kierował produkcją carskich pisanek. Kiedy Aleksander III zmarł w 1894 roku, jego syn car Mikołaj II postanowił utrzymać tradycję i zaczął zamawiać dwa jaja rocznie, jedno dla swojej matki Marii i drugie dla żony Aleksandry. Najbardziej kultowym wytworem Fabergé zachowanym do dziś było Jajo Koronacyjne, wykonane z okazji Wielkanocy 1897, upamiętniające koronację carycy Aleksandry.
Pokryte zostało świetlistą, żółto-zieloną emalią imitującą słoneczny blask oraz maleńkimi diamentami. W środku ukryto karocę – miniaturową replikę pojazdu, którym w dniu ceremonii poruszała się władczyni. Maleńkie drzwi powozu otwierały się, a ze środka można było wyjąć malutki stołek, na którym znajdowało się maleńkie diamentowe jajko.
Jedno z jaj podarowanych przez cara Mikołaja matce miało inkrustowaną perłami, diamentami i kryształami skorupkę wykonaną ze złota, emalii i pozłacanego srebra. W środku umieszczono niezwykle wierne odwzorowanie pałacu carskiego, który Maria szczególnie kochała i nazywała swoim prawdziwym domem.
Zaginione pisanki
Tylko dwa razy w czasie panowania Aleksandra i Mikołaja zawieszono produkcję jaj – w 1904 i 1905 roku, w czasie wojny z Japonią. W kraju rosło niezadowolenie z rządów cara, a zwłaszcza z przepychu otaczającego carską rodzinę, podczas gdy ludność zmagała się z biedą i głodem. Tradycję jednak wznowiono w 1906 roku i kontynuowano do Wielkanocy 1917. Wtedy to Fabergé nie zdążył zaprezentować dwóch ostatnich jaj, nadeszła bowiem bolszewicka rewolucja i Mikołaj II został zmuszony do abdykacji a rok później razem z całą rodziną stracony.
Pod rozkazami nowego przywódcy, Włodzimierza Lenina, bolszewicy spakowali jaja wraz z innymi królewskimi kosztownościami, które znaleźli w carskich pałacach, i ukryli je na Kremlu. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku rosyjska gospodarka załamała się a miliony ludzi dotknął głód, zaczęto więc sprzedawać carskie klejnoty, w tym niezwykłe pisanki, międzynarodowym nabywcom. Bolszewicy nie interesowali się ich wartością artystyczną ani historyczną, liczył się dla nich tylko zysk. Niestety w niektórych przypadkach sprzedawali jajka i znajdujące się w środku niespodzianki oddzielnie, dlatego wiele z tych cennych klejnotów zaginęło.
Z pięćdziesięciu carskich pisanek 42 znajdują się w muzeach i zbiorach prywatnych a los ośmiu pozostaje nieznany. Jedno z jaj znajdowało się podobno swego czasu w Polsce w rękach Waldemara Huczki, romskiego przywódcy z Nowej Soli. Jego rodzina zajmowała się szukaniem skarbów ukrytych przez Niemców pod koniec wojny. Podobno w tajnej skrytce utworzonej w Sudetach między innymi kosztownościami znaleźli jedno z niezwykłych jaj rosyjskiego złotnika.
Jednak historii tej nie udało się nigdy potwierdzić, bowiem Waldemar Huczka został zamordowany przez rabusiów w 1991 roku. Jego willę splądrowano i podobno skradziono wówczas również cenne jajo. Jak twierdzą niektórzy znawcy przedmiotu, rok później carskie cacko miało zostać sprzedane na aukcji w Nowym Jorku za 3 miliony dolarów.
Maggie Sawicka