Piłkarska ekstraklasa wróciła po trwającej 50 dni zimowej przerwie. W piątkowych meczach 20. kolejki Stal Mielec wygrała u siebie z Puszczą Niepołomice 2:1, a Legia Warszawa na wyjeździe z Ruchem Chorzów 1:0.
Piłkarze Stali Mielec zrewanżowali się za porażkę 0:1 poniesioną w Niepołomicac w poprzedniej rundzie.
W pierwszych minutach dość niespodziewanie do ataku ruszyli goście, którzy jednak nie wypracowali sobie dobrej okazji strzeleckiej. Za to po kwadransie gry Stal powinna objąć prowadzenie. Koki Hinokio podał w pole karne do Macieja Domańskiego, ale Oliwier Zych świetnie wybiegł z bramki i zablokował strzał mieleckiego zawodnika.
W 23. minucie Stal sprezentowała bramkę Puszczy. Debiutujący w mieleckim zespole Maksymilian Pingot wykonał niechlujne podanie we własnym polu karnym do Rafy Santosa. Portugalczyk stracił piłkę. W efekcie Michał Firlej podał do Mateusza Cholewiaka, a ten strzałem tuż przy słupku nie dał szans Mateuszowi Kochalskiemu. Zdobywca bramki nie okazywał wielkiej radości, gdyż latach 2015-18 był zawodnikiem Stali, a przed rozpoczęciem gry od prezesa Jacka Klimka pamiątkową paterę i koszulę w podziękowaniu za grę w biało-niebieskich barwach.
W 38. minucie po dośrodkowaniu Alvisa Jaunzemsa główkował Ilja Szkurin, ale posłał piłkę nad poprzeczką. W odpowiedzi prowadzenie Puszczy mógł podwyższyć Konrad Stępień; jego strzał efektowną paradą obronił Kochalski.
Po przerwie, wraz z upływem minut Stal zepchnęła Puszczę do głębokiej defensywy. Strzały Krystiana Getingera i Szkurina były niecelne. W 69. minucie goście wprowadzili szybki kontratak, lecz Jakub Bartosz nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Kochalskim.
Ataki Stali przyniosły efekt dopiero w 83. minucie. Szkurin świetnie przyjął w polu karnym piłkę podaną przez Piotra Wlazłę i strzałem z kilku metrów doprowadził do remisu.
Gospodarze do końca walczyli o komplet punktów i dopięli swego w doliczonym czasie gry. Domański dośrodkował z rzutu wolnego, a Wlazło strzałem głową zdobył zwycięską bramkę. To sprawiło, że Puszcza przerwała serię czterech spotkań bez porażki.
Pierwsza połowa meczu Ruchu z Legią rozegranego na Stadionie Śląskim nie była dobrym widowiskiem. Przewagę wówczas miała Legia, na co wskazują też dane statystyczne. Wykonała wówczas pięć rzutów rożnych, zaś przeciwnicy tylko jeden. Częściej była przy piłce i oddała więcej strzałów. Nie przełożyło się to na gole, gdyż do przerwy zawodnicy schodzili do szatni przy wyniku 0:0.
Najbardziej efektowną akcję zespół ze stolicy w pierwszej odsłonie przeprowadził w 40. min. Jednak kontrę źle skończył Paweł Wszołek, niecelnie podając z prawego skrzydła.
Kibice doczekali się ciekawszej gry obu drużyn po przerwie.
W 52. min szansę na zdobycia gola mieli "Niebiescy". Wykonywali oni wówczas rzut wolny, niezbyt daleko od pola karnego gości. Jednak Miłosz Kozak uderzył niecelnie. Trzy minuty później dobre, prostopadłe podanie dostał - będący w polu karnym - Robert Dadok, ale potknął się i upadł.
W 56. min Legia przeprowadziła kontrę, która zakończyła się zdobyciem przez nią gola. Po dalekim podaniu Wszołka piłka trafiła do Blaza Kramera. Ten ostatni odegrał do Marca Guala, który pokonał chorzowskiego golkipera.
W 72. min powinno być 0:2, jednak będący w bardzo dobrej sytuacji Maciej Rosołek uderzył niecelnie. Cztery minuty później bliski pokonania golkipera Ruchu był Wszołek, ale Dante Stipica zdołał obronić jego strzał.
W ostatnich minutach inicjatywę mieli chorzowianie, ale Legia mądrze się broniła.
(PAP)