Amerykański atak to naruszenie suwerenności Syrii i Iraku - oświadczył w sobotę rzecznik irańskiego ministerstwa spraw zagranicznych Nasser Kanani, który potępił uderzenie Waszyngtonu w proirańskie cele w Syrii i Iraku.
"Wczorajszy nocny atak był akcją ryzykowną i kolejnym strategicznym błędem Amerykanów, który spowoduje jedynie nasilenie napięć i niestabilność w regionie" – napisał Kanani w komunikacie.
Rzecznik MSZ w Teheranie nie zdradził, czy w atakach zginęli Irańczycy, ani nie wspomniał o możliwym odwecie.
Według niego amerykańskie ataki stanowią "pogwałcenie suwerenności i integralności terytorialnej Iraku i Syrii, prawa międzynarodowego oraz rażące naruszenie Karty Narodów Zjednoczonych".
Stany Zjednoczone podały, że ich celem było łącznie 85 obiektów w siedmiu różnych miejscach w Syrii i Iraku, ale żaden nie znajdował się na terytorium Iranu. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka (OSDH) co najmniej 18 proirańskich bojowników zginęło we wschodniej Syrii. Z kolei iracki rząd ogłosił, że zginęło 16 osób, w tym cywile.
"Amerykańskie ataki na Irak, Syrię i Jemen mają za zadanie zaspokojenie celów reżimu syjonistycznego" – dodał Kanani, odnosząc się do Izraela, państwa, którego Iran nie uznaje.
Naloty sił USA były odpowiedzią na atak, który miał miejsce 28 stycznia na bazę w Jordanii, w pobliżu granicy z Syrią, w wyniku którego zginęło trzech amerykańskich żołnierzy. Waszyngton przypisał ten atak grupom wspieranym przez Iran.
"Operacja zakończyła się sukcesem" – stwierdził Biały Dom, który po raz kolejny zapewnił, że nie chce "wojny" z Iranem. (PAP)