Sojusznicy Ameryki, Polski nie wyłączając, mają powody do niepokoju. Chaos w Kongresie i twarda gra polityczna z wykorzystaniem kryzysu migracyjnego na granicy z Meksykiem skutecznie sparaliżowały pomoc dla sojuszników Ameryki – Ukrainy i Izraela. Na domiar złego deklaracje jednego z głównych pretendentów do Białego Domu poddają w wątpliwość integralność NATO i zaufanie w wywiązanie się USA ze zobowiązań w przypadku otwartego konfliktu. Europejscy partnerzy Stanów Zjednoczonych coraz głośniej zadają pytania o wiarygodność pogrążającego się w wewnętrznym kryzysie sojusznika.
W cieniu relacji o coraz gorętszej wojnie polsko-polskiej i amerykańsko-amerykańskiej umykają komunikaty z Ukrainy. A nie są one dobre. Co kilka dni infrastruktura tego kraju jest atakowana przy pomocy zmasowanych nalotów rakietowo-dronowych. Po nieudanej jesiennej kontrofensywie Ukraińców, inicjatywę na froncie przejęła strona rosyjska. Strona ukraińska coraz głośniej alarmuje o braku amunicji i uzbrojenia. Bez pomocy wojskowej nie będzie mogła nie tylko podjąć działań ofensywnych, ale nawet skutecznie się bronić. Unia Europejska przegłosowała co prawda pakiet pomocy wartości 50 miliardów euro, ale jest to suma przeznaczona głównie na cele cywilne, do tego wypłacana w transzach do 2027 roku. W tej sytuacji 60-miliardowy pakiet pomocy z USA staje dla Ukrainy „być albo nie być”.
Z Kijowa napływają też sygnały o zmęczeniu wojną i narastającym konflikcie wojskowych z władzami cywilnymi. To nie wróży dobrze na przyszłość, tym bardziej, że eksperci oceniają, iż kolejną skuteczną ofensywę Ukraina mogłaby przeprowadzić dopiero w 2025 roku. Pomoc może zadecydować, czy Ukraina będzie w nadchodzących miesiącach nadal stawiała opór, czy poniesie porażkę. Niestety wielu ekspertów wyraża opinię, że strategiczna szansa na wygranie całego starcia i odparcie Rosji nie została wykorzystana.
Jednocześnie przedstawiciele NATO i politycy europejscy coraz głośniej mówią o możliwości wybuchu wojny z Rosją w przypadku niepowodzenia Ukrainy. Już teraz dochodzi do coraz częstszych prowokacji. Co kilka dni NATO musi podrywać swoje samoloty w obronie swojej przestrzeni powietrznej. Rosja skutecznie zakłóca też sygnał GPS w części Polski, krajach bałtyckich i Skandynawii. Analitycy rysują coraz czarniejsze scenariusze, a poczucie niepewności Europejczyków zwiększają także obawy o wynik wyborów prezydenckich w USA i deklarowanych planów Donalda Trumpa ułożenia się z Putinem i niepewnej przyszłości NATO.
Nic więc dziwnego, że zarówno Biały Dom, jak i grupa ustawodawców obu izb Kongresu desperacko szukają alternatywnych dróg przekazania pomocy Ukrainie i Izraelowi po klęsce osiągniętego w Senacie kompromisu dotyczącego bezpieczeństwa narodowego.
W grze politycznej, prowadzonej przez Republikanów z Kongresu z administracją Joe Bidena, powiązano kwestię bezpieczeństwa granic, migracji i zaostrzenia prawa azylowego z pomocą dla sojuszników USA. Już w trakcie procedowania ustaw okazało się, że prawa strona sceny politycznej nie jest zainteresowana rozwiązaniem kryzysu granicznego, który politycznie obciąża Demokratów. W ten sposób negocjowany w Senacie przez kilka miesięcy kompromis dotyczący zmian w prawie imigracyjnym wyrzucono do kosza.
Dziś walka idzie o to, aby Republikanie z izby niższej, reprezentujący całe ideologiczne spektrum, zrozumieli, że jakikolwiek kompleksowy pakiet, który wrzuca do jednego worka Izrael, Ukrainę i sprawy graniczne, jest rozwiązaniem, które w długofalowej perspektywie wyrządzi Ameryce więcej szkody niż pożytku. „Nie możemy odejść od Ukrainy. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jeśli to zrobimy, zginą tysiące Amerykanów, ponieważ Putin wkroczy do Polski, my odpowiemy i… wybuchnie III wojna światowa”. Tę opinię kongresmenki Annie Kuster (Demokratka z New Hampshire) podziela wielu Europejczyków. Nawet jeśli ten czarny scenariusz się nie ziści, ucierpi reputacja Stanów Zjednoczonych jako kraju pogrążonego w wewnętrznych swarach, w którym osiągnięcie doraźnych celów politycznych przedkłada się nad długofalowe strategiczne bezpieczeństwo nie tylko USA, ale całego zachodniego świata.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że amerykański pragmatyzm w końcu zwycięży i USA udzielą pomocy swoim sojusznikom. Pytanie tylko, czy nie będzie na nią za późno. Pomijając kwestie militarne, szkody wizerunkowe, jakie przynosi obecny chaos w Waszyngtonie, będą trudne do odrobienia.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.